
Nie jest AŻ TAK zajebisty, jak In The Shadows, natomiast jest ogromnym kawałem totalnie, przemasakrycznie zajebistego, diabelskiego heavy metalu z naręczem absolutnych hitów. Rozpromieniony mogę teraz z oryginału zawodzić Night of the Unborn czy Come to the Sabbath. Czyli jedna czwarta z płyt Mercyful Fate, które chcę mieć od wczoraj #napółce.
Właściwie to jedna z płyt życia, jak np Painkiller, których słucham od 20-kilku lat i które w końcu udało mi się zdobyć w najlepszej wersji. Więc jakiś tam kolejny schodek w metalowaniu osiągnięty

Statystyki: autor: DiabelskiDom — 2 min. temu