
W 1993 roku, gdy zatonął prom Jan Heweliusz, w mediach pracowało się inaczej niż dziś. Wszystko działo się na przysłowiowym krańcu Polski, a nasi dziennikarze nie mieli jeszcze telefonów komórkowych i stałego dostępu do internetu. - W takiej sytuacji najlepszym sposobem było pojechanie na miejsce i "wydarcie" informacji – opowiada nam Adam Zadworny, autor książki o tragedii.