Jaśmina Wójcik: „Dorosłość jest zgubna”. Rozmawiamy z reżyserką filmu „Król Maciuś Pierwszy”

filmawka.pl 1 dzień temu

Kilka lat temu zadebiutowała głośnym dokumentem Symfonia Fabryki Ursus, a w tym roku powraca ze swoim drugim filmem. Król Maciuś Pierwszy inspirowany jest powieścią Janusza Korczaka o tym samym tytule, a jego głównymi bohaterkami są córki reżyserki – Zoja i Lea. Dziewczynki opowiadają nam o świecie widzianym oczami dziecka – wolnym od ocen, hierarchii i wstydu, które narzuca dorosłość. Film miał premierę podczas 22. Millennium Docs Against Gravity, a w tej chwili można obejrzeć go na 25. BNP Paribas Nowe Horyzonty w ramach sekcji Front wizualny.


Czym według Ciebie jest dorosłość?

Dobre pytanie na rozgrzewkę (śmiech). Mocny kaliber. Dorosłość jest na pewno odpowiedzialnością, bywa obciążająca. Wydaje mi się, iż jak byłam mała, jak najszybciej chciałam być dorosła. A jak już jestem dorosła, chciałabym znowu być dzieckiem. Dzieci przypominają mi, co tak naprawdę jest ważne. Pokazują, żeby zwracać uwagę na drobiazgi. Natomiast jako dorośli łatwo popadamy w koleiny myślenia. Mamy doświadczenie, trochę pożyliśmy, wydaje nam się, iż dużo wiemy, a to bywa zgubne. Jesteśmy czasami mało otwarci na to, iż można coś zrobić inaczej. Dorosłość wydaje mi się czymś jednak zgubnym.

Twoje córki mają w tym filmie zaledwie kilka lat, sześć i osiem. Dorosłe osoby mogłyby zapisywać ich wypowiedzi i trzymać jako złote myśli.

Usłyszałam niedawno pytanie, na ile to są wypowiedzi moich córek, a na ile ja mówiłam im, co mają mówić. Nigdy w życiu nie zrobiłabym takiego filmu. Moja wyobraźnia jest bardzo maleńka przy dziecięcej wyobraźni i ich sposobie podejścia do świata. Bardzo bym chciała, żeby osoby dorosłe posłuchały dzieci. Nie są do tego potrzebne własne dzieci, wystarczy np. posłuchać dziecka w autobusie, w kolejce w sklepie, albo prowadzić jakieś spotkania z dziećmi. Chciałabym zachęcić do posłuchania dzieci, a nie tylko do narzucania im swojego punktu widzenia. Dzieci są niesamowite, tylko trzeba im zostawić odrobinę przestrzeni

Poza tym też wydaje mi się, iż wszyscy mamy gdzieś ukryte swoje wewnętrzne dziecko. Nikt z nas nie urodził się dorosły. Myślę, iż przez ten kontakt z samą/samym sobą sprzed kilkunastu czy kilkudziesięciu lat jesteśmy w stanie spojrzeć na świat trochę inaczej, niż przez te filtry, które nakładamy na rzeczywistość w dorosłości.

Kadr z filmu „Król Maciuś Pierwszy”

Pracujesz nad edukacją pozasystemową. Co sprawiło, iż zaczęłaś działać w tej dziedzinie?

Bardzo się zawiodłam na systemie edukacji. Na początku edukacji naszych dzieci w ogóle nie myśleliśmy, żeby być poza edukacją państwową.Natomiast ten system nas wypchnął. Nie przystawaliśmy do niego. Był pełen agresji, niezrozumienia i braku chęci zrozumienia. Zaczęliśmy szukać poza nim, co okazało się bardzo fascynującą przygodą. Oczywiście nie jest ona łatwa, bo cały czas trzeba szukać swojej drogi. Nie jest tak, iż edukacja pozasystemowa wiąże się z absolutną wolnością. Korczak i jego podejście do dzieci i wychowania jest mi bardzo bliski.

On zawsze podkreślał istotną rolę dorosłego. To dorosły odpowiada za proces, dorosły zabezpiecza i stwarza ramy. Jednocześnie ważne jest, by podążać za dzieckiem. Prowadzę zajęcia artystyczne i staram się patrzeć, co działa na dzieci, z czego czerpią radość, co jest dla nich trudne, jak o tym z nimi rozmawiać. Bardzo mnie inspiruje też literatura skandynawska, bo ona nie boi się trudnych tematów. Dzieci same pytają i widzą, co się dookoła nas dzieje. Trzeba też wyjść temu naprzeciw. Nie mówić tylko o tym iż liście są zielone, a słońce pięknie świeci. No tak, świeci słońce, ale mamy suszę, prawda? Dzieci to wszystko widzą, czują. Wydaje mi się, iż to się wiąże ze świadomym wychowaniem obywateli czy obywatelek, które może się źle kojarzy, to “wychowanie obywatelskie’, ale wydaje mi się, iż chodzi o takie społecznikostwo trochę. Bo dzieci chcą działać. Bardzo się angażują w różne akcje społeczne. Staram się na to wszystko odpowiadać, znajdować odpowiednie narzędzia.

Prowadzisz zajęcia w różnych placówkach, ale od 2021 roku tworzysz też Gazetę Dzieci.

Tak, to jest gazeta inspirowana Małym Przeglądem Janusza Korczaka. To się dzieje adekwatnie w całej Polsce z najróżniejszymi grupami dzieci, bo też pracuję z dziećmi z ośrodków wychowawczych, opiekuńczych, z otwartych naborów, z dziećmi w edukacji systemowej, pozasystemowej.

Mamy redakcje w całej Polsce, które składają się z chętnych dzieciaków, z redaktorek i redaktorów, które same piszą teksty, rysują, ja potem te teksty skanuję i wydajemy w papierze jako dużą Gazetę Dzieci.

Czy film Król Maciuś Pierwszy jest przedłużeniem tego życiowego projektu, kolejnym głosem w sprawie? Czym dla Ciebie było stworzenie tego filmu?

Film dokumentalny ma moc. Jest też dostępny, wiele osób może go obejrzeć. Wchodzimy w jakiś świat i on albo na nas działa, albo nie. Bardzo wierzę w medium filmowe.

Naprawdę nie zgadzam się z tym, jak podchodzi się do dzieci i jak się je traktuje. Dzieciaki w szkołach systemowych często nie odnajdują żadnego dorosłego, który może im towarzyszyć. W ośrodkach wychowawczych są dzieciaki, które nie dostały żadnego wsparcia, choćby zwykłego: jestem przy Tobie, rozumiem Cię, pogadajmy. Tylko to właśnie dorośli jeszcze bardziej odrzucali i wykluczali te dzieci. Takie dziecko nie ma poczucia własnej wartości i ponieważ czuje się najgorsze to zaczyna w to wierzyć Bardzo chcę się temu przeciwstawić i dlatego zrobiłam ten film, ponieważ bardzo, bardzo wierzę w potencjał edukacji, ale także w moc i siłę głosu dzieci.

Kadr z filmu „Król Maciuś Pierwszy”

Król Maciuś Pierwszy Janusza Korczaka jest punktem wyjścia i tłem w Twoim filmie. Czy jako dziecko też zapałałaś miłością do tej lektury tak samo jak później Twoje córki?

Nie, raczej nie. Ja nie lubiłam tej książki, ponieważ źle się skończyła i była bardzo trudna. Ja kochałam jako dziecko historie, które się dobrze kończą i bardzo chciałam takich historii. W ogóle było nie do pomyślenia dla mnie, iż jakaś historia może się źle skończyć. Szczególnie książki, baśnie. Na takim etapie właśnie gdzieś koło 10-11 lat.

Potem w liceum kochałam trudne książki, takie jak Dostojewskiego czy Bułhakowa, ale to dopiero w liceum. Natomiast gdzieś w szkole podstawowej bardzo potrzebowałam takich baśni, disnejowskich baśni i Król Maciuś był bardzo trudną lekturą dla mnie. Bo naprawdę to jest adekwatnie seria porażek. Od tego, od śmierci rodziców, poprzez jakichś dorosłych, którzy są niesprzyjający zupełnie, którzy gdzieś knują za jego plecami, przez wypowiadanie wojen, przez królów innych państw, przez zdrady przyjaciela, aż po zesłanie na bezludną wyspę. Więc to jest po prostu książka, która była bardzo trudna dla mnie. Tym bardziej byłam zaskoczona, iż moje córki tak na okrągło słuchają audiobooka, a potem bawią się w tę książkę.

Więc postanowiłam to jakoś właśnie zbadać, ale też z innymi dziećmi, bo podczas powstawania Króla Maciusia było bardzo wiele warsztatów z różnymi dzieciakami i istotnych dla tego procesu poszukiwań. One oczywiście ostatecznie nie znalazły się w filmie, ale były ważne.

A jak myślisz, dlaczego ta lektura stała się taka bliska właśnie Twoim córkom, bohaterkom filmu?

Wiele z tych problemów, z którymi mierzy się Maciuś, to są tak naprawdę problemy, z którymi mierzymy się na co dzień. Trochę trudniejsza literatura, właśnie Maciuś czy wspomniana przeze mnie wcześniej literatura skandynawska, pozwalają jakoś oswoić te problemy, konfliktowe sytuacje, czy jakieś dążenia, marzenia. Otwierają one chęć do rozmowy,. ale też chęć zmiany. Lea (córka – przyp. red.) też mówi o tym jasno. Chciałaby iść i protestować, bo dzieci mają tę sprawczość.Nasze córki uczestniczyły z nami przez swoje długie lata dzieciństwa w wielu, wielu protestach. Są przyzwyczajone do tego, iż jak się z czymś nie zgadzasz, to masz też różne możliwości wypowiedzenia tego gniewu, tej niezgody. Jedną z nich jest jakieś manifestowanie czy wypisywanie haseł na sztandarach i protestowanie.

W tym filmie dzieci jednocześnie bawią się w wojnę, ale wydają się też bardzo świadome realnego konfliktu, który wydarza się na świecie, u naszych sąsiadów. Czy u was były takie rozmowy o wojnie w Ukrainie, w Gazie? Jak o tym rozmawiać, żeby nie traumatyzować?

Oczywiście, iż były. Dzieci widzą i słyszą wszystko, co się dzieje dookoła nich, tylko te komunikaty nie są często do nich dostosowane. Trafiają do nich jakieś fragmenty, które wzbudzają niepokój czy lęk, więc one pytają. Odpowiadamy na ich pytania, choćby jak one są trudne, choćby jak wydawało nam się początkowo, iż gdzieś mogą to dzieciństwo w jakimś sensie zakończyć. Tak się nie stało, bo dzieci po prostu to wszystko czują i trzeba też im w tych emocjach towarzyszyć.

Dziewczyny też były z nami parokrotnie w Palestynie, mają tam kolegów, więc ta wojna w Gazie również ich dotyka. Ta bezsilność, ten smutek, to przerażenie są czymś, co można współdzielić. I to nie jest tak, iż dzieci się nimi traumatyzuje, bo to nie ja zaczynam od swojego smutku, który na nie przelewam. To one słyszą i widzą jakieś sytuacje, które gdzieś do nich docierają. O tym trzeba po prostu rozmawiać. Kolejnym krokiem jest to, co możemy z tym zrobić, jak możemy na to zareagować, jak możemy pomóc, żeby właśnie nie zostać w samej tej rozpaczy i bezsilności.

Kadr z filmu „Król Maciuś Pierwszy”

To nie jest częsta sytuacja, iż dzieci z Polski często bywają w Palestynie i mają palestyńskich kolegów, koleżanki. Jak to się stało?

To był wyjazd w ramach rezydencji artystycznej z Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim. Ja na początku byłam tam sama w 2018 roku, a potem to też była wieloletnia kooperacja i wymiana artystów palestyńskich i polskich dzięki Ice Sienkiewicz-Nowackiej, która jest szefową działu rezydencji. Ona nawiązała kontakty z Palestyną i potem była też wystawa w Zamku Ujazdowskim, Codzienne formy oporu. Udało nam się pojechać z dziewczynami, bo nakręciliśmy wtedy z nimi short Sarha. To było przed Maciusiem. Chcieliśmy sprawdzić, czy uda nam się podążać za dziećmi. Palestyna jest niesamowitym doświadczeniem, bardzo intensywnym, bardzo trudnym, ale też bardzo pięknym, którym bardzo chciałam podzielić się z córkami.

Nie wiedziałam oczywiście, jak one zareagują. Postanowiliśmy z Jakubem Wróblewskim, tatą dziewczynek, który był autorem zdjęć w filmie Sarha i w Maciusiu…, po prostu zobaczyć, jak one będą odbierały Palestynę. Więc za nimi chodziliśmy i obserwowaliśmy, a one zatrzymywały się na każdym kroku i bawiły się w jakichś miejscach, które nam wydawały się zwykłym wysypiskiem śmieci. Grały sobie na strąkach, bawiły się kawałkami palm, fascynowały się ludźmi. Pierwszy raz w życiu słyszały muezina, który nawoływał do modlitwy i były bardzo otwarte. Z drugiej strony też były zszokowane checkpointami i izraelskimi żołnierzami oraz żołnierkami, które były tylko kilka lat od nich starsze. To też było dla nich mocne doświadczenie. Potem też długie miesiące rysowały swoje wspomnienia i to wszystko zostało zaprezentowane na wystawie w Zamku Ujazdowskim.

Dzieci poznały też niesamowitych ludzi – właśnie Palestyńczyków i Palestynki – którzy potem gościli właśnie w Polsce w Zamku Ujazdowskim. To była dla nich wspaniała wieloletnia przygoda, którą wszyscy odczuwamy bardzo osobiście przez wojnę w Gazie i ataki Izraela.

Czy zaczynając pracę nad Królem Maciusiem, miałaś klarowną wizję tego, jaki ten film będzie, jakie tematy będą w nim poruszane, czy raczej podążałaś za córkami?

Na początku razem ze współscenarzystą Igorem Stokwiszewskim zaczęliśmy się zastanawiać nad kolejnym filmem po Symfonii Fabryki Ursus. Igor powiedział, iż skoro jestem tak zaangażowana w edukację pozasystemową, to może warto byłoby zrobić coś w tym kierunku Uznałam to za świetny pomysł, ponieważ jest to dla mnie bardzo istotny i naglący teraz temat. Razem z Igorem lubimy pracować warsztatowo, więc zaczęliśmy poszukiwania. Na początku wymyśliliśmy, iż pojedziemy na około dziesięciodniowy wyjazd z dużą grupą dzieci, z którymi będziemy pracować.

To już było też po tym, jak moje dziewczyny się fascynowały Królem Maciusiem. Stwierdziliśmy więc, iż zobaczymy jak ta książka działa dzisiaj na inne dzieciaki. Chcieliśmy pojechać wspólnie z kompozytorem i choreografem, żeby się pobawić i zobaczyć, co z tego wyniknie. Obraliśmy kierunek laboratorium pomysłów oraz podążania za dziećmi – gdziekolwiek miałoby to nas zaprowadzić. W 2019 roku dostaliśmy stypendium scenariuszowe z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.

A później wybuchła pandemia.

Tak, przez to nie mogliśmy wtedy stworzyć tego typu warsztatów. Z Kubą i dziewczynami wyjechaliśmy z miasta, bo mieliśmy taką możliwość. Dziewczyny całe dnie spędzały w otoczeniu natury. Były w edukacji domowej, więc spotkania z grupą szkolną rzadko się odbywały. Ta natura była dla nich czymś niesamowitym, bo to właśnie one opowiadały, co robiły. Wtedy po rodzinnej rozmowie podjęliśmy decyzję, żeby łapać te chwile i je dokumentować.

Od razu też powiedzieliśmy, iż dziewczyny nie będą aktorkami, bo nie chcemy, żeby cokolwiek grały. Chcieliśmy po prostu złapać te momenty między nimi i momenty w naturze. Tak zaczął się ten kierunek. Kolejne warsztaty, które miały wejść do filmu, ostatecznie do niego nie weszły. Ja mówię już o tej perspektywie pięcioletniej.Opowiadam jakby to się działo tydzień po tygodniu, natomiast to był długi proces i też zaskakujący, bo właśnie ten Król Maciuś gdzieś w narracji zaczął schodzić na drugi tor. Najważniejsza była relacja i to, co się działo między dziewczynkami.

Kadr z filmu „Król Maciuś Pierwszy”

Jedną z emocji, które pojawiają się w filmie jako etap dorastania, jest wstyd. Jak myślisz, czego powinniśmy tak naprawdę się wstydzić?

Myślę, iż powinniśmy się wstydzić tego, iż nie chronimy świata, który mamy. Na festiwalu Millennium Docs Against Gravity obejrzałam niesamowity film Yintah, który opowiada o rdzennych mieszkańcach Kanady i o tym, jaki jest ich stosunek do Ziemi. Jeden z wodzów powiedział w pewnym momencie: „my nie posiadamy ziemi, nie jesteśmy właścicielami tej ziemi, my do niej należymy”. I wydaje mi się, iż to jest największy wstyd – iż nie czujemy, iż należymy do ziemi, tylko iż ją eksploatujemy w nieustanny i każdy możliwy sposób.

Ten film jest piękny, bo pokazuje właśnie przywiązanie do ziemi, szacunek do źródeł, do wody, którą przecież każdy z nas i każda z nas potrzebuje do picia, do natury, która tworzy tlen, którym oddychamy. A naprzeciwko tych ludzi stoi cała kapitalistyczna struktura państwa, firm i korporacji, które przeprowadzają gazociąg przez te tereny. Yintah łamie serce i myślę, iż dotyczy każdego zakątka ziemi. Odbyło się też spotkanie z wodzem, który mówił właśnie, iż musimy myśleć o swoich dzieciach, wnukach i przyszłych pokoleniach.

Jeśli w jakimś najmniejszym procencie Król Maciuś Pierwszy mógłby się do tego przyczynić, żeby szanować to, co jeszcze mamy i żeby to chronić, zamiast niszczyć i wyzyskiwać, to myślę, iż byłoby to najpiękniejsze.

Mam jeszcze na koniec taką serię szybkich pytań. Na co dzień najbardziej inspiruje mnie…

Natura i dzieci.

Chciałabym, żeby dzieci…

Były słuchane.

A chciałabym, żeby dorośli…

Słuchali dzieci.

Mój kolejny film będzie o…

Neuroatypowych kobietach.

Nie mogę się doczekać.


Korekta: Magda Wołowska, Anna Czerwińska

Idź do oryginalnego materiału