Jestem tylko mamą. O miłości — ani praw, ani czasu.

polregion.pl 1 tydzień temu

Ja – tylko mama. O miłości – ani prawa, ani czasu

Mojej córce Oli skończyło się szesnaście lat. Młodszemu, Kubie – dwanaście. Już prawie nastolatki. A ja wciąż jestem tylko mamą. Ani kobietą, ani człowiekiem z marzeniami i prawem do własnego życia – po prostu mamą. Rano – szkoła i kanapki. W dzień – praca. Wieczorem – kółka zainteresowań, lekcje, kolacja. Nocą – zmęczenie i łzy w poduszkę. Cicho, żeby nikt nie usłyszał.

Z ich ojcem, Piotrem, rozstaliśmy się pięć lat temu. Bez awantur. Bez sądów. Pewnego dnia po prostu stwierdził, iż zniknęłam w macierzyństwie, iż między nami nie ma już namiętności. Choć prawda była inna – od dawna pisał z inną kobietą, którą, jak się okazało, znał od lat.

Nie robiłam z tego dramatu przy dzieciach. Powiedziałam, iż tak będzie lepiej – teraz mają dwa domy. Przeżywały, oczywiście. Ola nie jadła, Kuba milczał wieczorami. Ale minęło. Przywykli. Ja byłam z nimi zawsze. A tata – od święta, na spacerach, w kawiarni, w kinie. Wynajmował mieszkanie w Łodzi, żył z tamtą kobietą. Dzieci tam nie zapraszał – mówił, iż jeszcze nie czas na takie spotkania. Nie protestowałam. Niech się widują, niech nie tracą kontaktu. Choć w środku wszystko się we mnie rwało.

Ale dzieci i tak się dowiedziały. O ślubie. O nowej kobiecie. Ola wtedy płakała całą noc, a rano patrzyła na mnie z bólem i pogardą – jakby to ja ją zdradziłam. Z Kubą było jeszcze ciężej – zamknął się w sobie, przestał dzielić się choćby drobiazgami. Nie miałam do nich pretensji. Cierpieli. Ale ja też.

A potem nadszedł Sylwester. Poszłyśmy z dziewczynami z pracy na firmową imprezę. Restauracja była zatłoczona, muzyka, światła. Śmiałyśmy się. Po raz pierwszy od lat pozwoliłam sobie po prostu być sobą.

I wtedy go spotkałam. Tomek. Nie przystojniak z okładki, ale coś w jego oczach – ciepłe, żywe, prawdziwe. Był starszy, mieszkał sam, syn już dawno dorosły. Rozmawialiśmy, dałam mu numer. I się zaczęło.

Dawał kwiaty. Mówił, iż jestem piękna. Po prostu. Bez powodu. Pytał, jak minął mi dzień. Nie wymagał, nie oceniał. A ja chowałam te bukiety jak nastolatka. Chowałam prezenty w szafie. Zmywałam zapach perfum przed powrotem do domu. Czułam się, jakbym obiecywała kłamstwo – zwłaszcza dzieciom. Przecież dałam sobie słowo, iż póki nie dorosną, ani kroku w stronę własnego szczęścia.

Mama wiedziała. Tylko ona. To ona zostawała z dziećmi, gdy wymykałam się na randki. Ale pewnego dnia… się wygadała. Przy zwykłej rozmowie z Olą mimochodem rzuciła, iż jestem z mężczyzną. Ola wybuchnęła.

– Jesteś taka sama jak on! – krzyczała. – Kłamałaś! Jesteś obłudna!

Stałam jak sparaliżowana, bez słowa. A ona, moja dziewczynka, moja duma, ciskała we mnie słowami jak nożami. Każde trafiało w samo serce. A Kuba… Po prostu poszedł do swojego pokoju i nie odezwał się ani słowem. Od tamtej pory prawie ze mną nie rozmawia.

Próbowałam tłumaczyć. Że nie przestałam być ich mamą. Że ja też jestem człowiekiem, który chce czuć ciepło. Że Tomek jest dobry, życzliwy, nie chce zająć niczyjego miejsca, tylko być obok. Ale Ola nie słucha. Dla niej jestem zdrajczynią.

Tomek proponuje, żebyśmy zamieszkali razem. Chce, żebyśmy się pobrali. Widzi, żeA ja stoję w rozkroku między miłością a poczuciem obowiązku, nie wiedząc, czy wybrać ciepło jego dłoni, czy łzy moich dzieci.

Idź do oryginalnego materiału