K-popowe łowczynie demonów – recenzja filmu. Definicja pokolenia Alfa

popkulturowcy.pl 6 godzin temu

Film K-popowe łowczynie demonów to nowy ogromny hit Netflixa. Produkcja zaskakująco bije wszelkie rekordy popularności. Skąd cały szum około tego musicalu?

Nigdy nie sądziłem, iż przyjdzie mi recenzować produkcję biorącą na tapet muzykę z gatunku K-pop. Od początku nie czułem się targetem twórców, ale zdecydowałem dać szansę tej historii. Za reżyserię filmu K-popowe łowczynie demonów odpowiadają Maggie Kang i Chris Appelhans, którzy nie mają zbyt dużego doświadczenia w tej roli. Wychodzi na to, iż poradzili sobie naprawdę dobrze, bo produkcja była dla mnie i dla wielu innych osób choćby niezłym zaskoczeniem. Mimo to muszę przyznać, iż zastrzeżeń mam całą masę. Natomiast tajemnica sukcesu tego filmu jest prostsza niż może się to wydawać.

Historia kręci się wokół gwiazd K-popu o imionach Rumi, Mira i Zoey. Poza swoją niesamowitą karierą muzyczną są nieposkromionymi łowczyniami demonów. Artystki zawsze chętnie i z pełną gotowością chronią swoich fanów przed wszechobecnymi zagrożeniami nie z tego świata. Razem muszą jednak stawić czoła największemu jak dotąd wrogowi — pełnemu nieodpartego uroku konkurencyjnemu boysbandowi. Sęk w tym, iż jego członkowie to tak naprawdę demony, które zagrażają ich światu jak nigdy dotąd. Swoich głosów w animacji użyczyli m.in. Arden Cho, Ahn Hyo-seop, May Hong, Ji-young Yoo, Yunjin Kim, Joel Kim Booster, Liza Koshy, Daniel Dae Kim, Ken Jeong i Byung Hun Lee.

Opis filmu zapowiadał raczej bezpieczną, schematyczną opowieść — i taką właśnie otrzymaliśmy. Od samego początku skojarzyła mi się z filmem Pixara o tytule To nie wypanda. Obydwie produkcje zawierają w sobie elementy walki muzyką, a choćby podobne zabiegi w samej animacji i kreacji bohaterów. Będę jednak szczery, większość animacji opiera się na podobnych formułach. Dlatego też już oglądając pierwszy akt K-popowych łowczyń demonów, wiedziałem, jak cała fabuła zostanie zwieńczona. Na ogół film niczym szczególnym w swojej historii nie zaskakuje. Porównałbym ją choćby do poziomu tzw. brainrotów popularnych w sieci. Do tego jednak wrócę trochę później. W dodatku przyznam, iż niektóre dialogi przypominały te w Minecraft: Film — typowe, sztampowe i czasem aż irytujące. Zdarzało się, iż poziom mojego zażenowania sięgał zenitu. A szkoda, bo był tu potencjał na fabułę, która podpasuje ludziom w każdym wieku, jak np. Kot w butach: Ostatnie życzenie lub W głowie się nie mieści.

fot. kadr z filmu K-popowe łowczynie demonów

Największą siłą hitowej animacji jest natomiast muzyka. Utwory, które prezentują zarówno Rumi, Mira i Zoey, jak i boysband demonów, są świetne. Wpadają w ucho po pierwszej nucie, więc nie dziwi, jaką popularność zyskały w social mediach. Do tego perfekcyjny dobór scen tylko urozmaica emocjonalny odbiór wszystkich piosenek. Golden na pewno na dłużej zagości na mojej głównej playliście na Spotify. Aktorki i aktorzy podkładający głosy pod wszelkie śpiewające postacie to niesamowicie dobre wybory. Niemniej na tym ich zalety się kończą. W połączeniu z dennie napisanymi tekstami aktorsko często wychodzi wszystko dość średnio.

Kolejnym plusem filmu K-popowe łowczynie demonów jest animacja. Na pewno prezentuje się o wiele ciekawiej niż obecne produkcje Disneya i Pixara. Żywa, dynamiczna i pociągająca. Producentem filmu jest Sony Pictures Animation, także studio przyzwyczaiło nas już do kreatywnego podejścia wobec stylu swoich produkcji. Wspomniany dynamizm nie dotyczy jednakże tylko animacji. Tempo całej historii jest wręcz zabójcze. Poza już wymienionymi przeze mnie zaletami tej produkcji tutaj prawdopodobnie tkwi powód, dlaczego ogląda się ją aż tak przyjemnie. Rozrywka trwa jedynie 1 godzinę i 36 minut (wliczając w to ponad 10 minut napisów końcowych). To naprawdę niewiele, a kondensacja treści jest obłędna. Przyznam, iż to genialny ruch ze strony twórców. W obecnych czasach większość odbiorców szczególnie w młodym wieku jest przyzwyczajona do szybkiego podawania treści. Instagramowe rolki czy też TikToki to codzienność dla wielu. Maggie Kang i Chris Appelhans jakimś cudem zdołali zadbać o wybrzmiewanie emocjonalnych fragmentów, jednocześnie nie zwalniając z opowiadaniem historii.

fot. kadr z filmu K-popowe łowczynie demonów

K-popowe łowczynie demonów to bez wątpienia animacja idealna na obecne czasy. Dynamiczna historia i animacja, która dodatkowo przyciąga oko w pierwszych sekundach sprawiają, iż każdemu ogląda się ten film dobrze. Z drugiej strony odrzuca średnio napisany scenariusz, który bez ogródek korzysta z wielu schematów. Fabuła nie jest praktycznie w ogóle oryginalna, a to w połączeniu ze słabym aktorstwem wychodzi często tandetnie. Historię zdecydowanie ratują chwytliwe piosenki, które tylko pomogły w promocji filmu. Na pewno każdemu polecam poświęcić te półtorej godziny na zapoznanie się z produkcją. K-popowe łowczynie demonów nie należą ani trochę do kina wysokich lotów, ale to udana produkcja, która jest świetna na rozrywkę bez wytężania umysłu.


fot. główna: materiały prasowe

Idź do oryginalnego materiału