Fraza „live action remake” kojarzy się przede wszystkim z nowymi adaptacjami klasyków Disneya (zresztą tylko w tym roku mogliśmy oglądać Śnieżkę oraz Lilo i Stitcha). Tym razem jednak do kin trafiła nowa wersja kochanego przeboju studia DreamWorks – Jak wytresować smoka. I o ile adaptacje Disneya to remaki, które z lepszym lub gorszym skutkiem dodawały coś od siebie, o tyle tegoroczna wersja przygód Szczerbatka i Czkawki zadowoli wszystkich tych, którzy oczekują, iż remake będzie po prostu powtórką z rozrywki, oferującą to samo, ale w innej formie.
I żeby nie było – to rozrywka pierwszorzędna, bo i taką była animacja. Reżyser Dean DeBlois najwyraźniej postanowił nie ryzykować i nie mieszać zanadto w fabule, a zamiast tego przeprowadzić widza przez tę samą historię. Aby to się sprawdziło, potrzebował jednak kilku istotnych składowych, z obsadą na czele. I na szczęście ten aspekt udał się wybornie – Mason Thames jako Czkawka to naprawdę natchniony casting. Nie dość, iż przypomina model z animacji, to jeszcze doskonale portretuje na ekranie charakter tego bohatera. Jest uroczy, niezręczny, ale i wzbudzający zaufanie, a do tego kapitalnie wypada w interakcjach z CGI Szczerbatkiem. Sam smok, jak widać było już w zwiastunach, wygląda kropka w kropkę jak ten z animacji (choć oczywiście wpisuje się w ogólny „realizm”) i jest równie pocieszny.
Reszta obsady też wypada bardzo dobrze – Nico Parker nie brakuje zadziorności Astrid i ma dobrą chemię z Thamesem. jeżeli ktoś niepokoił się tym castingiem tylko dlatego, iż Parker nie jest biała, to zupełnie nie było potrzeby (swoją drogą w filmie fakt, iż w Berk mieszkają czarnoskórzy, nie zostaje przemilczany). Fantastyczni są Nick Frost i Gerard Butler jako Pyskacz i Stoik – ten drugi od zawsze jest zresztą związany z tą rolą, bo użyczał bohaterowie głosu w oryginale. Aktorzy świetnie odnaleźli balans między realizmem a pewną kreskówkowością ich postaci, podobnie zresztą jak ekipa wcielająca się w znajomych Czkawki.
Druga składowa to strona wizualna – i tutaj także trudno coś zarzucić. Podobnie jak w przypadku Szczerbatka, także inne smoki to po prostu nieco bardziej realistyczne (głównie pod kątem tekstur) wersje tych z animacji, ale CGI wypada pierwszorzędnie. Dekoracje (wybudowane fizycznie na planie) i kostiumy prezentują się imponująco, a sekwencje latania są porywające i dynamiczne. Martwiłem się nieco, jak uda się kultowa scena z lotem próbnym na Szczerbatku, ale w live action wzbudza podobną ekscytację (choć przez cały czas wyżej stawiam tą z animacji; miała lepsze tempo). Nie byłoby to chyba możliwe bez trzeciej składowej, czyli ścieżki dźwiękowej Johna Powella, absolutnie wspaniałego kawałka muzyki. Podobnie jak DeBlois, także Powell nie próbował przeskoczyć własnych dokonań, toteż przewijające się motywy są już doskonale znane widzom.
To nie tak, iż powtórka tego samego z góry gwarantuje równie udaną produkcję – przykładem niech będzie Król Lew z 2019 roku, który teoretycznie też był plus minus kopią animacji, jednak zupełnie brakowało mu duszy, decyzja o „realizmie” okazała się zaś niewypałem. DeBloisowi udało się jednak ponownie oddać na ekranie to, co świadczyło o sile animacji – aktorska adaptacja Jak wytresować smoka to udana przygodówka, która ekscytuje, bawi oraz wzrusza. Widać, iż reżyser nie podszedł do tego projektu tylko jak do maszyny do drukowania pieniędzy (inna sprawa, jak postrzegało to studio). Z drugiej strony szkoda, iż nie zdecydował się na jakieś eksperymenty i zmiany, które pozwoliłyby na to, by traktować jego tegoroczne dzieło jako autonomiczną produkcję, którą można oglądać obok animacji, a nie zamiast niej. Wtedy też trudniej byłoby kwestionować zasadność powstania takiego remake’u, co przecież robiono w sieci już na etapie zwiastunów. jeżeli jednak celem twórcy było zabranie fanów oryginału w sentymentalną podróż, która wywołuje podobne emocje, a przy tym zaproszenie do niej nowego pokolenia fanów, to cel ten został po prostu osiągnięty.
Czy był to remake potrzebny światu? Pewnie nie, bo animacja wciąż trzyma się dobrze. Czy mimo to przekuto go w udany film? Cóż, mój syn, który animowane przygody Szczerbatka poznał już jakiś czas temu, wyszedł z sali kinowej zachwycony, a i mnie miło było raz jeszcze przeżyć tę opowieść. Może jednak lepsze są takie bezpieczne, ale zrobione z sercem remaki niż eksperymenty, w których nie ma uczuć do postaci?