O czym jest książka?
O kokainie.
O Warszawie.
O świecie bez uczuć i wartości, gdzie tą
drugą są pieniądze i władza i nic poza tym. To tak w wielkim skrócie. Ślepnąc od świateł, opowiada historię Jacka, dilera, wróć
detalisty kokainy, który pokazuje nam świat, w którym się obraca. Świat ludzi
wciągających, bogatych, celebrytów, żon biznesmenów, modelek, polityków i osób
z nimi powiązanych. Świat, który fascynuje każdego z was, choćby tych, którzy
nigdy nie mieli z narkotykami nic wspólnego i wiedzą jak wyglądają tylko z
telewizji. Fascynuje wszystkich, bo to świat zakazany, zły. Jacek obraca
się w świecie ludzi z tzw. półświatka, których nikt z nas nie chciałby spotkać
na swojej drodze, dla których przemoc jest naturalnym elementem ich pracy, a
właściwie zajęcia, bo pracą to ciężko nazwać.
Język, jakim posługuje się Żulczyk, jest językiem
specyficznym, przesiąkniętym zapachem ulicy, doprawionym gdzieniegdzie
elementami więziennego grypsu, jednak nie można odmówić mu walorów
artystycznych. Opis pisarza jest
zimny, rzeczowy, jak kamień, który uderza czytelnika mocno w twarz, jest
wyrazisty, specyficzny, subiektywny do bólu, zapada w pamięć. W książce jest
dużo wulgaryzmów, o ile ja nie jestem zwolenniczką rzucania kurwami na prawo i
lewo w tym wypadku jest to konieczne, no bo czy wyobrażacie sobie typów spod
ciemnej gwiazdy bez słowa kurwa, stosowanego jako przecinek? Ja nie. Wulgaryzmy
tu są uzasadnione i w zasadzie potrzebne, dzięki nim powieść jest realna,
chyba.
Na uwagę zasługuje też bogata galeria postaci, wykreowanych
przez Jakuba Żulczyka, od Paziny, która jest jedyną jego przyjaciółką, przez
ciekawie nakreślone sylwetki klientów, aż po ludzi, z którymi robi interesy. Jego klienci traktują kokainę jako sposób na nudę albo żeby
wytrzymać do rana, następnego dnia, tygodnia, miesiąca, są bezrefleksyjni,
przedstawieni tylko w kontekście narkotyków lub zajmowanej pozycji, są
czytelnikowi obojętni, zupełnie jak Jackowi. Ludzi w jego świecie określają to,
czym się zajmują i ile mają pieniędzy, o tym, czy Jacek ich lubi, decyduje to,
jak się zachowują i z nim rozmawiają. Jaki
jest on sam? Dobrze zorganizowany, pragmatyczny, opanowany, spokojny,
inteligentny, pozbawiony emocji, zimny, lubimy go, jednak przeraża nas jego
obojętność.
Żulczyk pokazuje nam nocną Warszawę, opanowaną przez
pieniądze, alkohol, narkotyki i seks, wszystko, aby zapomnieć, wszystko tylko
na chwilę, wszystko bez znaczenia. Warszawę napędzaną na pieniądze, odurzoną
kreską, w oparach papierosów.
Miasto, jakie opisuje nam pisarz, jest wyraźne i jednocześnie za mglą, jest
tłem i zarazem jednym z bohaterów.
Czytając, Ślepnąc od świateł, mamy
wrażenie, iż wszyscy wciągają, wszyscy są źli, a miastem rządzi mafia, jakaś
część prawdy w tym z pewnością jest, ale to tylko jednak strona medalu. W każdym razie książka pochłania bez
reszty, wciąga, ja wciągnęłam ją w niecałe dwa dni, po jej zamknięciu nie
mogłam spać, cały czas tłukła mi się po głowie i nie dawała spokoju, dlatego
koniecznie musicie ją przeczytać.