Serial „Potwór: Historia Eda Geina” to już trzecia odsłona netflixowego cyklu true crime stworzonego przez Ryana Murphy’ego i Iana Brennana. Bohaterami poprzednich byli seryjny morderca Jeffrey Dahmer oraz bracia Menendez, którzy zastrzelili swoich rodziców. Jednak żadna z tych potwornych postaci nie może się równać z Edem Geinem, legendarnym seryjnym zabójcą, hieną cmentarną, psychopatą, który robił sympatyczne wrażenie, ale trzymał w domu ciało martwej matki, kroił ludzi piłą mechaniczną, zdejmował z nich skórę i robił z niej meble, a także kostiumy, w które się przebierał. Jego czyny były tak szokujące, iż stały się inspiracją dla wielu pisarzy i filmowców oraz dla innych psychopatów, którzy pozazdrościli Geinowi sławy i chcieli być tacy, jak on. Wszystko to znalazło się serialu, dzięki czemu jest to jak dotąd najlepsza, najodważniejsza i zdecydowanie najstraszniejsza część serii o ludzkich potworach.
Potwór z sąsiedztwa
W latach 50. XX wieku na farmie w Wisconsin razem z zaborczą matką (w którą świetnie wcieliła się Laurie Metcalf) i bratem mieszkał Ed Gein (w tej roli absolutnie fenomenalny Charlie Hunnam). Był też ojciec, ale za chroniczne pijaństwo matka wyrzuciła go z domu. Okoliczni mieszkańcy uważają Eda za sympatycznego i całkowicie nieszkodliwego człowieka, no i do pewnego momentu rzeczywiście tak jest, ale potem sprawy zaczynają się komplikować – ginie brat, umiera matka i Ed zostaje sam. No niezupełnie. Ciągle słyszy, jak ona do niego mówi, więc postanawia wykopać ukochaną mamusię z grobu i posadzić ją w jej ulubionym fotelu. W pokoju na piętrze. Nikt mu nie przeszkadza, więc Ed rozwija swoje hobby, które tylko początkowo ogranicza się rozkopywania świeżych grobów. Inspiracją będą dla niego zdjęcia stosów trupów z obozu koncentracyjnego i osobliwy komiks. Jego bohaterką jest zwyrodniała Niemka, Ilse Koch, zwana również Suką z Buchenwaldu, która robi z Żydami bardzo złe rzeczy – na przykład przerabia ich na meble. Ed postanawia pójść w jej ślady. A przy okazji, ponieważ zawsze lubił ubierać damską bieliznę, odkrywa, iż jeszcze lepszym rozwiązaniem będzie przebieranie się w kombinezon zrobiony z kobiecej skóry. Dosłownie.

Popkulturowy potwór
Poziom makabry rośnie bardzo szybko, a my nagle przeskakujemy w przyszłość, na plan „Psychozy” Alfreda Hitchcocka (w tej roli Tom Hollander), która powstała na motywach powieści Roberta Blocha, zainspirowanej właśnie historią Eda Geina. Takich przeskoków jest tu z resztą więcej. Przeplatają się z główną opowieścią i znakomicie uzmysławiają, jak bardzo potworna działalność Rzeźnika z Plainfield wpłynęła na popkulturę. Podglądamy więc ekipę Tobe Hoppera, która pracuje nad „Teksańską masakrą piłą mechaniczną” oraz Jonathana Demme w czasie kręcenia „Milczenia owiec”. W każdym przypadku są to filmy ważne dla popkultury, przekraczające jej ograniczenia i wyznaczające nowe punkty odniesienia. A ich ojcem chrzestnym, czy nam się to podoba, czy nie, jest Ed Gein.
Domowy potwór
Warto mieć jednak świadomość, iż jest to opowieść oparta na motywach z życia Geina, a nie paradokumentalna rekonstrukcja jego losów. Widać to choćby po tym, iż Ed jest tu znacznie bardziej towarzyski, niż był w rzeczywistości. Poza tym mamy tu również rozbuchane wizje spotkań z Ilse Koch oraz zakrawającą na prowokację ostatnią, totalnie psychodeliczną sekwencję, rozgrywającą się do dźwięków kultowej piosenki „Owner of a Lonely Heart” zespołu Yes. No cóż, sztuka atrakcyjnego opowiadania ma swoje prawa. Na szczęście autorzy serialu nie posuwają się za daleko i nie usprawiedliwiają Geina, nie uczłowieczają go za bardzo, a zatem nigdy nie mamy wątpliwości, iż to jednak potwór. Podsuwają nam co prawda różne tropy i sugestie, co do tego, czy naprawdę był szalony, czy po prostu bardzo sprytny albo tego, co mogło wypaczyć jego umysł, ale ostateczną ocenę zostawiają widzom.
Nikt do końca nie wie, jak to działa, ale coś sprawia, iż fascynują nas ludzkie potwory i chcemy je podglądać w bezpiecznych, kontrolowanych warunkach. Najlepiej w domu. A znakomity serial „Potwór: Historia Eda Geina” nam o tym przypomina, nie szczędząc przy tym makabry i niepokoju. Ogląda się go z obrzydzeniem i fascynacją, siedząc jak na szpilkach, bo twórcy bardzo umiejętnie kreują suspens rodem z horroru. Prawdziwego. Nie dziwią zatem znakomite wyniki oglądalności na Netflixie. Nie pozostawiają wątpliwości, iż „Potwór: Historia Eda Geina” trafia w punkt.