Jak pożar pokrzyżował plany Deep Purple i jak zrodziła się z tego najlepsza płyta

terazmuzyka.pl 4 dni temu


Być może inaczej zabrzmiałby najlepsza płyta Deep Purple, gdyby nie pożar, który pokrzyżował plany nagraniowe zespołu.

Grupa Deep Purple, utworzona w 1968 w Londynie, na pierwszych płytach, całkiem udanych – Shades Of Deep Purple (1968), The Book Of Taliesyn (1968) i Deep Purple (1969) – szukała dopiero własnego stylu. Znakomity klawiszowiec Jon Lord skłaniał się ku fuzji rocka i muzyki kla­sycznej i to on stworzył dla Deep Purple pionierskie Concerto For Group And Orchestra (1969). Inną wizję miał świetny gitarzysta Ritchie Blackmore, który opowiadał się za potężnie i ciężko brzmiącą muzyką rockową, a wynikiem był świetny i bardzo popularny album Deep Purple In Rock (1969), jeden z tych, które dały początek hardrockowemu graniu. Na późniejszym, Fireball (1971), grupa spróbowała urozmaicić repertuar, ale następny, Machine Head, miał być powrotem do muzyki o jednoznacznie hardrockowym charakterze.

Chcieliśmy nagrać ten album na żywo, w sali koncertowej, tyle iż bez publiczności – opowiadał w wywiadzie dla „Teraz Rocka” basista Roger Glover. Byliśmy zmęczeni studiami, w których wszystko brzmiało nudno i monotonnie. Na scenie każde walnięcie w bębny ma niesamowitą moc, a w studiu to tylko pacnięcie. Szukaliśmy więc odpowiedniego miejsca.

To była era głośniejszych niż dawniej gitar, wielkich zestawów perkusyjnych i tak dalej, i tak dalej – kontynuował tę opowieść w rozmowie z nami wokalista Ian Gillan. A w małych pomieszczeniach studiów nagranio­wych z tamtych czasów nie mogło to zabrzmieć odpowiednio potężnie. Na szczęście pojawiły się studia mobilne (sama reżyserka zamontowana w ciężarówce), które dawały nowe możliwości. Wystarczyło ustawić takie studio obok dowolnej sali, doprowadzić do niej przewody, rozstawić mikrofony i można było nagrywać – zespół grał w sali, a realizator siedział w reżyserce w samochodzie i rejestrował dźwięk. O czymś takim myśleliśmy, a w spełnieniu tego marzenia pomógł nam Claude Nobs. To on zorganizował nam koncert w Casino de Montreux w kwietniu 1971 roku. I kiedy usłyszał, iż szukamy sali, w której moglibyśmy nagrać płytę, jak na koncercie, ale bez publiczności, powiedział: „Słuchajcie, po sezonie Casino de Montreux zamyka się na całą zimę i moglibyście nagrać płytę właśnie tam. 4 grudnia Frank Zappa gra tam ostatni koncert w tym roku i od następnego dnia sala może być wasza”. Świetnie. Wynajęliśmy od The Rolling Stones mobilne studio i już 4 grudnia byliśmy na miejscu. Oczywiście poszliśmy posłuchać Franka Zappy. Ale nagle gdzieś nad moim ramieniem ktoś wystrzelił dwie race, kasyno stanęło w płomieniach, a reszta to już historia. Historia, którą sam Gillan opisał kilka dni później w tekście nowego utworu – Smoke On The Water.

Niestety, próba znalezienia w Montreux sali o podobnych walorach akustycznych się nie powiodła. Znaczy, wydawało się, iż się powiodła. Claude Nobs zaproponował grupie nagrywanie w Le Pavillon, gdzie również odbywały się koncerty. Ale był warunek: praca wyłącznie w dzień. Muzycy nie dotrzymali go i już podczas nagrywania pierwszego utworu, tego, który po dodaniu partii wokalnej stał się Smoke On The Water, przeciągnęli sesję do późnych godzin nocnych. Oburzeni mieszkańcy wezwali policję, grupa musiała opuścić Le Pavillon. I ostatecznie nagrała płytę w pomieszczeniach zamkniętego na zimę Grand Hotelu.

Tam mogliśmy już hałasować do woli, bo żaden dźwięk nie przedostawał się przez grube kamienne mury na zewnątrz – opowiadał w „Teraz Rocku” Gillan. Ale zamknięty i kompletnie pusty hotel był miejscem trochę upiornym. Poza tym było w nim zimno – ogrzewanie zostało wyłączone. Rozstawiliśmy co prawda jakieś piecyki, ale nie dawały zbyt wiele ciepła… A jednak zespół nie miał zamiaru się poddać i w dwa tygodnie uporał się z robotą, chociaż przed przyjazdem do Montreux miał tylko część utworów.

Album Machine Head ukazał się w kwietniu 1972 nakładem utworzonej przez menedżerów grupy firmy Purple Records. Okazał się największym suk­cesem komercyjnym Deep Purple – do dziś rozszedł się na świecie w prawie 37 milionach egzemplarzy. Pozostaje też największym osiągnięciem artystycz­nym grupy. I dziełem, które przyniosło już doskona­łą wersję heavy rocka i zasługuje na miano jednego z fundamentów heavy metalu, co potwierdza chociażby płyta Re-Machined – A Tribute To Deep Purple’s Machine Head (2012), na której pokłoniły się mu zespoły Iron Maiden, Metallica czy Black Label Society.

Machine Head to zestaw porażających wirtuozerią, mocą i żywiołowością wykonania heavyrockowych ciosów, jak Highway Star (z kapitalną solówką Ritchiego Blackmore’a i niezwykle ekspresyjnym śpiewem Iana Gillana), Pictures Of Home, Space Truckin’ czy najsłynniejszy, chociaż może najmniej charak­terystyczny Smoke On The Water (z ikonicz­nym riffem). W porównaniu z płytą Fireball grupa uprościła i skondensowała kompozycje, dzięki czemu zyskały na zwartości, motoryce i sile wyrazu (chociaż nie zabrakło umiejętnie dozowanych, smakowitych dodatków, jak niby-bachowskie pasaże organów Jona Lorda w Highway Star czy beatlesowska w klimacie wstawka w Never Before). Nieco inny charakter ma jedynie pełen jamowego luzu, bluesrocko­wy utwór Lazy z solówkami harmonijki, gitary i organów, co nie znaczy, iż nie pasuje do pozostałych: Machine Head to wspaniała mo­nolityczna całość (chociaż utwory bronią się też osobno, co pokazuje nagrany w tym samym roku, rewelacyjny album koncertowy Made In Japan, zawierający kilka z nich w swo­bodniejszych, jeszcze bardziej brawurowych wersjach).

„Machine Head” to bez wątpienia nasz najlepiej skonstru­owany album – mówił w wywiadzie dla „Tylko Rocka” Jon Lord. Mam na myśli to, w jaki sposób ta muzyka płynie – od pierwszych dźwięków do ostatnich. Każda kolejna kompozycja wynika z poprzedniej w naturalny sposób.

Grupa Deep Purple, która ma długą i zawiłą historię oraz ogromny dorobek, działa, jak wiadomo, do dziś, w trochę innym składzie niż przed laty. Jona Lorda, który odszedł w 2002, a dziesięć lat później zmarł, zastąpił klawiszowiec Don Airey. Gitarzystą jest w tej chwili Simon McBride (po re­zygnacji w 1993 Ritchiego Blackmore’a zastąpił go na wiele lat Steve Morse, ale w 2002 on również odszedł). Ostatnia jak dotąd płyta tej ekipy to świetna =1 z 2024.

WIESŁAW WEISS

Nowe „Wydanie Specjalne” w sklepach!

„Machine Head” to jedna ze 100 płyt wszech czasów, jakie znalazły się w naszym nowym „Wydaniu Specjalnym”.

„Wydanie Specjalne: 100 PŁYT WSZECH CZASÓW – ROCK” to subiektywne, przygotowane przez redakcję „Teraz Rocka” zestawienie najważniejszych albumów w historii naszego ukochanego gatunku.

6 grudnia pismo trafiło do sprzedaży ogólnej. W cenie 27,99 zł dostępne jest w kioskach i salonach prasowych w całej Polsce.

Można je również zamówić z naszego sklepu internetowego:

„100 PŁYT WSZECH CZASÓW – ROCK” – KUP TERAZ!

Idź do oryginalnego materiału