Incel moralnego niepokoju

ekskursje.pl 4 lat temu


Ostatni film, jaki zdążyłem zobaczyć w kinie, to „Hejter”. Kto nie zdążył, temu polecam seans w trybie vod, acz zaznaczam, iż to nie jest dobra propozycja dla kogoś, kto już ma nerwy zszargane całokszałtem.

Duet Pacewicz-Komasa świetnie opanował filmowe rzemiosło i z premedytacją gra emocjami widza. Typowy thriller zwykle podkręca te emocje, żeby w finale dać rozładowujące domknięcie”.

„Hejter” zostawia widza z tym podkręceniem. W obecnych warunkach niektórym to może zaszkodzić, stąd ostrzeżenie.
Od lat żyjemy z uczuciem, iż „to wszystko w końcu p..nie”. Ten film jest właśnie o tym uczuciu.

Mam fanowską hipotezę, iż „Hejter” i „Boże ciało” dzieją się w tym samym universum. Wzorem Marvela i DC, Pacewicz i Komasa stworzyli swoje Shared Universe.

W „Bożym ciele” wszystko oglądaliśmy z perspektywy małomiasteczkowej klasy ludowej. Wielkomiejska klasa średnia pojawiała się tylko w dialogach.

Tu jest odwrotnie. Wszystko się dzieje w Warszawie, pokazanej jako Babilon tuż przed zasłużonym upadkiem, ale w dialogach pojawiają się nawiązania do małej miejscowości, z której pochodzi główny bohater. Może to ta sama co w „Bożym ciele”? I w takim razie: zło Tomasza Giemzy (rewelacyjny Maciej Musiałowski, co to niejedną statuetkę zgarnie za tę kreację) ma coś wspólnego ze złem, z którym w Bożym Ciele egzorcyzmuje „ksiądz” Daniel (Bartosz Bielenia, też świetny)?

„Hejter” unika prostej odpowiedzi. Odpowiada mi to światooglądowo. Osobiście uważam, iż pytanie „skąd zło” nie ma sensu.

Zło po prostu jest. Nie jest „skądś” ani „po coś”, jest jak te wszystkie bozony i kwarki, tak po prostu.

Tomasz Giemza jest złym człowiekiem, o czym wiemy od pierwszej sceny. Najwyraźniej w ogóle nie rozumie „dobra” i „zła”, gdy więc spotyka go kara, to nie rozumie, za co – wydaje mu się, iż robił to samo co wszyscy, ale świat go niesprawiedliwie potraktował, bo innym to uchodzi na sucho.

Nieustannie myśli o zemście. Ofiarami ma być warszawska wyższa klasa średnia, pokazana tu trafnie i złośliwie. Gdy widzimy małżeństwo Krasuckich (Jacek Koman i Danuta Stenka), nasuwa się powiedzonko Aleksego U., „pracowałem z nimi”.

Krasuccy mają cechę, którą ostatnio krytykowałem u pewnego kandydata prezydenckiego. Są niebywale wręcz wyczuleni na cierpienie nieheteronormatywnych uchodźców na archipelagu Bongo Bongo, ale arogancko niewrażliwi na ludzi obok siebie, choćby zdehumanizowaną Ukrainkę, która sprząta ich brudy.

Gdy ten film kpi z „wrażliwości społecznej” polskich elit, jest bliższy komedii obyczajowej, niż thrillerowi. Dałoby się wręcz zrobić sitkomowego spinoffa o Krasuckich.

Ich przyjacielem jest kandydat na prezydenta Warszawy (Maciej Stuhr), który również zręcznie parodiuje maniery prawdziwych polityków z obozu liberalnego. Nazwałbym jego postać Trzaskobiedrownią.

Trzaskobiedrownia jest sympatyczny. prawdopodobnie sam bym na niego zagłosował – jest na pewno mniejszym złem od upiornego kontrkandydata (Piotr Cyrwus).

Skąd więc wrażenie, iż film jego też potępia? Otóż „Hejter” przypomniał mi kino moralnego niepokoju, choćby dlatego, iż był w nim film o podobnym do Tomasza Giemzy manipulatorze: „Wodzirej” Feliksa Falka.

Kino moralnego niepokoju miało pewną postać stereotypową (tzw. stock character): konformisty, który sam nie robi niczego złego, ale funkcjonuje w złym układzie. Często grał go Zapasiewicz, jako Dynamicznego Docenta.

Zastanawiam się, czy kultowa scena w Psach („czasy się zmieniają, pan zawsze jest w komisjach”) nie była żartem metanarracyjnym. Adresatem tych słów przecież jest podobna postać, znów grana przez Zapasiewicza. „Czasy się zmieniają, moralny niepokój wiecznie żywy?”.

O ile elity w „Hejterze” są jak ze starych filmów Falka i Zanussiego, klasa ludowa jest pokazana na wskroś współcześnie, choć też karykaturalnie. Mam wrażenie, iż twórcy wzięli wzorce z forów inceli.

System wartości Tomasza Giemzy jest systemem wartości incela. Nie wierzy w miłość, wierzy tylko w zmuszanie kobiet do ulegości podstępem lub przemocą. Zemsta, którą planuje, też przypomina incelskie masakry.

„Hejter” łączy więc tradycję ze współczesnością. Miał pecha do premiery, bo jak nie zamach na Adamowicza, to pandemia. Rzućcie grosz twórcom, zapracowali sobie.

Idź do oryginalnego materiału