Jestem tylko mamą. Miłość ma swoje ograniczenia.

twojacena.pl 1 tydzień temu

Jestem tylko mamą. O miłości – ani prawa, ani czasu

Moja córka Weronika skończyła właśnie szesnaście lat. Młodszy, Kacper, ma dwanaście. To już prawie nastolatki. A ja wciąż jestem tylko mamą. Nie kobietą, nie człowiekiem z marzeniami i prawem do własnego życia – po prostu mamą. Rano – szkoła i śniadania. W dzień – praca. Wieczorem – zajęcia dodatkowe, lekcje, kolacja. Nocą – zmęczenie i łzy w poduszkę. Cicho, żeby nikt nie usłyszał.

Z ich ojcem, Tomaszem, rozstaliśmy się pięć lat temu. Bez awantur. Bez sądów. Pewnego dnia po prostu stwierdził, iż rozpłynęłam się w macierzyństwie, iż między nami już nie ma iskry. Choć prawda była inna – od dawna pisał z inną kobietą, którą, jak się okazało, znał od lat.

Nie robiłam z tego tragedii przy dzieciach. Powiedziałam, iż tak będzie lepiej – teraz mają dwa domy. Przeżywały, oczywiście. Weronika nie jadła, Kacper wieczorami milczał. Ale minęło. Przywykli. Ja byłam z nimi zawsze. A tata – czasem, na spacerach, w kawiarni, w kinie. Wynajmował mieszkanie w Łodzi, żył z tamtą kobietą. Dzieci tam nie zapraszał – tłumaczył, iż nie jest gotowy na takie spotkanie. Nie protestowałam. Niech się widują, niech nie tracą kontaktu. Choć we mnie wszystko pękało.

Ale i tak się dowiedzieli. O ślubie. O nowej kobiecie. Weronika płakała całą noc, a rano patrzyła na mnie z bólem i pogardą – jakby to ja ją zdradziłam. Z Kacprem było jeszcze ciężej – zamknął się w sobie, przestał mówić choćby o drobiazgach. Nie miałam im tego za złe. Cierpieli. Ale ja też.

A potem nadszedł Sylwester. Poszłyśmy z dziewczynami z pracy na firmową imprezę. W restauracji było tłoczno, grała muzyka, migotały światła. Śmiałyśmy się. Po raz pierwszy od lat pozwoliłam sobie po prostu być sobą.

I wtedy go spotkałam. Marek. Nie przystojniak z okładki, ale coś w jego spojrzeniu – ciepłe, żywe, prawdziwe. Był starszy, mieszkał sam, syn dawno już wyprowadził się z domu. Rozmawialiśmy, podałam numer. I tak się zaczęło.

Przynosił kwiaty. Mówił, iż jestem piękna. Tak po prostu. Bez powodu. Pytał, jak mi minął dzień. Nie wymagał, nie oceniał. A ja chowałam te bukiety jak nastolatka. Prezenty w szafie. Zmywałam zapach perfum przed powrotem do domu. Czułam, iż oszukuję wszystkich – zwłaszcza dzieci. Przecież obiecałam sobie, iż dopóki nie dorosną, ani kroku w stronę własnego szczęścia.

Mama wiedziała. Tylko ona. To ona zajmowała się dziećmi, gdy wymykałam się na spotkania. Ale pewnego dnia… wygadała się. W rozmowie z Weroniką napomknęła, iż widuję się z mężczyzną. Córka wybuchła.

– Jesteś taka jak on! – krzyczała. – Okłamywałaś nas! Obłudnica!

Stałam, nie mogąc wydusić słowa. A ona, moja dziewczynka, moja duma, rzucała w mnie słowami jak nożami. Każde trafiało w sedno. A Kacper… Po prostu zamknął się w pokoju i milczał. Od tamtej pory prawie ze mną nie rozmawia.

Próbowałam tłumaczyć. Że przez cały czas jestem ich mamą. Że ja też jestem człowiekiem i pragnę ciepła. Że Marek jest dobry, iż nie chce nikogo zastąpić, tylko być obok. Ale Weronika nie słucha. Dla niej jestem zdrajczynią.

Marek proponuje wspólne mieszkanie. Proponuje ślub. Chce budować przyszłość. A ja… stoję w martwym punkcie. Bo córka stawia ultimatum: on albo my. I rozpadam się w środku.

Serce szepcze – zasługujesz na miłość. A macierzyństwo krAle dziś, patrząc w ich oczy, wiem, iż muszę znaleźć sposób, by pogodzić miłość do nich z miłością do siebie.

Idź do oryginalnego materiału