„Heretic” (2024)

horror-buffy1977.blogspot.com 3 godzin temu
Młode misjonarki z Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, siostry Barnes i Paxton, przybywają do stojącego na uboczu domu człowieka, który wyraził zainteresowanie wstąpieniem do ich wspólnoty, niejakiego pana Reeda. W progu informują gościnnego gospodarza, iż regulamin misji nie pozwala im przebywać w gospodarstwach domowych, w których nie ma kobiet, ale pan Reed zapewnia, iż w środku czeka jego żona. To przekonuje siostry do skorzystania z zaproszenia i oddania mu swoich płaszczy, wbrew zapowiedziom mężczyzny jego partnerka nie uczestniczy jednak w ich teologicznej rozmowie prowadzonej w ponurym salonie. Pan Reed przedłużającą się nieobecność małżonki tłumaczy nieśmiałością i daje do zrozumienia, iż niebawem wyłoni się z kuchni z gorącym ciastem jagodowym, którego zapach faktycznie dociera do Barnes i Paxton. Pytania potencjalnego nowego członka Kościoła mormonów są jednak coraz bardziej krępujące, a uważniejsze oględziny miejsca spotkania stawiają pana Reeda w jeszcze gorszym świetle. Misjonarki nabierają pewności, że zostały oszukane. Zwabione w pułapkę przez oczytanego osobnika, najwyraźniej przeprowadzającego jakiś eksperyment pseudoreligijny.

Plakat filmu. „Heretic” 2024, A24, Beck Woods, Shiny Penny

Twórcy między innymi „Nightlight” (2015) i „Domu strachów” (2019), współscenarzyści „Cichego miejsca” Johna Krasinskiego i „Boogeymana” Roba Savage'a, Scott Beck i Bryan Woods, znają się od jedenastego roku życia. Dorastali w tym samym mieście, dzieląc myślami i opiniami na przeróżne tematy. Razem zastanawiali nad tym, co się dzieje z człowiekiem po śmierci, czy jesteśmy dziełem stworzenia jakiejś wszechmocnej istoty i która religia jest prawdziwa. W 2014 roku podjęli pierwszą próbę przekucia tych teologicznych rozważań w scenariusz filmowy. Wymyślili dwie młode misjonarki, które pukają do niewłaściwych drzwi, ale zarzucili pisanie, gdy uświadomili sobie, iż wkroczyli na zbyt osobisty teren (strach przed nadmiernym uzewnętrznieniem się), przede wszystkim jednak przyhamował ich właściciel rzeczonych „niewłaściwych drzwi”. Musieli się dokształcić, żeby rozwinąć tę postać tak, jak sobie tego życzyła:) W przerwach między innymi projektami Beck i Woods prowadzili więc badania teologiczne i filozoficzne; gromadzili wiedzę niezbędną do skonstruowania dialogów, na których miała opierać się ich rozprawa religijna w formie, jak sami to nazwali, filmu popcornowego. W 2022 roku, po śmierci ojca Bryana Woodsa, „odgrzebali stary manuskrypt” i dokończyli opowieść o dwóch takich, co weszły do nieodpowiedniego – albo wręcz przeciwnie – domu. Trochę jak Clarice Starling w „Milczeniu owiec” Thomasa Harrisa i jej oscarowej ekranizacji w reżyserii Jonathana Demme'a. Z filmowych wpływów na „Heretic”, thriller psychologiczny z elementami horroru nakręcony pod markowym szyldem A24 (produkcja i dystrybucja), jego reżyserzy i scenarzyści wyróżnili jednak „Kontakt” Roberta Zemeckisa, oparty na powieści Carla Sagana z 1985 roku, i „Kto sieje wiatr” Stanleya Kramera, oparty na sztuce Jerome'a Lawrence'a i Roberta Edwina Lee z 1955 roku.

Zdjęcia główne do „Heretic” Scotta Becka i Bryana Woodsa ruszyły (po podpisaniu tymczasowej umowy z SAG-AFTRA, organizatorami wielkiego strajku) w pierwszym tygodniu października 2023 roku w Vancouver w Kanadzie, a zakończyły mniej więcej w połowie następnego miesiąca. Film kręcono chronologicznie. Budżet produkcji oszacowano na dziesięć milionów dolarów. Światowa premiera „Heretic” miała miejsce na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto we wrześniu 2024, a regularna dystrybucja kinowa wystartowała w pierwszej połowie listopada tego samego roku; do polskich kin obraz wszedł w drugiej połowie miesiąca w wyniku działalności firmy Kino Świat. „Heretic” nabierał kształtu z myślą o odwrotności „Cichego miejsca” Johna Krasinskiego – Beck i Woods chcieli sprawdzić się w zgoła odmiennym sposobie budowania dramaturgii: z milczącego świata w świat szaleńczo rozgadany. I wytłumaczyć, dlaczego uważają, iż religia to wdzięczny temat dla kina grozy. Wielu mormonów wyraziło swą aprobatę dla opowieści o dwóch siostrach i heretyku Scotta Becka i Bryana Woodsa (pochwały za realizm, uczciwość względem misjonarzy: obiektywne, zniuansowane portrety psychologiczne), ale w oficjalnym oświadczeniu Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich potępił przedstawienie przemocy wobec kobiet. Psychicznej męki misjonarek, celowo bądź niechcący, zgotowanej przez tytułową postać genialnie wykreowaną przez Hugh Granta (m.in. „Kryjówka Białego Węża” Kena Russella) – między innymi nominacja do Złotego Globu w kategorii „najlepszy aktor w komedii lub musicalu” (sic!) - który zwrócił na siebie uwagę pomysłodawców „Heretic” (przekonał, iż doskonale nadaje się do roli pana Reeda) występem w adaptacji powieści Davida Mitchella, „Atlasie chmur” Toma Tykwera oraz Lany i Lilly Wachowski. Pytanie, czy przemoc będzie eskalować? Czy psychiczna gehenna mormońskich misjonarek przerodzi się w coś bardziej drastycznego? Czy dziewczynom grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, czy jedynie definitywne pożegnanie z wiarą? Jakie zamiary wobec twardej siostry Barnes (niesamowicie intensywna, niepokojąco charyzmatyczna kreacja znanej choćby z „Boogeymana” Roba Savage'a, „MaXXXine” Ti Westa i/lub nowszego „Towarzysza” Drew Hancocka, Sophie Thatcher, która przy tej okazji - napisy końcowe - zaprezentowała też swoje zdolności wokalne; cover „Knockin' on Heaven's Door” Boba Dylana wpisujący się w wykład pana Reeda o iteracjach) i niepewnej siebie siostry Paxton (pięknie rozwijająca się postać, jeszcze piękniej zagrana przez Chloe East; m.in. „Wilk ze Snow Hollow” Jima Cummingsa) ma podejrzanie serdeczny gospodarz domu na urwisku? Wróg czy przyjaciel? Ulegamy paranoi młodych kobiet, jak by nie patrzeć, przebywających z obcym mężczyzną na kompletnym(?) odludziu, okropnie ponosi nas wyobraźnia, patrzymy na dobrego człowieka przez pryzmat fikcyjnych historii o wszelkiego rodzaju zwyrodnialcach (odwrócenie konwencji home invasion, co przypomniało mi „Nie oddychaj” Fede Alvareza) albo instynktownie przyjmujemy postawę obronną w ewidentnym legowisku wygłodniałego drapieżnika.

Plakat filmu. „Heretic” 2024, A24, Beck Woods, Shiny Penny

Podstępny teatr filmowy Scotta Becka i Bryana Woodsa. Struktura jak w „Śmierć i dziewczyna” tudzież „Wenus w futrze” Romana Polańskiego, „Rozmowie z gwiazdą” Steve'a Buscemiego czy „Złowrogim” Cary'ego Solomona i Chucka Konzelmana. Spektakl w dużej mierze bazujący na dialogach i monologach, praktycznie uzależniony od wypowiedzi zantagonizowanych postaci. Jednego aktora i dwóch aktorek („z gościnnym występem strudzonego wędrowca”, Tophera Grace'a z „Delirium” Dennisa Iliadisa i „Tajemnic Silver Lake” Davida Roberta Mitchella) grających w szachy, warcaby... albo „Monopoly”. Za oknami burza (najpierw deszcz, potem śnieg), a w niezdobytej twierdzy pana Reeda (zbrojone ściany, skomplikowany mechanizm otwierania i zamykania drzwi frontowych) zażarta debata niepolityczna. Żaden tam temat zastępczy tylko fundamentalne sprawy dla Homo sapiens. Wierzyć czy nie wierzyć? Mieć absolutną pewność czy zostawić sobie jakiś margines błędu? Iść przez życie z szeroko otwartym umysłem czy szczelnie zamkniętym? Pan Reed poszukiwaniom Jedynego Prawdziwego Boga poświęcił znaczną część swojego życia. Dokładnie przestudiował wszystkie religie świata, a przynajmniej te największe: chrześcijaństwo, islam, hinduizm, buddyzm i judaizm. Wynik tej wieloletniej misji, tego „nadludzkiego” poświęcenia nie mógł być bardziej rozczarowujący, frustrujący, wkurzający. Panna Barnes i tym bardziej panna Paxton niemal od samego początku nie widzą w nim równego sobie partnera do rozmowy; jego wszechstronna wiedza teologiczna onieśmiela oddane misjonarki, które w gruncie rzeczy nie zastanawiały się nad problemem, który panu Reedowi od dawna spędza sen z powiek. Obie wstąpiły do pierwszego Kościoła, jaki pojawił się na ich życiowej drodze i chyba nigdy nie myślały o sprawdzeniu innych wspólnot religijnych. Ich elokwentny interlokutor (co nieco przekłamujący) nie ukrywa swojego rozczarowania tak konformistyczną postawą, w jego eksperckiej(?) ocenie, całkiem bystrych młodych ludzi. Dlaczego tak gwałtownie podporządkowały się temu, a nie innemu Kościołowi? Dokładnie tak - podporządkowały. Bo religia to jedno z najpotężniejszych narzędzi kontroli. W każdym razie do takiego wniosku doszedł niezwykle pracowity heretyk Scotta Becka i Bryana Woodsa. Pan Reed zarzeka się, iż wie mniej niż na początku swoich wielkich badań (jeśli to prawda, to siostry Barnes i Paxton mają spore szanse wygrać tę słowną potyczkę z domniemanym nielegalnym „strażnikiem więziennym”), ale wszystko wskazuje na to, iż jeszcze się nie poddał. Traktuje biedne mormonki jak króliki doświadczalne? Przeprowadza jakiś okrutny eksperyment obliczony na znalezienie Jedynego Prawdziwego Boga? W dziwnie przytulnym gabinecie (uderzający kontrast wystroju i oświetlenia ze stanem emocjonalnym bohaterek filmu), w którym niepewny czarny charakter trzyma miniaturową makietę swojego domu (puk, puk, tu inny „podopieczny” A24: „Dziedzictwo. Hereditary” Ariego Astera) UWAGA SPOILER, później skorelowanego z Piekłem Dantego (kto widział „Dom, który zbudował Jack” Larsa von Triera jest narażony na małą lawinę wspomnień, mniej lub bardziej pożądaną) KONIEC SPOILERA - druga stacja męczeństwa Barnes i Paxton? - przerażone misjonarki staną prawdopodobnie przez najtrudniejszym wyborem w swoim dotychczasowym życiu. Bramka numer jeden i bramka numer dwa. Dla ułatwienia... Albo najciekawszy wykład w tym niepewnie obłąkanym domu, albo bezczelna profanacja (w zależności od indywidualnych przekonań widza/progu tolerancji danej osoby wierzącej). Zestawienie świętości z czymś tak prymitywnym, jak muzyka popularna i gra planszowa. Trzy z największych religii świata przyrównane do coverów (plagiatów?) i „Monopoly”? I znowu zmiana dekoracji. Mokro, mrocznie, obskurnie. W tym ekstremalnie niewygodnym miejscu pojawi się pierwsza intencjonalnie upiorna praktyczna (charakteryzacja) niespodzianka zaprojektowana przez Chrisa Bridgesa, z którym Scott Beck i Bryan Woods mieli już okazję współpracować przy swoim „Domu strachów” (miłośnicy kina grozy pana Bridgesa mogą też kojarzyć z takich produkcji, jak „Blade: Wieczny łowca II” Guillermo del Toro, „Świt żywych trupów” Zacka Snydera, „Silent Hill” Christophe'a Gansa, „Piła III” i „Piła IV” Darrena Lynna Bousmana, „Istota” Vincenzo Nataliego, „Diabeł” Johna Ericka Dowdle'a, „Coś” Matthijsa van Heijningena Jr., „Carrie” Kimberly Peirce, „Poltergeist” Gila Kenana). Rozwiązanie zagadki czy kolejne złudzenie? Rehabilitacja rzekomego antybohatera albo ostateczne potwierdzenie sadystycznych skłonności pana Reeda. Tak czy inaczej, nieobliczalna to osobowość, powiedziałabym nawet, iż to jedna z najbardziej angażujących, tajemniczych, nieprzejrzystych postaci we współczesnych kinie gatunkowym (przynajmniej thriller i horror). Ale finał tej diabelnie trzymającej w napięciu lockdownowej historii trochę mnie rozczarował. Perfekcyjnie poukładana opowieść z niedostatecznie wybuchowym, nieogłuszającym zamknięciem – nie przebiło ciosu zainkasowanego wcześniej, tuż po „aferze z zapałkami”. Niemniej niebanalny scenariusz niebanalnie przeniesiony na ekran. Wspaniale sugestywne zdjęcia Chung-hoona Chunga (m.in. „Stoker” Parka Chan-wooka, „To” Andy'ego Muschiettiego, „Ostatniej nocy w Soho” Edgara Wrighta), doskonale dobrana ścieżka dźwiękowa Chrisa Bacona (m.in. antologia „Patient Seven” 2016) i sprytny montaż Justina Li.

Prestidigitator z piekła rodem i wojowniczki w zbroi Bożej, ewentualnie współczesny rycerz w niekonwencjonalny sposób ratujący młode damy. Klaustrofobiczny slow burn thriller Scotta Becka i Bryana Woodsa o takim strasznym zjawisku, jak niezachwiana pewność w obszarze duchowym. Ślepa wiara i ślepa niewiara. Nieefekciarskie kino budzące żywe emocje, iście elektryzujące przeżycie filmowe w labiryntowym domu „pośrodku niczego”. Według mnie niepłytka refleksja nad życiem i śmiercią, niegłupia opowieść w gustownej oprawie audiowizualnej. Wybijający się z tłumu „Heretic”.

Za seans bardzo dziękuję dystrybutorowi

Idź do oryginalnego materiału