Młode
misjonarki z Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach
Ostatnich, siostry Barnes i Paxton, przybywają do stojącego na
uboczu domu człowieka, który wyraził zainteresowanie wstąpieniem
do ich wspólnoty, niejakiego pana Reeda. W progu informują
gościnnego gospodarza, iż regulamin misji nie pozwala im przebywać
w gospodarstwach domowych, w których nie ma kobiet, ale pan Reed
zapewnia, iż w środku czeka jego żona. To przekonuje siostry do
skorzystania z zaproszenia i oddania mu swoich płaszczy, wbrew
zapowiedziom mężczyzny jego partnerka nie uczestniczy jednak w ich
teologicznej rozmowie prowadzonej w ponurym salonie. Pan Reed
przedłużającą się nieobecność małżonki tłumaczy
nieśmiałością i daje do zrozumienia, iż niebawem wyłoni się z
kuchni z gorącym ciastem jagodowym, którego zapach faktycznie
dociera do Barnes i Paxton. Pytania potencjalnego nowego członka
Kościoła mormonów są jednak coraz bardziej krępujące, a
uważniejsze oględziny miejsca spotkania stawiają pana Reeda w
jeszcze gorszym świetle. Misjonarki nabierają pewności, że
zostały oszukane. Zwabione w pułapkę przez oczytanego osobnika,
najwyraźniej przeprowadzającego jakiś eksperyment pseudoreligijny.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEikGVR9h4WNs0tDjrymxfhqs5vUHPsnaAjpt1yVh7OD1u5KPUD5ry74yJ_lizLDSrVxo-lkTAUh0KdxTNnOzNjXRTvvt4GxGoRc7jKljn3TtFDwxiXnN01wwBfx2N0Oval2lQHOTpOImlGh16SxoIkCy5Aa6Cdhihkcl_9NVsKZk5rsAVc2upuxr9MokFG3/w279-h400/a.jpg) |
Plakat filmu. „Heretic” 2024, A24, Beck Woods, Shiny Penny |
Twórcy
między innymi „Nightlight” (2015) i
„Domu strachów”
(2019),
współscenarzyści
„Cichego miejsca” Johna Krasinskiego i
„Boogeymana”
Roba Savage'a, Scott Beck i Bryan Woods, znają się
od jedenastego roku życia. Dorastali w tym samym mieście, dzieląc
myślami i opiniami na przeróżne tematy. Razem zastanawiali nad
tym, co się dzieje z człowiekiem po śmierci, czy jesteśmy dziełem
stworzenia jakiejś wszechmocnej istoty i która religia jest
prawdziwa. W 2014 roku podjęli pierwszą próbę przekucia tych
teologicznych rozważań w scenariusz filmowy. Wymyślili dwie młode
misjonarki, które pukają do niewłaściwych drzwi, ale zarzucili
pisanie, gdy uświadomili sobie, iż wkroczyli na zbyt osobisty teren
(strach przed nadmiernym uzewnętrznieniem się), przede wszystkim
jednak przyhamował ich właściciel rzeczonych „niewłaściwych
drzwi”. Musieli się dokształcić, żeby rozwinąć tę postać
tak, jak sobie tego życzyła:) W przerwach między innymi projektami
Beck i Woods prowadzili więc badania teologiczne i filozoficzne;
gromadzili wiedzę niezbędną do skonstruowania dialogów, na
których miała opierać się ich rozprawa religijna w formie, jak
sami to nazwali, filmu popcornowego. W 2022 roku, po śmierci ojca
Bryana Woodsa, „odgrzebali stary manuskrypt” i dokończyli
opowieść o dwóch takich, co weszły do nieodpowiedniego – albo
wręcz przeciwnie – domu. Trochę jak Clarice Starling w „Milczeniu
owiec” Thomasa Harrisa i jej oscarowej ekranizacji w reżyserii
Jonathana Demme'a. Z filmowych wpływów na „Heretic”, thriller
psychologiczny z elementami horroru nakręcony pod markowym szyldem
A24 (produkcja i dystrybucja), jego reżyserzy i scenarzyści
wyróżnili jednak „Kontakt” Roberta Zemeckisa, oparty na
powieści Carla Sagana z 1985
roku, i „Kto sieje wiatr” Stanleya
Kramera, oparty na sztuce Jerome'a Lawrence'a i Roberta Edwina Lee z
1955 roku.
Zdjęcia
główne do „Heretic” Scotta Becka i Bryana Woodsa ruszyły (po
podpisaniu tymczasowej umowy z SAG-AFTRA, organizatorami wielkiego
strajku) w pierwszym tygodniu października 2023 roku w Vancouver w
Kanadzie, a zakończyły mniej więcej w połowie następnego
miesiąca. Film kręcono chronologicznie. Budżet produkcji
oszacowano na dziesięć milionów dolarów. Światowa premiera
„Heretic” miała miejsce na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w
Toronto we wrześniu 2024, a regularna dystrybucja kinowa
wystartowała w pierwszej połowie listopada tego samego roku; do
polskich kin obraz wszedł w drugiej połowie miesiąca w wyniku
działalności firmy Kino Świat. „Heretic” nabierał kształtu z
myślą o odwrotności „Cichego miejsca” Johna Krasinskiego –
Beck i Woods chcieli sprawdzić się w zgoła odmiennym sposobie
budowania dramaturgii: z milczącego świata w świat szaleńczo
rozgadany. I wytłumaczyć, dlaczego uważają, iż religia to
wdzięczny temat dla kina grozy. Wielu mormonów wyraziło swą
aprobatę dla opowieści o dwóch siostrach i heretyku Scotta Becka i
Bryana Woodsa (pochwały za realizm, uczciwość względem
misjonarzy: obiektywne, zniuansowane portrety psychologiczne), ale w
oficjalnym oświadczeniu Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w
Dniach Ostatnich potępił przedstawienie przemocy wobec kobiet.
Psychicznej męki misjonarek, celowo bądź niechcący, zgotowanej
przez tytułową postać genialnie wykreowaną przez Hugh Granta
(m.in. „Kryjówka Białego Węża” Kena Russella) – między
innymi nominacja do Złotego Globu w kategorii „najlepszy aktor w
komedii lub musicalu” (sic!) - który zwrócił na siebie uwagę
pomysłodawców „Heretic” (przekonał, iż doskonale nadaje się
do roli pana Reeda) występem w adaptacji powieści Davida Mitchella,
„Atlasie chmur” Toma Tykwera oraz Lany i Lilly Wachowski.
Pytanie, czy przemoc będzie eskalować? Czy psychiczna gehenna
mormońskich misjonarek przerodzi się w coś bardziej drastycznego?
Czy dziewczynom grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, czy jedynie
definitywne pożegnanie z wiarą? Jakie zamiary wobec twardej siostry
Barnes (niesamowicie intensywna, niepokojąco charyzmatyczna kreacja
znanej choćby z „Boogeymana” Roba Savage'a,
„MaXXXine”
Ti
Westa i/lub nowszego „Towarzysza” Drew Hancocka, Sophie Thatcher,
która przy tej okazji - napisy końcowe - zaprezentowała też swoje
zdolności wokalne; cover „Knockin' on Heaven's Door” Boba Dylana
wpisujący się w wykład pana Reeda o iteracjach) i niepewnej siebie
siostry Paxton (pięknie rozwijająca się postać, jeszcze piękniej
zagrana przez Chloe East; m.in. „Wilk ze Snow Hollow” Jima
Cummingsa) ma podejrzanie serdeczny gospodarz domu na urwisku? Wróg
czy przyjaciel? Ulegamy paranoi młodych kobiet, jak by nie patrzeć,
przebywających z obcym mężczyzną na kompletnym(?) odludziu,
okropnie ponosi nas wyobraźnia, patrzymy na dobrego człowieka przez
pryzmat fikcyjnych historii o wszelkiego rodzaju zwyrodnialcach
(odwrócenie konwencji home invasion, co przypomniało mi „Nie
oddychaj” Fede Alvareza) albo instynktownie przyjmujemy postawę
obronną w ewidentnym legowisku wygłodniałego drapieżnika.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiI3RLDDcnLjCE2bgDQs_O3jgeuXRQKKQv91NKMDCpqc86p3ZNPwwCxCbittyLSLms_JXkwewxkX1xdGS5HZd-Tg1vC7OwdxHlZwDVUxoy1nKBb7__MqSZrRrQ77Jx0_Wo94GW0LQNMVRL4w2R-23FRmO-BFL-XLROYZ3_69KzfZKdWelqTyVDjghDnmQKL/w270-h400/b.jpg) |
Plakat filmu. „Heretic” 2024, A24, Beck Woods, Shiny Penny |
Podstępny
teatr filmowy Scotta Becka i Bryana Woodsa. Struktura jak w
„Śmierć i dziewczyna”
tudzież „Wenus w futrze” Romana Polańskiego,
„Rozmowie z gwiazdą” Steve'a Buscemiego czy
„Złowrogim”
Cary'ego Solomona i Chucka Konzelmana. Spektakl w dużej mierze
bazujący na dialogach i monologach, praktycznie uzależniony od
wypowiedzi zantagonizowanych postaci. Jednego aktora i dwóch aktorek
(„z gościnnym występem strudzonego wędrowca”, Tophera Grace'a
z
„Delirium”
Dennisa Iliadisa i
„Tajemnic Silver Lake”
Davida
Roberta Mitchella) grających w szachy, warcaby... albo „Monopoly”.
Za oknami burza (najpierw deszcz, potem śnieg), a w niezdobytej
twierdzy pana Reeda (zbrojone ściany, skomplikowany mechanizm
otwierania i zamykania drzwi frontowych) zażarta debata
niepolityczna. Żaden tam temat zastępczy tylko fundamentalne sprawy
dla Homo sapiens. Wierzyć czy nie wierzyć? Mieć absolutną
pewność czy zostawić sobie jakiś margines błędu? Iść przez
życie z szeroko otwartym umysłem czy szczelnie zamkniętym? Pan
Reed poszukiwaniom Jedynego Prawdziwego Boga poświęcił znaczną
część swojego życia. Dokładnie przestudiował wszystkie religie
świata, a przynajmniej te największe: chrześcijaństwo, islam,
hinduizm, buddyzm i judaizm. Wynik tej wieloletniej misji, tego
„nadludzkiego” poświęcenia nie mógł być bardziej
rozczarowujący, frustrujący, wkurzający. Panna Barnes i tym
bardziej panna Paxton niemal od samego początku nie widzą w nim
równego sobie partnera do rozmowy; jego wszechstronna wiedza
teologiczna onieśmiela oddane misjonarki, które w gruncie rzeczy
nie zastanawiały się nad problemem, który panu Reedowi od dawna
spędza sen z powiek. Obie wstąpiły do pierwszego Kościoła, jaki
pojawił się na ich życiowej drodze i chyba nigdy nie myślały o
sprawdzeniu innych wspólnot religijnych. Ich elokwentny interlokutor
(co nieco przekłamujący) nie ukrywa swojego rozczarowania tak
konformistyczną postawą, w jego eksperckiej(?) ocenie, całkiem
bystrych młodych ludzi. Dlaczego tak gwałtownie podporządkowały się
temu, a nie innemu Kościołowi? Dokładnie tak - podporządkowały.
Bo religia to jedno z najpotężniejszych narzędzi kontroli. W
każdym razie do takiego wniosku doszedł niezwykle pracowity heretyk
Scotta Becka i Bryana Woodsa. Pan Reed zarzeka się, iż wie mniej
niż na początku swoich wielkich badań (jeśli to prawda, to
siostry Barnes i Paxton mają spore szanse wygrać tę słowną
potyczkę z domniemanym nielegalnym „strażnikiem więziennym”),
ale wszystko wskazuje na to, iż jeszcze się nie poddał. Traktuje
biedne mormonki jak króliki doświadczalne? Przeprowadza jakiś
okrutny eksperyment obliczony na znalezienie Jedynego Prawdziwego
Boga? W dziwnie przytulnym gabinecie (uderzający kontrast wystroju i
oświetlenia ze stanem emocjonalnym bohaterek filmu), w którym
niepewny czarny charakter trzyma miniaturową makietę swojego domu
(puk, puk, tu inny „podopieczny” A24:
„Dziedzictwo. Hereditary”
Ariego Astera) UWAGA SPOILER, później skorelowanego z
Piekłem Dantego (kto widział „Dom, który zbudował Jack” Larsa
von Triera jest narażony na małą lawinę wspomnień, mniej lub
bardziej pożądaną) KONIEC SPOILERA - druga stacja
męczeństwa Barnes i Paxton? - przerażone misjonarki staną
prawdopodobnie przez najtrudniejszym wyborem w swoim dotychczasowym
życiu. Bramka numer jeden i bramka numer dwa. Dla ułatwienia...
Albo najciekawszy wykład w tym niepewnie obłąkanym domu, albo
bezczelna profanacja (w zależności od indywidualnych przekonań
widza/progu tolerancji danej osoby wierzącej). Zestawienie świętości
z czymś tak prymitywnym, jak muzyka popularna i gra planszowa. Trzy
z największych religii świata przyrównane do coverów (plagiatów?)
i „Monopoly”? I znowu zmiana dekoracji. Mokro, mrocznie,
obskurnie. W tym ekstremalnie niewygodnym miejscu pojawi się
pierwsza intencjonalnie upiorna praktyczna (charakteryzacja)
niespodzianka zaprojektowana przez Chrisa Bridgesa, z którym Scott
Beck i Bryan Woods mieli już okazję współpracować przy swoim
„Domu strachów” (miłośnicy kina grozy pana Bridgesa mogą też
kojarzyć z takich produkcji, jak „Blade: Wieczny łowca II”
Guillermo del Toro, „Świt żywych trupów” Zacka Snydera,
„Silent Hill” Christophe'a Gansa, „Piła III” i „Piła IV”
Darrena Lynna Bousmana, „Istota” Vincenzo Nataliego,
„Diabeł”
Johna Ericka Dowdle'a, „Coś” Matthijsa van Heijningena Jr.,
„Carrie”
Kimberly Peirce,
„Poltergeist”
Gila Kenana).
Rozwiązanie zagadki czy kolejne złudzenie? Rehabilitacja rzekomego
antybohatera albo ostateczne potwierdzenie sadystycznych skłonności
pana Reeda. Tak czy inaczej, nieobliczalna to osobowość,
powiedziałabym nawet, iż to jedna z najbardziej angażujących,
tajemniczych, nieprzejrzystych postaci we współczesnych kinie
gatunkowym (przynajmniej thriller i horror). Ale finał tej diabelnie
trzymającej w napięciu lockdownowej historii trochę mnie
rozczarował. Perfekcyjnie poukładana opowieść z niedostatecznie
wybuchowym, nieogłuszającym zamknięciem – nie przebiło ciosu
zainkasowanego wcześniej, tuż po „aferze z zapałkami”.
Niemniej niebanalny scenariusz niebanalnie przeniesiony na ekran.
Wspaniale sugestywne zdjęcia Chung-hoona Chunga (m.in. „Stoker”
Parka Chan-wooka,
„To”
Andy'ego Muschiettiego,
„Ostatniej nocy w Soho”
Edgara Wrighta), doskonale dobrana ścieżka dźwiękowa
Chrisa Bacona (m.in. antologia
„Patient Seven”
2016) i sprytny
montaż Justina Li.
Prestidigitator
z piekła rodem i wojowniczki w zbroi Bożej, ewentualnie współczesny
rycerz w niekonwencjonalny sposób ratujący młode damy.
Klaustrofobiczny slow burn thriller Scotta Becka i Bryana
Woodsa o takim strasznym zjawisku, jak niezachwiana pewność w
obszarze duchowym. Ślepa wiara i ślepa niewiara. Nieefekciarskie
kino budzące żywe emocje, iście elektryzujące przeżycie filmowe
w labiryntowym domu „pośrodku niczego”. Według mnie niepłytka
refleksja nad życiem i śmiercią, niegłupia opowieść w gustownej
oprawie audiowizualnej. Wybijający się z tłumu „Heretic”.
Za
seans bardzo dziękuję dystrybutorowi