Ujawniający wątpliwości znak zapytania w tytule niniejszego szkicu nie dziwi prawdopodobnie wyrobionego czytelnika monarchistycznego periodyku. Sceptycyzm co do istnienia autentycznie konserwatywnej tradycji amerykańskiej wyrażali zresztą ongiś i piszący te słowa, i inni autorzy „Pro Fide Rege et Lege”. Argumenty przemawiające przeciwko temu są poważne i różnorakiej natury, zarówno historycznej, jak i ideowej. Ameryka to kraj, którego sama – i podwójna – geneza zdaje się zaprzeczać zakorzenieniu w tym, co zgodnie uważamy za sens konserwatywno-monarchistycznej tradycji, czyli w „sojuszu Ołtarza i Tronu”. Socjologicznie i kulturowo Ameryka to wytwór radykalno-dysydenckich wyrzutków z już i tak odszczepionej (anglikańskiej) gałęzi łacińskiego chrześcijaństwa, a politycznie – nowożytnego republikanizmu, dość wprawdzie u zarania konserwatywnego, ale już nasączonego oświeceniowymi doktrynami kontraktualizmu i liberalizmu. Wyjąwszy Thomasa Jeffersona i szczególnie złowrogą postać ukrytego promotora rewolucji we Francji, „przebiegłego grubasa” Benjamina Franklina, ojcowie założyciele – zwłaszcza z partii Federalistów – nie byli wprawdzie jeszcze demokratami, a niektórzy z nich (Alexander Hamilton i w gruncie rzeczy także sam pierwszy prezydent USA, George Washington) to co najmniej kryptomonarchiści, cóż z tego jednak, skoro sama niepodległość amerykańska była owocem, może i usprawiedliwionej okolicznościami, niemniej rewolucji politycznej, a to prędzej czy później musi się zemścić – i zemściło się rychłą demokratyzacją republiki. W tej sytuacji można zasadnie twierdzić, iż konserwatyzm w Ameryce skończył się, zanim powstały Stany Zjednoczone, razem z przeciwstawiającymi się rebelii tzw. lojalistami (Thomas Hutchinson, Jonathan Boucher, Daniel Leonard), wiernymi Koronie Brytyjskiej, a już na pewno wraz z klęską w wojnie secesyjnej 1861–1865 Skonfederowanych Stanów Południa, reprezentujących zbliżony do europejskiego etos ziemiański. Rezultat znamy aż nazbyt dobrze: w potocznym obiegu słowo „konserwatysta” oznacza w USA albo prokapitalistycznego „paleoliberała” (z Partii Republikańskiej), wierzącego też w amerykańską demokrację jako w największy polityczny cud świata, albo „nawiedzonego” kaznodzieję którejś z niezliczonych sekt „ewangelikalnego” protestantyzmu ze środkowo-południowego „pasa biblijnego” [Bible Belt], albo wreszcie reprezentującego „kapuściany konserwatyzm” wiejskiego lub małomiasteczkowego głuptaka [bobuus American].