Jula wyleciała na jubileusz teściowej dobę wcześniej niż reszta i, ledwie usadowiwszy się w fotelu samolotu, drgnęła — ktoś niespodziewanie zawołał ją po imieniu…

newskey24.com 2 tygodni temu

**Dziennik osobisty**

Wyleciałam na jubileusz teściowej dzień przed resztą rodziny. Ledwo usadowiłam się w fotelu samolotu, a tu ktoś nieoczekiwanie zawołał mnie po imieniu

Nerwowo kręciłam pasek torby, stojąc w kolejce do odprawy. Do uroczystości teściowej a adekwatnie już byłej został jeszcze cały dzień, ale celowo wybrałam wcześniejszy lot. Wiedziałam, iż Marek, jak zwykle, zostawi wszystko na ostatnią chwilę i pewnie poleci dopiero następnego ranka. Minęły trzy lata od rozwodu, a przez cały ten czas udawało nam się żyć w jednym mieście, nigdy się nie spotykając. Teraz najmniej chciałam naruszać tę kruchą równowagę.

Miejsce 12A, przemknęło mi przed oczami na karcie pokładowej. Przy oknie, tak jak lubię. W samolocie sięgnęłam po książkę nową powieść, którą zaczęłam wczoraj i nie mogłam się oderwać. Historia o miłości, zdradzie i wybaczeniu. Kiedyś unikałam takich tematów, ale czas leczy rany.

Alicja? Znany głos sprawił, iż drgnęłam. To dopiero zbieg okoliczności

Powoli podniosłam wzrok. Marek stał w przejściu, trzymając walizkę. Wciąż taki sam, zadbany, w swojej ulubionej szarej marynarce. Tylko na skroniach pojawiły się siwe włosy, których wcześniej nie zauważyłam.

Zawsze spóźniasz się wyrwało mi się zamiast powitania.

A ty zawsze wszystko planujesz z wyprzedzeniem uśmiechnął się, wyjmując bilet. Hm 12B.

Poczułam, jak policzki płoną. Trzy godziny lotu obok człowieka, którego tak starannie unikałam przez te wszystkie lata. Wyglądało na to, iż los postanowił zakpić z naszych planów.

Mogę zamienić się z kimś zaczął Marek.

Nie ma potrzeby przerwałam. Jesteśmy dorośli.

Skinął głową i usiadł obok. Pachniał tym samym wodą kolońską, a ten zapach boleśnie poruszył coś głęboko we mnie. Ileż razy budziłam się, czując go

Jak praca? zapytał po starcie, gdy cisza stała się nie do zniesienia.

Dobrze. Otworzyłam własne studio jogi starałam się mówić spokojnie. A ty wciąż w tej samej firmie?

Nie, przeszedłem do konsultingu. Pamiętasz, iż zawsze o tym marzyłem?

Oczywiście pamiętałam. I to, jak wiele się o to kłóciliśmy. Ja bałam się zmian, on pragnął czegoś nowego. Teraz, po latach, każdy dostał to, czego chciał. Dlaczego więc tak boli serce?

Mama będzie się cieszyć, iż cię widzi powiedział Marek po chwili milczenia. Wciąż trzyma tę ceramiczną wazę, którą podarowałaś jej na ostatni jubileusz.

Anna Stanisławówna zawsze była zawahałam się, szukając słów, dla mnie bardzo dobra.

choćby po rozwodzie mówiła, iż byłaś najlepszą synową, o jakiej można marzyć.

Zaczęło mnie szczypać w oczach. Sięgnęłam po książkę, próbując ukryć wzruszenie.

Co czytasz? Marek spojrzał na okładkę.

Czas wybaczać odpowiedziałam, i oboje zamilkliśmy, uświadamiając sobie ironię tytułu.

Resztę lotu spędziliśmy w ciszy, ale była to już inna cisza nie napięta jak struna, ale niemal przytulna, jak dawniej. Gdy samolot wylądował w Poznaniu, Marek pomógł mi zdjąć torbę z półki bagażowej.

Może weźmiemy jedną taksówkę? zaproponował. W końcu jedziemy w tę samą stronę.

Wahałam się. Trzy lata temu rozstaliśmy się, pewni, iż już nigdy nie będziemy blisko. A jednak oto jesteśmy, i świat się nie zawalił.

Dobrze skinęłam głową. Tylko ja będę pilnować trasy, bo ty zawsze kłócisz się z nawigacją.

Marek zaśmiał się, a ten znajomy śmiech wywołał drżenie w sercu. Może czasem trzeba po prostu puścić przeszłość, aby teraźniejszość stała się jaśniejsza?

Wychodząc z samolotu, pomyślałam, iż po raz pierwszy od dawna nie żałuję przypadkowego spotkania. Przed nami był jubileusz, suto zastawiony stół i niezręczne spojrzenia rodziny. Ale teraz wiedziałam damy radę. W końcu zawsze to potrafiliśmy.

Taksówka wiła się wieczornymi ulicami Poznania. Ja, jak obiecałam, śledziłam trasę, czasem podpowiadając kierowcy. Marek siedział obok, a między nami leżała tylko torba na środkowym siedzeniu.

Tu w prawo powiedziałam, a Marek mimowolnie się uśmiechnął: zawsze lepiej niż on pamiętałam drogę do jego rodziców.

Pamiętasz, jak pierwszy raz przyjechaliśmy do mamy? nagle zapytał. Denerwowałaś się całą drogą

Nic dziwnego! prychnęłam. Trzy razy przebierałam się przed wyjściem. Chciałam dobrze wypaść.

A w efekcie wylałaś na siebie barszcz

Rozśmialiśmy się, i przez chwilę wydawało się, iż czas się cofnął. Ale taksówka zatrzymała się przed znanym domem, a ta chwila rozpłynęła się w wieczornym zmierzchu.

Anna Stanisławówna powitała nas w progu, klaszcząc w dłonie:

Przyjechaliście razem? Co za niespodzianka!

Spotkaliśmy się przypadkiem w samolocie pospiesznie wyjaśniłam, widząc, jak w oczach teściowej zapala się nadzieja.

Wchodźcie, wchodźcie! Alu, przygotowałam twój pokój, ten sam

Zamarłam. Mój pokój sypialnia na piętrze, gdzie zawsze zatrzymywaliśmy się podczas wizyt. Gdzie rano słońce malowało wzory na tapetach, a z okna widać było starą jabłoń

Mamo, może ja lepiej w salonie? zaczął Marek.

Ani mi się waż! odcięła Anna Stanisławówna. Jutro będą goście. Ala śpi w sypialni, ty w swoim dawnym pokoju. Jak zawsze.

Jak zawsze te słowa odbiły się echem w moich myślach. Nic już nie było jak zawsze, ale nikt nie śmiał się sprzeciwić.

Wieczór minął na przygotowaniach. Ja pomagałam w kuchni, Marek przeglądał stare pudełka na strychu matka długo go o to prosiła. Starannie unikaliśmy zostawania sam na sam, ale pod jednym dachem nie było to łatwe.

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Łóżko wydawało się zbyt szerokie, zbyt puste. Za ścianą, w dawnym pokoju Marka, skrzypiała podłoga on też nie spał. Rozpoznawałam te dźwięki: trzy kroki do okna, cztery z powrotem

Idź do oryginalnego materiału