Jedna przeciw wszystkim

twojacena.pl 7 godzin temu

Ola przeciw wszystkim

Ola pierwszy raz zobaczyła latarnię w książce, gdy miała pięć lat. Na obrazku stała samotna i wysoka, a wokół szalało morze, ciemne jak atrament. Dziewczynka przycisnęła palce do strony i szepnęła: Będę tam mieszkać. Rodzice się roześmiali. Babcia powiedziała: Masz wyobraźnię jak artysta. A ciocia Alina tylko prychnęła: To wszystko bajki. Lepiej zostań inżynierem.

I Ola została. Poszła na elektronikę, bo brzmiało to poważnie. Choć serce i tak ciągnęło ją do morza. Po wykładach rysowała latarnie w zeszytach, czytała na nowo Stevensona, słuchała szumu fal na YouTube, a każdy urlop spędzała nad wodą.

Co za fanaberia? mówiła matka. Normalni ludzie jeżdżą na wczasy, a ona do jakiejś Łeby!

Lubię północ uśmiechała się Ola.

Poraby ci wyjść za mąż, a nie latarnie oglądać!

Po studiach Ola dostała pracę w firmie serwisującej sprzęt nawigacyjny. Robot jak każda inna: schematy, lutowanie, sprzęt. Ale pewnego dnia szef rzucił:

Jest wakat. Na dalekiej północy. Morska miejscowość, stacja radiowa przy latarni. Chcesz?

Skinęła bez słowa. Jakby całe życie na to czekała.

Tam ciężko żyć. Zmiana trzy miesiące. Tylko latarnia i dozorca. Miejscowi czasem zajrzą.

Zgadzam się.

Matka wpadła w histerię:

Chcesz zamarznąć w lesie? Oszalałaś?! Wyciągnęliśmy cię między ludzi, a ty chcesz się bujać po bagnach z jakimś dozorcą!

Mamo, to moja szansa.

Szansa na samotność i biedę!

Ojciec milczał, patrząc w okno. W końcu rzekł:

Niech jedzie. Niech spróbuje.

Miejscowość nazywała się Kluczewo. Kilka domków, rybackie molo, sklep i latarnia na klifie. Gdy Ola pierwszy raz wyszła na brzeg, o mało nie zwiało ją wiatrem. Morze huczało, mewy krzyczały, niebo wisiało nisko, jakby zaraz miało puścić deszcz. Ale serce śpiewało.

Ty Ola? podszedł wysoki siwowłosy mężczyzna w ciepłej kurtce. Ja Staszek. Dozorca. Tutejszy opiekun.

Roześmiał się, zabrał jej plecak i zaprowadził do domku przy latarni. Pachniało tam naftą, chlebem i miodem. Na stole stała lampa, na półkach książki i muszle.

Tutaj będziesz mieszkać. Latarnia pod twoją opieką. Stacja stara, ale sprawna. Pomóż mi utrzymać ją w ryzach.

Dam radę.

Nie wątpię. Masz minę, jakbyś się z morzem przyjaźniła.

Z początku było ciężko. Sztormy, cisza, długie wieczory. Ola naprawiła sprzęt, zaprzyjaźniła się z miejscowymi zwłaszcza z Marysią, drobną sprzedawczynią ze sklepu.

Porozmawiać z tobą to jak wypić herbatę z malinami. Robi się cieplej mówiła.

A Ola wieczorami siadała na schodach latarni i pisała listy. Do siebie. Do przyszłości. W przeszłości miała tylko niespełnione oczekiwania rodziny. Teraz była sobą.

Pewnego dnia przyszła paczka. Z miasta. List od matki:

Jesteś oczywiście dziwna. Ja i Alina nie rozumiemy, czego tam szukasz. Ale ojciec jest dumny. Przyjeżdżaj, jak zechcesz. Albo chociaż pisz.

Ola westchnęła. Poczuła, jak gdzieś głęboko, po raz pierwszy od dawna, robi się cieplej.

Minęły trzy miesiące. Ola pakowała się do domu. Latarnia stała się jak rodzina. Staszek uściskał ją mocno:

Wracaj. Bez ciebie tu smutno.

W mieście przywitali ją chłodno. Matka krytycznie obejrzała jej rzeczy, ciocia Alina oświadczyła:

To wszystko była pomyłka. Wracaj do normalnej pracy.

Ale Ola już wiedziała: nie wróci. Podjęła decyzję. Sama.

Pół roku później znów stała przy latarni. Sztorm cichł. Staszek machnął ręką:

No i proszę, a ja już placek upiekłem!

Teraz miała swój kącik w domku, tabliczkę na drzwiach: Inżynier nawigacji. Ola Morska. Tak nazywali ją miejscowi.

Jesteś jak żywioł mówił Staszek. Najpierw szalejesz, potem grzejesz.

Madzia, uczennica z sąsiedniej ulicy, przynosiła rysunki malowała latarnie, jak Ola w dzieciństwie. Rybacy dawali świeżego dorsza. Ktoś choćby napomykał o zamążpójściu.

Staszku, a ty czemu nieżonaty? spytała pewnego dnia Ola.

Byłem. Ale utonęła. Dawno temu. Od tamtej pory latarnia to mój towarzysz.

Przepraszam

Nie trzeba. Ty jesteś jakby jej głos wrócił.

Pewnej nocy w latarni padła główna nadajnia. Ola pracowała dobę bez snu, skontaktowała się z szefem, wezwała pomoc. Przyjechali specjaliści. Jeden z nich gość koło trzydziestki, Artur.

A ty to ta słynna Ola z latarni? O tobie w całej firmie gadają.

E tam. Po prostu robię, co kocham.

Pili herbatę, śmiali się, kłócili o schematy. Artur został na parę dni. Odjeżdżając, rzucił:

Wrócę. jeżeli nie masz nic przeciwko.

Będę miała, jeżeli nie wrócisz.

Ola stała na klifie. Fale biły w skały. Za nią migotała latarnia. Jej latarnia. Wiatr plątał włosy. Wyciągnęła ręce na boki i krzyknęła:

Hej, świecie! Znalazłam siebie!

A świat odpowiedział pomrukiem morza, światłem latarni i cichym głosem w sercu: Jesteś w domu.

Od tamtej pory Ola nie miała wątpliwości. Bo każdego wieczora, gdy na szczycie latarni zapalało się światło, wiedziała: ktoś na morzu je zobaczy i zrozumie, dokąd płynąć.

A to jest bezcenne.

Wiosna w Kluczewie przyszła nagle. Śnieg nie topniał znikał. Jakby odszedł bez pożegnania. Ola stała na ganku latarni, patrzyła na szare morze i czuła w piersi to, po co tu przyjechała: spokój.

No i co, Morska, gotowa na sezon? Staszek wyszedł z kubkiem herbaty.

Prawie. Zostało wymienić parę przewodów i można włączać automatykę. Szef dzwonił Artur przysunął się bliżej, objął ją ramieniem i szepnął: „Dobrze, iż ten świat ma jeszcze ludzi, którzy potrafią świecić tak jak ty.”, a latarnia mrugnęła w odpowiedzi, jakby zgadzając się z każdym słowem.

Idź do oryginalnego materiału