JAMES EARL JONES i jego głos to popkulturowe dziedzictwo. Pewnie jeszcze do nas wróci

film.org.pl 1 tydzień temu

Znacie go z roli Dartha Vadera, Mufasy i innych postaci wyróżniających się wyjątkowo charakterystycznym głosem. Zmarł James Earl Jones i mam wrażenie, iż swym odejściem wydrążył w popkulturze sporych rozmiarów dziurę. Czy aby na pewno nie znajdzie się sposób na to, by przywrócić go w jakiś sposób do życia?

Mam taki zwyczaj, iż gdy odchodzi ktoś znany, szczególnie, gdy to ktoś, kogo bardzo ceniłem, poświęcam mu wieczór. Dokonuję wówczas emocjonalnego „pogrzebu”, poprzez seans filmu, w którym dany aktor lub aktorka zagrali wybitną, pamiętną rolę. W ten sposób pożegnałem Rutgera Hauera, ostatnio Alaina Delona. Postanowiłem, iż hołd wypada złożyć także aktorowi, który użyczał swojego głosu postaci Dartha Vadera. Zaskoczę was jednak. W celu upamiętnienia postaci Jonesa nie sięgnąłem do Nowej Nadziei. Sięgnąłem po Conana.

Uwielbiam ten film, ale to nie czas i miejsce by tłumaczyć jego wyjątkowość. Wykorzystam przykład Conana, by wskazać, iż Jones także znakomicie radził sobie w tradycyjnym wymiarze aktorstwa. Arnold, umówmy się, gra w Conanie głównie mięśniami, nie ma jeszcze żadnego doświadczenia i tym bardziej warsztatu. To właśnie James Earl Jones, szczególnie w ostatnim akcie, aktorsko niesie ten film na swoich barkach.

Chciałbym przytoczyć dwie sceny, które są dla tej roli niezwykle istotne. Pierwsza scena dzieje się tuż na początku filmu. Thulsa Doom schodzi z konia, ściąga hełm, chwyta miecz i patrzy swym niesamowicie przenikliwym wzrokiem prosto w oczy matki Conana. Jego spojrzenie jest tak hipnotyzujące, iż ta odpuszcza wszelkie zamiary zaatakowania swego oprawcy. Ten wykorzystuje moment słabości i błyskawicznie ścina jej głowę.

Drugi moment to bodaj najsłynniejsza scena z udziałem Jonesa w tym filmie. Thulsa Doom robi demonstrację swojej siły. W odróżnieniu do Conana, siła Dooma opiera się jednak nie na fizyczności a sztuce perswazji. Zaledwie skinieniem i zdawkowym poleceniem wzywa niewiastę do tego, by skoczyła z klifu i poniosła śmierć. Ta oczywiście czyni, jak lider nakazał. Ten wykorzystuje ten przykład, by dać do zrozumienia Conanowi na czym polega prawdziwa siła, czyli umiejętność wywierania wpływu na ludzi.

Dziś traktuję to jako metakomentarz do samej twórczości tego aktora. Zwróćcie uwagę, iż on nigdy (lub przeważnie) nie grał na pierwszym planie. Ba, w filmach choćby nie musiał pojawiać się w formie cielesnej. Wystarczył tylko jego niezwykle sugestywny głos, by charyzma aktora niemalże rozlała się po całym ekranie.

Nie ma wątpliwości, iż Jones posiadał jeden z najbardziej rozpoznawalnych głosów w historii kina. Stawiałbym go w jednym rzędzie z Orsonem Wellesem (co ciekawe, to ten aktor pierwotnie miał podkładać głos Darthowi Vaderowi, ale Lucas miał uznać, iż jest do tej roli za bardzo rozpoznawalny). Warto podkreślić, iż choć James Earl Jones znany jest głównie z głosowych kreacji, jego dorobek obejmuje różnorodne role w teatrze, filmie (i telewizji), jak przytoczony przeze mnie Conan właśnie.

Głos Jonesa jest tak silnie zakorzeniony w popukulturze, iż mam poważne wątpliwości co do tego, czy po śmierci aktora, tak po prostu przestaniemy go słyszeć. Jestem przekonany, iż prawnicy już pracują weryfikując licencje i przeglądając kontrakty, jakie zawierał aktor z poszczególnymi wytwórniami, w tym przede wszystkim z Disneyem.

Możliwości powrotu Jamesa Earla Jonesa jest przecież wiele, nie mówię jednak o chęci generowania jego wizerunku w formie cyfrowej (jak stało się ostatnio chociażby z Ianem Holem w Obcym: Romulusie), ale o jego powrót… fonetyczny. Już serial Obi-Wan Kenobi udowodnił, iż sztuczna inteligencja poradziłaby sobie z zadaniem ponownego zastosowania w danej postaci charakterystycznego głosu aktora. jeżeli Darth Vader miałby raz jeszcze wrócić, na potrzeby serialu, filmu, czy (co najbardziej prawdopodobne) gry wideo, wówczas z pewnością nowy materiał także zostałby powołany na podstawie dostępnych zapisów. Na razie jednak nie wiadomo, czy opcja sięgnięcia po głos aktora pośmiertnie w ogóle leży na stole. Znając mechanizmy współczesnego Hollywood, trudno mówić, by nie było to możliwe.

Idź do oryginalnego materiału