Jak nadrabiam spóźnione życie? [+ Konkurs Nowe Horyzonty]

kotkowicz.pl 1 rok temu

Zdarzyło Ci się kiedyś znaleźć w takiej sytuacji, gdy nagromadziło Ci się dużo zaległości i trzeba było nadrabiać? Mi czasem dzieje się tak w pracy – planuję sobie zadania na cały tydzień do przodu, a w międzyczasie wyskoczy awaria, lub dwie albo pojawi się losowy klient z problemem który potrzebuje pilnie rozwiązać. Wtedy rozjeżdża mi się plan, zadania zaczynają się kumulować, a deadline’y się nie dopinają. Myślę, iż doskonale wiesz o czym mówię.

Natomiast dzisiaj opowiem Ci o tym, jak to jest nadrabiać spóźnione życie. Nieco ponad 4 i pół roku swojej młodości spędziłem w zakładach karnych i aresztach śledczych. I o ile bardzo się starałem by nie był to czas stracony, to wielu rzeczy nie byłem w stanie zrobić. Przeczytałem wtedy ponad 500 książek, obejrzałem setki filmów (niektóre po kilka razy), ćwiczyłem na siłowni (i mimo, iż przytyłem dość mocno po wyjściu z więzienia, to coś mi z tej siłowni zostało), nauczyłem się dziesiątek nieprzydatnych mi teraz rzeczy (umiem inwentaryzować bibliotekę, tynkować ściany i zrobić grzałkę do wody z dwóch żyletek, dwóch zapałem i kawałka kabla) oraz kilku takich, które teraz mi się przydają. Ale najważniejszym osiągnięciem była lista mało ważnych rzeczy, które chciałbym zrobić po wyjściu z więzienia – od filmów i gier które chciałbym nadrobić, poprzez miejsca które chciałbym zobaczyć, po dania o których czytałem, a których chciałbym spróbować oraz plan jak sobie względnie dobrze poukładać życie (tutaj pisałem o tym jak wyglądało moje pierwsze 5 lat porządkowania sobie życia).

Problem w tym, iż te wszystkie więzienne doświadczenia nie rekompensują choćby procenta tego, co straciłem. Chociażby to, iż kilka znajomości przetrwało próbę więzienia. Większość zerwała się w momencie, gdy zamknęła się za mną więzienna brama, kilka osłabło potem, gdy odbudowywałem swoje życie, a niektórzy wykruszyli się, gdy skupiłem część swojej uwagi na nowych ludziach w moim otoczeniu. Zacząłem jeździć na konferencje, organizować warszawskie tweetupy, potem #TweetupPL i tweetup w Bieszczadach. Większość moich obecnych znajomych to ludzie mocno związani z internetem – poznani na tweetupach, konferencjach technologicznych, albo w trakcie imprez blogerskich, gdzie od 2 lat regularnie robię zdjęcia.

Zanim trafiłem do więzienia, przez kilka lat zajmowałem się amatorsko fotografią analogową – naświetliłem setki negatywów, wywołałem kilka tysięcy zdjęć i wszystko to w trakcie mojego pobytu w więzieniu zostało zalane w piwnicy i nieodwracalnie zniszczone. Na jakiś czas odpuściłem sobie zdjęcia. Kupiłem co prawda kompaktowy aparat, żeby dokumentować wyjazdy, ale nie polubiliśmy się zbytnio. Dopiero dwa lata temu kupiłem nowy aparat i od tego czasu się w zasadzie z nim nie rozstaję (po drodze był tylko upgrade do nowszego modelu). Potrzebowałem tego, bo z jednej strony sprawia, iż mam ochotę częściej wychodzić z domu, a z drugiej pozwala mi się rozwijać w nieco innym kierunku niż ten związany z pracą zawodową. W ciągu ostatnich dwóch lat zrobiłem 27 tysięcy zdjęć, publikacji doczekało się około 2 tysięcy, część czeka na adekwatny moment, część to prywatne archiwum, a niektóre będę za jakiś czas kasował. Ale fotografowanie na eventach blogerskich sprawiło, iż przez 10 eventów (Blog Forum Gdańsk, dwie Blogowigilie, Wroblog, dwa Smok Blogi, Blog Roku 2014 i Gala Twórców 2015, Blog Conference Poznań oraz See Bloggers Zimą) poznałem dziesiątki nowych osób, z którymi wcześniej się rozmijałem. Ze zdjęciami związana pozostało kwestia podróży.

W pewnym momencie uświadomiłem sobie, jak bardzo mam ograniczoną perspektywę z jakiej obserwuję świat. Dlatego też jakiś czas temu zacząłęm nadrabiać rozmaite wyjazdy. Zanim trafiłem do więzienia, miałem za sobą krótki wyjazd do Czech i na Słowację, sporo podróży po Polsce i jeden autostopowy trip do Londynu i z powrotem. Natomiast w ciągu ostatnich pięciu lat 4 razy byłem w Londynie (co zabawne ten tekst piszę, siedząc w kawiarni na londyńskim Greenwich Market), odwiedziłem Paryż, Lyon, Karlskronę, Brukselę, Dubaj, Hong Kong, Taipei, Szanghaj i Pekin oraz na ponad 2 tygodnie pojechałem do Korei, gdzie brałem ślub. Z jednej strony staramy się z Gosią zawsze odwiedzać typowo geekowskie miejsca i imprezy, dlatego podczas wizyty w Lyonie byliśmy na wystawie Star Wars Identities, a w trakcie poprzedniego pobytu w Londynie odwiedzaliśmy wystawę pojazdów Jamesa Bonda, musical Króla Lwa, studio Warner Bros, ze stacjonarną wystawą eksponatów i dekoracji używanych do kręcenia Harry’ego Pottera i muzeum w Bletchley Park. W Seulu byłem na jednym z największych na świecie marketów z elektroniką i szukałem e-sportowych gralni, a na wyspie Jeju zwiedzaliśmy muzeum komputerów stworzone przez firmę Nexon, zajmującą się tworzeniem gier MMO – która ma przy okazji ambitny plan, by utrzymywać wirtualne muzeum starych gier MMO przejmując porzucone tytuły. Decyzję o wyjazdach często podejmuję spontanicznie, tak jak ta o obecnym wyjeździe do Londynu na Star Wars Celebration – w ramach prezentu urodzinowego dla Gosi.

Po kilku podróżach do Azji uznaliśmy z Gosią, iż wygodniej będzie polecieć na kilka miesięcy, robiąc sobie w jednym z państw bazę wypadową i latać do okolicznych państw. Nasz wybór padł na Tajwan. Jest tam stosunkowo niedrogo, bardzo zielono, lotnisko w Taipei jest położone 40 minut od centrum miasta, a ludzie są przyjaźni dla przyjezdnych. Do tego fenomenalne i tanie jedzenie oraz bardzo przyjazny, zwrotnikowy, wilgotny klimat. Na Tajwan lecimy w okolicy połowy października, planując powrót w marcu. Przy okazji będziemy chcieli odwiedzić Japonię, Tajlandię, Singapur, Malezję, Wietnam, Laos, Kambodżę i Nową Zelandię. Marzy nam się też Papua i Nowa Gwinea, którą możemy odwiedzić po drodze do Nowej Zelandii.

Old woman ironing clothes on streets of Shanghai’s Old Town

Podróże to dla mnie szansa na zdobycie nowej, unikalnej perspektywy, poznanie odmiennej kultury i poszerzenia horyzontów. Przed każdym wyjazdem robię research na temat miejsc do których się wybieram, skupiający się głównie na współczesnej historii (ostatnie 30-40 lat), obyczajach, potencjalnych niebezpieczeństwach (ze strony ludzi i natury) oraz co ważne z mojej perspektywy – zachowaniach mogących skutkować karą grzywny, aresztu lub więzienia – wiedziałeś, iż w Japonii można trafić do więzienia na 23 dni za brak dokumentu potwierdzającego tożsamość? Staram się też poznać kilka dzieł związanych z kulturą danego regionu. Przed wyjazdem do Korei przesłuchałem kilka K-popowych playlist na Spotify i obejrzałem Snowpiercera, cztery koreańskie dramy oraz wstrząsające Dzienniki z Musan. W tym roku natomiast, przed wyjazdem do Chin, Hong Kongu i na Tajwan obejrzałem chińskie superprodukcje takie jak Hero czy Dom Latających Sztyletów, tajwańską komedię Taipei Exchanges, powtórzyłem absolutnie nieazjatyckie, absolutnie beznadziejne, ale przez niemal połowę dziejące się w Hong Kongu ostatnie Transformersy i wróciłem do pierwowzoru Departed, czyli hongkongskiego Internal Affairs. Największym problemem z kinem azjatyckim w Europie jest jego ograniczona dostępność. O ile łatwo znaleźć chińskie superprodukcje, a na Netflixie jest nieco koreańskich dram, to znacznie trudniej o dobry dokument, albo nieco bardziej niszowe kino. Dlatego też z euforią skorzystałem z tegorocznego zaproszenia od T-Mobile Polska, na wrocławski festiwal T-Mobile Nowe Horyzonty, który odbędzie się we Wrocławiu od 21 do 31 lipca. Na liście mam kilka filmów z różnych zakątków Azji, natomiast chcę Wam przedstawić mój TOP 3.

Na pierwszy ogień idzie Praktykant. Ciężki, mocny dramat o młodym, rozpoczynającym karierę strażniku więziennym, który trafia na praktykę na oddział gdzie przebywają skazani oczekujący na egzekucję. Trailer poniżej zawiera dość mocny spoiler, ale uważam, iż warto go i tak obejrzeć:

O ile nie jestem miłośnikiem musicali, to niecierpliwie też czekam na Korporację. Film który powstał w kooperacji między Chinami i Hongkongiem, jest dziełem Johnniego To – reżysera specjalizującego się w kinie gangsterskim. Cała akcja dzieje się w zamkniętej przestrzeni firmy finansowej, do której trafia dwójka młodych pracowników.

Trzecim filmem jest Służąca. Dzieło południowokoreańskiego reżysera, Park Chan-wooka, znanego u nas przede wszystkim ze swojej Trylogii Zemsty, której najpopularniejszą częścią jest Oldboy. O ile przywykłem już do tego, iż wschodnioazjatyckie kino regularnie jest adaptowane przez zachodnich reżyserów do naszych realiów (czego przykładem jest wspomniany już Oldboy, czy też Internal Affairs, będące pierwowzorem nagrodzonego czterema Oscarami departed), to zaskakuje mnie nieco przeniesienie akcji która w książce dzieje się w wiktoriańskiej Anglli do Korei lat 30. XX wieku.

Z okazji zaproszenia od T-Mobile Polska mam dla Was też 2 karnety na 10 filmów każdy. Zasada jest bardzo prosta. Poniżej macie widget który pozwoli Wam zapisać się do giveawaya. Dwie pierwsze akcje są obowiązkowe, natomiast kolejne pozwalają Wam zwiększyć swoje szanse (za każdą wykonaną jest od 1 do 5 losów, do tego 5 bonusowych za wykonanie wszystkich). O północy z czwartku na piątek, system wylosuje dwóch szczęśliwców, którzy otrzymają jeden z karnetów. A od piątku do kolejnego czwartku można umówić się ze mną we Wrocławiu by odebrać nagrodę. 🙂

Giveaway – Nowe Horyzonty

Idź do oryginalnego materiału