Jego przeszłość

twojacena.pl 1 tydzień temu

„Jego była”

„Dziękuję ci, Wojtuś! Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła” – błysnęło powiadomienie na ekranie telefona.

Telefon męża zadrżał właśnie w jej dłoni. Kasia automatycznie rzuciła okiem na ekran. Nadawcą była jakaś Marysia. Koniec wiadomości zdobił kokieteryjny emotikon w kształcie serduszka.

Kasia aż szeroko otworzyła oczy. Marysia? Wojtuś? Mogłaby pomyśleć, iż to jakaś z rodziny albo współpracownica, gdyby nie jedno „ale”: mąż nie miał wśród znajomych żadnej Marysi. A może jednak miał?

Gwałtownie podniosła wzrok. Najpierw trzeba wyjaśnić, później wyciągać wnioski. Jednak serce ukłuło zazdrością.

— Kim jest Marysia? – Kasia z całych sił starała się, by głos nie zadrżał.

Wojciech, który właśnie spokojnie sączył kawę, choćby nie od razu zrozumiał, o co chodzi.

— Co?
— Marysia – przeciągnęła Kasia, pokazując mu telefon. – Kto to jest?

Mąż spojrzał na ekran, w jego oczach przemknął błysk niepokoju. gwałtownie odwrócił wzrok i wzruszył ramionami.

— A… To Marina.
Kasia zamarła.
— Jaka znowu Marina?
— No… Moja była. Między nami już nic nie ma.

Powoli odłożyła jego telefon na stół i skrzyżowała ręce na piersi.

— Była dziewczyna mówi do ciebie „Wojtuś” i dziękuje z serduszkiem? Na poważnie?

Wojtek znów wzruszył ramionami, jakby to był temat nie wart dyskusji.

— No tak. Trochę jej pomogłem. Prosiła o pożyczkę, dałem.
Kasię zalała fala wściekłości.
— Dałeś pieniądze swojej byłej?!
— No tak, co w tym złego?
— Co w tym złego?! – przedrzeźniła go. – Serio? Uważasz, iż to normalne? Brać z naszego wspólnego budżetu i przekazywać jakimś Marysiom?

W końcu spojrzał jej w oczy.

— Kasia, robisz z igły widły. Nie jesteśmy wrogami, znamy się od lat. Dlaczego nie mogłem jej pomóc?

Rozśmiała się, ale w tym śmiechu nie było radości.

— Jesteś żonaty, Wojtek. Żonaty! Ze mną. A pomagasz komuś, z kim byłeś przede mną.

Westchnął zirytowany, jakby tłumaczył coś oczywistego upartemu dziecku.

— No nie rozstaliśmy się w gniewie. To nie jest dla mnie obca osoba.
— A ja jestem obca?

Wojtek milczał. Kasia smutno pokręciła głową i ciężko westchnęła.

— Ile to już trwa?
— Co konkretnie?
— Wasza urocza znajomość.

Znów spojrzał w bok.

— Zawsze byliśmy w kontakcie. Jeszcze przed tobą. Tylko wcześniej o tym nie mówiłem. Nie chciałem cię denerwować.

Kasia poczuła, jak w środku wszystko stygnie.

— Czyli przez dwa lata to ukrywałeś?
— Nie ukrywałem! Po prostu nie widziałem potrzeby mówić. Nie zdradzam cię. Nie masz powodu do stresu.

Powoli wypuściła powietrze, walcząc, by nie krzyczeć ze złości.

— I często jej pomagasz?
— No, czasem. zwykle drobiazgi. Raz szafę złożyć, raz komputer naprawić.
— Czyli ty, mój mąż, biegasz pomagać innej kobiecie jak hydraulik od wszystkiego?
— O co ci chodzi?! – wybuchnął nagle. – No pomogłem, no dałem pieniądze! To zbrodnia?! Tobie też bym pomógł!

Kasia spojrzała na niego z lodowatym spokojem.

— jeżeli nie widzisz w tym nic dziwnego, to znaczy, iż mamy inne spojrzenie na małżeństwo.

Odwróciła się i wyszła z kuchni. Nie chciała teraz widzieć jego twarzy.

Kasia nie pamiętała, jak minął tamten dzień. Emocje rozrywały ją od środka. Wściekłość, żal, zagubienie. Próbowała analizować sytuację na chłodno, ale w głowie wirowało tylko jedno pytanie: „Jak mogłam tego nie zauważyć?”

Wojtek nie wyglądał na winnego. Teraz już nie ukrywał, iż utrzymuje kontakt z Marysią, ale udawał, iż to nic szczególnego.

W ciągu kilku tygodni puzzle ułożyły się w całość. Teraz, gdy Kasia wiedziała, czego szukać, obraz stał się jasny. Jej mąż wcześniej co kilka dni zostawał dłużej w pracy. Co kilka dni jego była nagle miała „awarię”, którą trzeba było natychmiast naprawić.

— Wieczorem wpadnę do Marysi – rzucił Wojtek przy kolacji, jakby mówił o pogodzie. – Ma problem z pralką.

Kasia odłożyła widelec i zmrużyła oczy.

— A innych fachowców w Warszawie nie ma?
— No weź, co to dla mnie trudnego?
— Dla ciebie – nie. Dla mnie trudno to znosić.
— No i zaczyna się! Znowu ta sama śpiewka?
— Oczywiście, znowu – odparła lodowato. – Bo twoja była zbyt często „przypadkiem” wpada w tarapaty. Dobrze, iż nie macie wspólnego dziecka.

Wojtek spojrzał na nią z lekką irytacją, ale dalej jadł.

— A gdyby to była sąsiadka albo moja matka? Też byś zabroniła pomagać?
— Różnica w tym, iż „ktoś inny” nie wzywałby cię co drugi dzień.
— Kasia – Wojtek zmęczonym gestem odłożył widelec. – Na litość boską, zachowujesz się, jakbym cię zdradzał.
— Nie wiem, czy zdradzasz, ale zachowujesz się podejrzanie. A to mnie wkurza – odcięła się ostro.

Skrzywił się lekko.

— Nie ufasz mi.
— A mam powód, żeby ufać?

Zapadła cisza.

Trzy dni później Marysia znowu dała o sobie znać.

— Dzwoniła Marysia – oznajmił obojętnie Wojtek. – Mówi, iż chce kupić lodówkę, ale nie ma jak przewieźć.

Kasia powoli się odwróciła.

— Chcesz powiedzieć, iż rzucisz wszystko, weźmiesz auto i pojedziesz jej przewozić lodówkę?
— No i co w tym złego?
— Wojtek, naprawdę nie widzisz problemu?
— Widzę, iż robisz z tego dramat.
— Nie, to ty urządzasz cyrk, a ja nie chcę w nim brać udziału. Twoja była dzwoni – a ty pędzisz do niej na zawołanie! jeżeli tak bardzo chcesz się nią opiekować, możesz od razu do niej się wprowadzić. Zaoszczędzisz na benzynie.
— Mówisz poważnie?
— Absolutnie.
— Więc mnie wyrzucasz, tak?
— Nie, Wojtek. Daję ci wybór. Albo jesteś w tej rodzinie, albo osobno. Nie chcę cię widzieć.

Odwróciła się i wyszła. Nie zamierzała dać się wciągnąć wPrzez następne miesiące Kasia stopniowo odkrywała, iż największym prezentem od losu było nie to, co straciła, ale to, zyskała – spokój i szacunek do samej siebie.

Idź do oryginalnego materiału