Inwokacje – recenzja książki. Toksyczny feminizm

popkulturowcy.pl 1 dzień temu

Inwokacje to książka o ciekawej okładce, która od razu przykuwa wzrok. Opowiada o trzech młodych kobietach, demonach, magii i poszukiwaniu mordercy. Zachęcona całkiem ciekawym zarysem fabuły i obietnicą wątku detektywistycznego, sięgnęłam po tytuł. Czy było warto?

Zacznę od okładki. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda w porządku. Grafika jest dość charakterystyczna i choćby ładna, ale im dłużej będziemy się jej przyglądać tym więcej błędów dostrzeżemy. Wygląda jakby została zrobiona przez sztuczną inteligencję, chociaż oficjalnie ma swojego autora, który jest człowiekiem, a w swoim portfolio ma bardzo dobre, oryginalne prace.

Narracja jest prowadzona w czasie teraźniejszym, co w najlepszym razie daje dziwne odczucia. W dodatku Inwokacje pełne są językowych kwiatków w stylu: wilgotny cień, lubi czuć mięso pod skórą, słońce jest ospałe, odłamki piorunów przecinają wodę. Kuriozalny dobór słów. Oczywiście było kilka lepszych fragmentów i całkiem dobrze napisanych scen, ale trzy porządne zdania nie rekompensują całości

Historia rozkręca się bardzo powoli, a historie bohaterek się nie kleją. Pełne są błędów logicznych i niedopowiedzeń. Co prawda później część tych luk się wyjaśnia, ale najpierw trzeba tam dobrnąć, a to nie takie łatwe. Pierwsze sto stron jest po prostu koszmarne. Trudno się to czyta, a ciągłe podkreślenia wcale nie pomagają. Jednak gdy zaczęła się akcja, książka naprawdę mnie wciągnęła.

Zanim przejdę do fabuły i bohaterek, poświęcę chwilę tytułowym inwokacjom, które okazały się być czymś w rodzaju zaklęcia. Trzeba je umiejętnie zapisać na małej, ołowianej blaszce, a następnie dzięki rytuału wtopić w skórę, aby zyskać moc. Oczywiście za tą moc trzeba zapłacić pewną cenę, ale do tego jeszcze wrócimy. Skupmy się na blaszce. Całą książkę męczyło mnie, iż jest ona wykonana z toksycznego ołowiu i iż główna bohaterka zwija ją sobie gołymi rękami w mały rulonik. Cóż, w tym miejscu muszę oddać autorce sprawiedliwość. Okazuje się, iż ołów jest na tyle miękki i plastyczny, iż z pewnym literackim uproszczeniem, faktycznie wykazuje opisane adekwatności.

To co z tą ceną? Otóż, żeby zyskać moc, trzeba dosłownie oddać kawałek swojej duszy demonowi. Zapisane na ołowianej blaszce słowa to swojego rodzaju instrukcje dla tego potępionego bytu, żeby wiedział, co robić. Przynajmniej mniej więcej. Demony są jednocześnie opisywane jako inteligentne, potężne istoty i takie, które nie do końca rozumieją zdawałaby się elementarne dla człowieka rzeczy. Bywało to dość irytujące.

Jak wspomniałam, fabuła Inwokacji rozkręca się dość powoli. Mamy trzy bohaterki. Jude zawarła pakt z demonem i teraz próbuje się go pozbyć. Zara niestrudzenie szuka sposobu na wskrzeszenie zmarłej siostry, a Emer teoretycznie może pomóc im obu, ponieważ potrafi pisać inwokacje. Problem w tym, iż ktoś zaczął polować na jej byłe klientki. Dziewczyny zawiązują więc kruchy sojusz w poszukiwaniu zabójcy.

Emer jest osieroconą czarownicą o mrocznej przeszłości. Izoluje się od ludzi i naprawdę nienawidzi mężczyzn. Było to podkreślane dosłownie na każdym kroku. Książka jest wręcz toksycznie feministyczna. Na siłę wpycha nam przekonanie, iż mężczyźni kompletnie nie radzą sobie z silnymi kobietami i zrobią absolutnie wszystko, żeby je zniszczyć. Problem w tym, im bardziej próbuje przedstawić ich w jak najgorszym świetle, tym gorzej jej to wychodzi.

Największym zagrożeniem okazują się oczywiście łowcy czarownic. A nie, przepraszam, łowcy kobiet. Tylko, iż skoro za magię trzeba dosłownie oddać Szatanowi kawałek swojej duszy, to w moich oczach wcale nie wypadają na tych złych. W pewnym momencie zaczęłam im choćby kibicować, a nie sądziłam, iż to jest możliwe.

Tutaj nasuwa się pytanie, czy nie ma przypadkiem męskich czarownic. Otóż nie, bo okazuje się, iż mężczyzna nie może użyć inwokacji. Dlaczego? Pozwolę sobie na cytat:

Nawet Szatan nie wierzy, iż mężczyźni dotrzymają umowy, więc nie idzie z nimi na żaden układ.

Emer przez pół książki tłumaczy pozostałym dziewczynom, iż nie da się zerwać paktu z demonem, ale według Szatana, mężczyzna coś by wymyślił. Moc otrzymuje się w zamian za cząstkę duszy, tę cenę płaci się od razu. Czarownica może uwolnić się od demona tylko umierając (o ironio, wychodzi na to, iż w tej kwestii zgadza się z łowcami). Mężczyzna w jakiś sposób by swojej części umowy nie dotrzymał. Na moją logikę wychodzi więc, iż kobieta jest na to najwidoczniej za głupia.

Bohaterek Inwokacji naprawdę nie da się lubić. Jude ma okropny charakter. Zachowuje się jak rozpieszczona panienka, którą jest, więc tutaj przynajmniej autorka dobrze oddała jej osobowość. Co jest na plus, z drugiej jednak strony Jude bywa po prostu obrzydliwa. Nie ma za grosz wyczucia, ciągle żartuje i podrywa wszystkie napotkane kobiety mimo, iż te ewidentnie tego nie chcą. Krytykę zbywała oburzeniem, iż przecież tylko tak żartuje. Gdyby jakiś mężczyzna tak się zachowywał, mielibyśmy trzystronicową rozprawkę o tym, jakie to straszne. Mamy więc podwójne standardy, co było dość irytujące.

Zara z kolei wydaje mi się mieć kompletnie irracjonalną motywację do wskrzeszenia siostry. O ile całkowicie potrafię zrozumieć, iż po stracie kogoś bliskiego można wpaść w tego typu obsesję, o tyle nie pasuje mi to do tej postaci. Zara jest kreowana na geniusza. Jak taka osoba mogła wpaść na pomysł, iż magia i przywrócenie kogoś do życia jest możliwe? Nie ma nic, co mogłoby jej tą wizję podsunąć, byłoby logiczne i jakkolwiek spójne z resztą historii. W dodatku dziewczyna podkreśla jak blisko była ze swoją siostrą i jaką torturą jest każdy dzień bez niej, a gwałtownie okazuje się, iż tak naprawdę nic o niej nie wie.

Podsumowując, Inwokacje wywołały we mnie wiele emocji, głównie negatywnych. Dostaliśmy kiepsko napisaną, nielogiczną i momentami naciąganą historię, której głównym celem było przekonanie czytelnika, a raczej czytelniczki, iż mężczyźni są złem wcielonym. Pomysł na książkę był naprawdę ciekawy, a bohaterki miały swoje lepsze momenty, ale czytało się to koszmarnie. o ile ukaże się następna część, raczej po nią nie sięgnę.


Autor: Krystal Sutherland
Tłumacz: Artur Łuksza
Wydawca: We Need YA
Premiera: 2025-01-29
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Stron: 400
Cena katalogowa: 52,90zł


Powyższa recenzja powstała w ramach współpracy z wydawnictwem We Need YA. Dziękujemy!
Fot. główna: materiały promocyjne – kolaż (We Need YA)

Idź do oryginalnego materiału