


Barbara Kowalewska: w tej chwili pracujesz na stanowisku specjalisty ds. promocji w Polskim Teatrze Tańca. Wcześniej skończyłaś filologię polską na UAM. Jak filolożka zostaje miłośniczką tańca? Co cię fascynuje w teatrze tańca?
Anna Koczorowska: Fascynacja teatrem tańca pojawiła się podczas studiów filologii polskiej ze specjalizacją teatrologiczną. Pasja dla tej formy sztuki wyrosła z zaciekawienia różnymi językami teatru i nieoczywistymi sposobami komunikowania się z widzem, szukania porozumienia inaczej niż poprzez słowo, którego – po kilku latach zgłębiania tekstów literackich – czułam pewien nadmiar. Wybierając temat mojej pracy magisterskiej, szukałam obszaru, który byłby dla mnie nowością, terra incognita, pozwoliłby mi myśleć interdyscyplinarnie.

fot. K. Szymkowiak
Bardzo bliskie mi jest horyzontalne myślenie, przyglądanie się zjawiskom z różnych perspektyw, a taniec zachęca do tego, ponieważ można go badać w obrębie różnych dyscyplin: filozofii, socjologii, kognitywistyki, psychologii, fizyki, choćby politologii. Studia kończyłam w 1999 roku, gdy badania nad tańcem w Polsce były w fazie początkowej.
Moja praca powstawała na styku antropologii, historii tańca, własnych obserwacji odbiorczych i doświadczenia tańca – skromnego, ale jednak, które próbowałam opisać. Czym urzekł mnie teatr tańca? Iluzją, którą stwarza, czerpiąc z oddziałujących na zmysły środków wyrazu, ruchu, światła, podkreślających ekspresję fizyczną kostiumów, muzyki, wreszcie sposobem bycia tancerzy na scenie, świadomością ciała, intensywną obecnością. Także otwartością interpretacyjną – spektakle teatru tańca, choreografia dopuszczają wieloznaczność, dają widzowi wolność, pozwalają na odbiór wrażeniowy, bez uruchamiania narzędzi intelektualnej analizy.
BK: Jakie osoby miały wpływ na twój rozwój w tym kierunku?
AK: Na pewno mój promotor, prof. Jacek Wachowski oraz osoby, które tworzyły repertuar Polskiego Teatru Tańca w latach 90. XX wieku, wreszcie obecna dyrektor PTT Iwona Pasińska, która postrzega ruch bardzo wielowymiarowo, jako język sceniczny, ale też inspirację czy temat dla sztuk wizualnych, literatury, filmu. Również ci, którzy prowadzili zajęcia podczas Międzynarodowych Konferencji Tańca Współczesnego w Bytomiu, kiedy istniał jeszcze Śląski Teatr Tańca. Zetknęłam się tam z wieloma indywidualnościami, badaczami i krytykami tańca: Sharon Friedler z Swarthmore College, Donem McDonagh, autorem pierwszej biografii Marthy Graham, Donaldem Huterą, który pisał recenzje ze spektakli tanecznych dla „The Times”. Istotne są dla mnie rozmowy z choreografami i z tancerzami, tak wielu z nich ma zdolność do pogłębionej autorefleksji, pięknie, a jednocześnie z punktu widzenia niedostępnego dla osoby bez doświadczeń scenicznych potrafią opowiadać o pracy nad rolą, procesie tworzenia spektaklu. Artyści tańca odznaczają się wyjątkową uważnością i wrażliwością na bodźce, responsywnością, to dla nich bardzo charakterystyczne. Przynajmniej ja ich tak postrzegam, bardzo lubię z nimi rozmawiać i to także przyciąga mnie do tańca.
BK: Jaka jest dzisiaj specyfika pracy na twoim stanowisku w teatrze? Ten zawód mocno się zmienił, wymaga już innych kompetencji niż kiedyś.
AK: Moje stanowisko jest wielozadaniowe, wymaga odnajdywania się w różnych sytuacjach, szybkiej adaptacji do nowych ról. Zajmuję się głównie pisaniem tekstów: o spektaklach, teatrze, ale nawiązuję także i podtrzymuję kontakty z dziennikarzami, krytykami tańca, organizuję konferencje prasowe.

fot. K. Szymkowiak
Zdarzają się też zadania organizacyjne, oczywiście promocyjne, przygotowywanie wniosków dotacyjnych, prowadzenie rozmów pospektaklowych, koordynacja pracy nad wydawnictwami Polskiego Teatru Tańca – jedno z doświadczeń, które sprawiło, iż odważyłam się aplikować o stypendium Marszałka Województwa Wielkopolskiego na napisanie własnej książki.
Przez kilka lat współprowadziłam też z Robertem Chodyłą cykl rozmównic, czyli parafrazując tytuł słynnego dzieła Lukiana: „dialogi o tańcu”. Staraliśmy się, z udziałem naukowców i twórców, kształtować język dyskursu o tańcu w toku żywej rozmowy.
BK: Projekt stypendialny jest niespodzianką, dotyczy obszaru zupełnie innego niż ten, którym się zajmujesz. Zamierzasz napisać książkę o Gerardzie Górnickim, twoim dziadku. Co było bezpośrednim impulsem do podjęcia tej decyzji? Kim dla ciebie był, dlaczego uznałaś, iż warto to zrobić?
AK: Jest kilka powodów, dla których chcę napisać książkę o moim Dziadku. Przechowuję w pamięci wiele emocjonalnych wspomnień o nim, to daje szansę, iż książka będzie opowiedziana ze swadą i ciekawie, w sposób angażujący dla czytelnika. Zależy mi, żeby przypomnieć postać Dziadka, jego działalność na rzecz środowiska literackiego Poznania i Wielkopolski w drugiej połowie XX wieku, a przede wszystkim zasługi na rzecz popularyzacji powstania wielkopolskiego. Dziadek napisał powieść – muszę jeszcze dokładnie sprawdzić w historycznych źródłach, czy pierwszą, ale na pewno jedną z pierwszych – o tym zrywie pod tytułem „Bitwa szalała do wieczora”, przedstawiającą przebieg walk z perspektywy przeżyć zwykłego żołnierza. W tej chwili powstanie wielkopolskie, pamięć o nim, przechodzi swoisty renesans, chciałabym, aby pionierskie osiągnięcia dziadka Gerarda znalazły w tym procesie należne im miejsce. Mamy w domu bogate archiwum materiałów o nim – czas, by symbolicznie opuściły poddasze i ujrzały światło dzienne.
BK: Gerard Górnicki był postacią niesłychanie barwną, człowiekiem aktywnym w różnych obszarach. Przypomnijmy krótko, czym się zajmował i jakie było jego znaczenie dla Wielkopolski.
AK: Gerard Górnicki był prozaikiem, autorem sztuk scenicznych, felietonów, opowiadań. Łącznie napisał ponad 20 utworów. Inspiracją dla jego twórczości była własna biografia, doświadczenia piłkarskie (w młodości był bramkarzem klubu Resovia), przeżycia wojenne (walczył w partyzantce jako żołnierz Armii Krajowej), historie najbliższych i strony rodzinne – Rzeszowszczyzna – do których z niezmienną euforią wracał i o których pisał do ostatnich chwil życia, a także podróże do Włoch i Wietnamu, które zaowocowały romantycznymi powieściami o miłości („Spotkanie z rzymianką” i „Dziewczyna Anh odchodzi”).

fot. K. Szymkowiak
Czerpał również z wędrówek po Wielkopolsce, podczas których poszukiwał tematów do kolejnych utworów – przykładem może być powieść „Mściwoj i Anna Maria” z czasów piastowskich czy jedna z jego ostatnich książek – „Miłość Emilii S.”, przywołująca postać Emilii Sczanieckiej. Osobny rozdział stanowi zainteresowanie powstaniem wielkopolskim, które przekuł w dwa różne gatunkowo utwory – wspomnianą powieść i sztukę sceniczną „Poszli ci, którzy powinni”.
Zawsze imponowała mi wszechstronność Dziadka, jego elan vital, niesłabnący z upływem lat, godzenie różnych ról, to, iż znajdował czas na własną twórczość, bardzo liczne spotkania z czytelnikami w szkołach czy bibliotekach, pracę nauczyciela, uwielbianego przez młodzież (uczył ich prawa), działalność w Związku Literatów Polskich i turystyczne pasje.
BK: Z jakimi wyzwaniami wiąże się ten projekt? Do tej pory pisałaś krótsze teksty, teraz zamierzasz oprzeć te pozycję na archiwach, dokumentach i własnej narracji.
AK: Trochę obawiam się o czas, o to, jak uda mi się pogodzić pracę w teatrze, która mocno absorbuje myśli i jest dla mnie bardzo ważna, z pisaniem, które muszę zakończyć do końca grudnia 2025. Zapowiada się wiele wyjazdów i spotkań. Wiele materiałów o Dziadku przechowujemy w domu, szkoła, w której pracował, znajduje się kilka metrów od mojego obecnego mieszkania, ale czekają mnie także dalsze podróże w poszukiwaniu źródeł.

fot. K. Szymkowiak
Planuję też spotkania z ludźmi, którzy pamiętają Dziadka, oczywiście wyjazd w miejsca, które były dla niego ważne, jak Strzyżów, gdzie się urodził, Kraków, gdzie studiował, Tatry, które kochał, czy biblioteka w Kłecku, która nosi jego imię. Jestem w kontakcie z poznańskim Oddziałem Związku Literatów Polskich i Towarzystwem Pamięci Powstania Wielkopolskiego, zamierzam nawiązać współpracę z Muzeum Powstania Wielkopolskiego, z pewnością dotrę do materiałów, które mnie samą wyposażą w nową wiedzę o Dziadku.
W pracy wspierać mnie będą Radek Wysocki, mój mentor kreatywny, znakomity pisarz, scenarzysta, librecista i dramaturg, redaktor o ogromnym doświadczeniu, który zadba, aby nie przytłoczył mnie ciężar pisania pierwszej samodzielnej książki, i Grażyna Grasa Nowacka, wspaniała graficzka i fotografka, która pracować będzie nad projektem książki od strony wizualnej.
BK: Co czujesz w związku z podjęciem tak osobistego zadania, prawdopodobnie bardzo angażującego dla ciebie emocjonalnie?
AK: Radość, choćby ekscytację, to w końcu moja pierwsza książka i to biografia bliskiej mi osoby. Emocje muszą być!



Anna Koczorowska – filolożka, recenzentka, od 2017 roku specjalistka ds. PR Polskiego Teatru Tańca. Współpracowała z „Gazetą Wyborczą Poznań”, „Gazetą Malarzy i Poetów”, „Czasem Kultury” oraz portalami taniecpolska.pl i kulturapoznan.pl. Autorka tekstów w publikacjach zbiorowych wydanych przez Polski Teatr Tańca i Centrum Sztuki Mościce.