Zresztą choćby francuska pisarka nie pokazuje się w filmie jako intelektualistka czy feministka, nie dowiemy się, skąd wynikała jej popularność ani na czym polegał jej społeczny fenomen. Przypomnijmy, iż jest autorką kilkudziesięciu powieści i sztuk teatralnych, pisała dla „Le Figaro”, tworzyła też eseje polityczne oraz autobiograficzne świadectwo epoki „Historia mojego życia”. Z punktu widzenia filmu najważniejsze stało się erotyczne napięcie między pierwszoplanowymi bohaterami. W rzeczywistości związek pisarki i pianisty przypominał bardziej relację matka–syn.
Podobnie strywializowana została Jane Stirling, jednak jej pamięci zrobiono coś znacznie gorszego, zredukowano ją bowiem do roli głupiutkiej, egzaltowanej uczennicy podkochującej się nieszczęśliwie w nauczycielu. Była wszystkim, tylko nie tym. Była wykształconą, inteligentną, samodzielną kobietą, zdolną pianistką, ale przede wszystkim „menedżerką” kompozytora i strażniczką jego spuścizny. Niewątpliwie miała więcej realizmu, zdecydowania i roztropności od samego Chopina, więcej też „męskiej” odpowiedzialności. Poświęciła mu swoje życie, a kiedy zmarł w 1849 r., to o niej paryżanie mówili „wdowa po Chopinie” i darzyli szacunkiem.
Czytaj też: Idź do oryginalnego materiału












