No płaczesz, nie tylko go już nie weźmiesz na ręce, ale nigdy więcej nie zobaczysz swojego wnuka! — opowieść o teściowej, która zniszczyła rodzinę
Każda kobieta ma inne relacje z teściową. Jednym układa się ciepło i pełne szacunku, innym jakoś to leci. Ale są historie, w które aż trudno uwierzyć, dopóki sama nie znajdziesz się w takim piekle. Tak było z moją przyjaciółką Kasią, której życie zamieniło się w niekończącą się walkę z kobietą, która dzień po dniu powoli zatruwała jej życie.
Gdy Kasia poznała Darka, miała zaledwie dwadzieścia jeden lat. On był starszy, miał już za sobą nieudane małżeństwo i wychowywał dwoje dzieci z poprzedniego związku. Mimo różnicy wieku i życiowego doświadczenia, między nimi pojawiła się prawdziwa miłość. Wierzyli, iż przetrwają wszystko — zarówno przeszłość, jak i opinie innych. Ale jedna przeszkoda okazała się nie do pokonania — matka Darka, Genowefa.
Od pierwszego dnia ta kobieta nie kryła niechęci. Drażniło ją wszystko: wiek Kasi, jej prostota, sposób mówienia, pragnienie miłości. Teściowa robiła małe podłe rzeczy, zrzucała maskę uprzejmości — jakby specjalnie szukała pretekstu, by dokopać. Kasia próbowała się dostosować, wierzyła, iż zyska jej życzliwość. Myliła się.
Najpierw Genowefa przyniosła do ich wspólnego domu kociaka, doskonale wiedząc, iż Kasia ma alergię i iż mieszkają tam już dorosły kot i pies. Dom zamienił się w cyrk pełny zazdrosnych zwierząt. Potem teściowa zaczęła wynosić z mieszkania „niepotrzebne” rzeczy, w tym książki, gitarę, a choćby osobiste prezenty Kasi, tłumacząc, iż „z niemowlakiem nie ma czasu w takie fanaberie”. Najgorsze było jednak to, jak zareagowała na ciążę.
Gdy Kasia musiała leżeć na zachowaniu, Genowefa została w domu i rządziła jak u siebie. Pocięła poślubną bieliznę na ścierki, wyrzuciła część ubrań. Ciężarna dziewczyna czuła się jak intruzka we własnym domu. Ale najgorsze dopiero miało nadejść.
Pod koniec ciąży postanowili dokończyć remont. Darek poprosił o pomoc matkę. Ta przyszła i od razu zażądała, by Kasia — w ósmym miesiącu — bieliła sufity. Gdy Kasia grzecznie odmówiła, tłumacząc się stanem, Genowefa tylko się uśmiechnęła:
— Za moich czasów baby rodziły w polu i jeszcze widłami robiły, a ty taka delikatna, tylko byle jak się wykręcić.
Darek milczał. A w tym milczeniu był cios silniejszy niż słowa.
Po porodzie Kasia wróciła do domu z zupełnie innym sercem. Czuła, iż jest tam obca. A gdy w kocyku od teściowej znalazła ukryte igły — zamarła z przerażenia. Pokazała to mężowi, ale on stwierdził, iż „chyba jej się wydaje”. Kasia nie wytrzymała — wrzuciła koc do pieca i patrzyła, jak płonie jej strach, wiara i cierpliwość.
Minęło kilka tygodni. Plecy bolały nie do zniesienia, trzeba było zanieść dziecko do przychodni. Pomocy nie było. Nikogo. Wtedy Darek wezwał matkę. Genowefa przyjechała z miną męczennicy. Całą drogę gderNa Klinice Genowefa co chwilę komentowała, jak bardzo Kasia sobie nie radzi, aż ta w końcu wybuchnęła i powiedziała, iż wystarczy.