Steampunkowy klimat, Londyn w czasie przemysłowej rewolucji i walka dobra ze złem. To wszystko zobaczymy w „Wojownikach Jednorożca” – serialu, o którym mogliśmy porozmawiać z jego twórcą, Genndym Tartakovskym.
„Wojownicy Jednorożca” to nowy serial animowany Adult Swim, który w Polsce można oglądać na HBO Max, gdzie dostępne są już trzy odcinki, a kolejne pojawiają się co piątek. Za jego sterami stoi Genndy Tartakovsky, twórca takich kultowych produkcji jak „Laboratorium Dextera” i „Samuraj Jack”, a ostatnio „Primal„. Nasza redakcja miała okazję porozmawiać z nim na temat jego najnowszej produkcji.
Wojownicy Jednorożca – jaki był pomysł na serial?
„Wojownicy Jednorożca” to utrzymany w stylu klasycznych animacji serial, który skupia się na grupie bohaterów – potężnej czarodziejce Melindzie (Hazel Doupe, „Kraina bezprawia”), kosmicznym mnichu Sengu (Demari Hunte) oraz wojowniczym elfie Edredzie (Tom Milligan, „Bridgertonowie”), którzy po latach „uśpienia” odradzają się w innych ciałach w Londynie, w samym środku przemysłowej rewolucji, by znów walczyć z ponadczasowym złem, które na nowo zaczęło ujawniać swoje moce.
Dlaczego historia, która mogłaby dziać w każdym możliwym miejscu i czasie, dzieje się akurat w stolicy Wielkiej Brytanii? Genndy Tartakovsky przyznaje, iż wynika to z początkowo innej koncepcji na sam serial.
— Oryginalny pomysł na „Wojowników Jednorożca” mocno kręcił się wokół konceptu „technologia kontra magia”. Magia wydaje się w pewnym sensie bardzo naturalna, natomiast technologia to maszyny. Nie ma zatem lepszego czasu akcji niż rewolucja przemysłowa, która działa się nie tylko w Londynie, ale na całym świecie, by ukryć fakt, iż oto nagle maszyny przejmują kontrolę. W czasie prac nad serialem zaczęło stawać się to jednak mniej istotne, bardziej skupiliśmy się na postaciach.
Zamiast mówić, iż maszyny przejmują władzę nad światem i zajmować w ten sposób jakieś stanowisko polityczne, istotniejsza i ciekawsza stała się dla mnie podróż bohaterów. Inna sprawa, ponieważ „Wojownicy Jednorożca” to steampunk, jakie miejsce akcji byłoby lepsze dla tego typu produkcji niż Londyn w czasie rewolucji przemysłowej?
Jak się okazuje, przeniesiene steampunkowego klimatu od początku było jednym z celów twórcy „Wojowników Jednorożca”. Mimo że, jak Genndy Tartakovsky otwarcie przyznaje, sam wcześniej nie oglądał wielu produkcji utrzymanych w tym stylu.
— Lubię sam styl steampunkowy, ale nie mogę powiedzieć, iż widziałem wiele produkcji tego typu. Oczywiście, widziałem „Steamboya” [japoński film animowany z 2004 roku – red.], był wspaniały i bardzo prawdziwy, zachwycił mnie swoją estetyką. Wyszedłem tutaj od strony wizualnej steampunku i bardzo polubiłem Copernicusa – tego staroświeckiego robota, który mówi dzięki pary i gwizdów. To naprawdę fajny bohater. Chciałem przenieść tutaj steampunkowy klimat bez odnoszenia się do czegokolwiek, a to [Londyn] była dobra lokalizacja do umiejscowienia akcji. To coś, czego wcześniej nie robiłem. Przy okazji mocno wyolbrzymiliśmy budynki, ale wciąż sprawiliśmy, by dało się odczuć, iż to wielkie miasto, mimo tego kreskówkowego i karykaturalnego klimatu, czasem wyniesionego do ekstremalnego poziomu.
Wojownicy Jednorożca – czym inspirował się twórca?
Klasyczna animacja – choć ma swoich wielu fanów – pozostaje niszą w porównaniu do animacji 3D, w której tworzone są niemal wszystkie najpopularniejsze filmy animowane. Dlaczego zatem Tartakovsky, który przecież reżyserował tworzoną komputerowo serię filmów „Hotel Transylwania” tak bardzo przywiązał się do animacji rysunkowej?
— Uwielbiam rysowaną animację. Żadne generowane komputerowo obrazy nie będą tak piękne i tak pełne detali. Jedną z moich ulubionych rzeczy jest rozpoznawanie po stylu animatorów, którzy tworzą poszczególne sceny. Nie mam problemu z tym, iż bohaterowie tu i tam wyglądają nieco inaczej, to organiczny charakter rysunkowych animacji. Ciężko zdefiniować, dlaczego tak jest, po prostu to kocham. Kocham rysunki i kocham obserwować, jak się poruszają. Całe życie chciałem być animatorem i do teraz animuję każdy projekt, przy którym pracuję – wtedy mam najwięcej zabawy.
Tartakovsky, jak sam wspomina, od zawsze chciał tworzyć animacje. Nie powinno dziwić zatem, iż jego miłość do tego gatunku narodziła się dawno temu, jeszcze w dziecięcych latach. I to właśnie oglądane w dzieciństwie animacje były dla niego w dużej mierze inspiracją przy tworzeniu „Wojowników Jednorożca”.
— Gdy w latach 70. wyemigrowaliśmy do USA, mój ojciec kupił nam telewizor, a w nim leciał „Królik Bugs” czy „Popeye” – nie mieliśmy wtedy kablówki, więc wybór był ograniczony. Te seriale i produkcje Disneya to początek mojej miłości do animacji. W animacji możesz zrobić wszystko i jest kilka odcinków „Popeye’a”, które szczególnie utknęły mi w pamięci – jak ten, w którym Oliwka chodzi we śnie. Jeden pomysł, który może przynieść trzydzieści żartów. Inną inspiracją był dla mnie Osamu Tezuka i jego „Astro Boy”, który sam również inspirował się Disneyem.
Twórca „Wojowników Jednorożca” przyznaje, iż sam nie byłby w stanie jednak stworzyć takiego serialu animowanego. Kluczowi są tutaj także współpracownicy, dzięki którym może osiągnąć zamierzony efekt.
— najważniejszy był tutaj także mój projektant postaci, Stephen DeStefano – coraz trudniej znaleźć osobę, która rysuje w takim starym stylu, a chciałem zrobić taką „Królewnę Śnieżkę”. Mam przez to na myśli, iż w tym filmie masz scenę, gdy ona umiera, krasnoludy z wielkimi nosami płaczą, a ty jesteś w stanie poczuć emocje. I to chciałem osiągnąć – przekazać je dzięki tych kreskówkowych postaci. Czasem może być zabawnie, ale w tym samym momencie wciąż możesz pokazywać emocje bohaterów.
Wojownicy Jednorożca to dziecko złotej ery animacji?
Genndy Tartakovsky to osoba, która w świecie animacji działa już od trzydziestu lat i ma na swoim koncie kilka kultowych tytułów, które na zawsze zapisały się w pamięci widzów. Czy jednak jego zdaniem dopiero dziś przeżywamy złotą erę seriali animowanych dla dorosłych? Jak twórca „Wojowników Jednorożca” zapatruje się na współczesne animacje?
— Nie wydaje mi się, żebyśmy już żyli w złotej erze, ale zmierzamy w tym kierunku. Ponieważ jeżeli spojrzysz na te seriale animowane dla dorosłych, zobaczysz, iż 80% z nich jest takich samych – seriale w stylu „Ricka i Morty’ego” czy „Family Guya”. jeżeli trochę bardziej to zbalansujemy, wtedy będziemy mogli powiedzieć, iż jesteśmy w złotej erze. Choć czasem trudno to określić, zwykle zauważasz, iż w niej byłeś, gdy już w niej nie jesteś.
W latach 90. nie wiedzieliśmy, iż robimy coś wyjątkowego, a później się to rozrosło. Myślę jednak, iż w tej chwili możliwości są niesamowite, po prostu trzeba sprawić, by od strony kreatywnej twórcy zaczęli działać trochę inaczej. Ja jestem trochę takim d*pkiem animacji. To moja miłość i mam na temat animacji wiele opinii i jestem bardzo krytyczny. Chcę, by wszystko było jak najlepsze. Chcę większego zróżnicowania.
Nie ma wątpliwości, iż klimat do tworzenia seriali animowanych jest dziś bardziej sprzyjający niż kiedykolwiek wcześniej. Tartakovsky, który stworzył także „Primal”, pozbawiony dialogów serial animowany o jaskiniowcu i dinozaurze, jest beneficjentem tego stanu rzeczy i przyznaje, iż włodarze Adult Swim – stacji, z którą współpracuje od lat – dają mu duży kredyt zaufania.
— Mam bardzo dużo wolności. W przypadku „Primal” wyglądało to tak, iż pod koniec prac nad „Samurajem Jackiem” zapytano mnie, co dalej. Miałem już storyboard dla pilota, a adekwatnie jego krótszej, 7-minutowej wersji. Powiedziałem, iż to coś, co teraz chciałbym zrobić, a oni [Adult Swim] powiedzieli: „Jasne, zróbmy to”. Podczas późniejszych prac nad serialem dostałem jedną czy dwie uwagi, ale generalnie jest między nami zaufanie, w obie strony. Gdy dostaję jakieś uwagi czy pytania, nie są one jedynie dla zasady.
Adult Swim, tak jak HBO, przechodziło przez proces zmian, gdy dochodziło do fuzji Warner Bros. i Discovery. Czy zmiany na najwyższych szczeblach medialnego giganta miały jakikolwiek wpływ na powstawanie „Wojowników Jednorożca”?
— „Wojownicy Jednorożca” powstawali między kupnem i sprzedażą wszystkiego. Najpierw było to AT&T, później to, później tamto. Przechodziłem przez kolejne kierownictwa szybciej niż mogłem tworzyć kolejne storyboardy. Na szczęście, nieważne z kim akurat rozmawiałem, zawsze istniało zaufanie do tego, co robiłem. Nie było sytuacji, gdy ktoś nowy mówiłby: „Nie, to nie w porządku, pozwól mi się temu przyjrzeć”.
Czy zatem faktycznie jest to serial, któremu warto dać szansę? Sprawdźcie naszą recenzję serialu „Wojownicy Jednorożca”, napisaną na podstawie pięciu udostępnionych przedpremierowo odcinków.