Jak wprowadzić do scenariusza doroślejsze i trudniejsze historie, nie zabierając nic z jego magii i niewinności? Znakomity 2. sezon „Heartstoppera” śmiało może posłużyć za podręcznik wszystkim twórcom seriali młodzieżowych.
„Heartstopper” zadebiutował na platformie Netflix w kwietniu 2022 roku i z miejsca podbił serca widzów w każdym wieku, z których część była już wielkimi fanami komiksowej historii napisanej przez Alice Oseman, a część dopiero dzięki serialowi dowiedziała się o jej istnieniu. Słodkim romansem dwóch chłopców zachwycili się jedni i drudzy, co sprawiło, iż oczekiwania wobec 2. sezonu stały się ogromne – podczas gdy „jedynka” weszła praktycznie bez żadnej promocji (ach, ten Netflix), więc większość z nas nie spodziewała się wtedy niczego i przeżyła coś na kształt miłego zaskoczenia.
Heartstopper w 2. sezonie zmienia się na jeszcze lepsze
W 2. sezonie „Heartstoppera” Oseman musiała w pewnym sensie przebić samą siebie i uważam, iż dała radę, stawiając przede wszystkim na pogłębianie postaci i relacji między nimi oraz na jeszcze więcej pełnych empatii rozmów na jeszcze trudniejsze tematy. Owszem, w 1. serii młodzieżowego hitu „cięższych” momentów też nie brakowało, bo przecież oglądaliśmy chociażby, jak nieśmiały, wrażliwy i delikatny Charlie (Joe Locke) był dręczony w szkole z powodu swojej orientacji seksualnej oraz jak trudno było Nickowi (Kit Connor), popularnemu szkolnemu sportowcowi, przyznać przed samym sobą, iż być może jednak nie jest hetero, tak jak większość jego kolegów.
Choć poważne sprawy były obecne, to jednak „Heartstopper” w dużym stopniu kupił nas młodzieńczą magią romansu chłopców, niewinnością takich gestów jak trzymanie się za rękę czy pierwszy pocałunek. Tym, iż będąc swego rodzaju przeciwieństwem „Euforii”, postawił na czyste piękno nastoletnich emocji, gdzie nic nie musi być ekstremalne, a młodzież może być po prostu młodzieżą, a nie przerysowanymi kopiami dorosłych. Pomagało wiele rzeczy, w tym to, iż obsada jest kilka starsza od swoich bohaterów, a za sterami stanęła sama Oseman, z wyczuciem i precyzją przenosząc to, co się dało, wprost z komiksu, a jednocześnie delikatnie rozbudowując całą historię.
2. sezon „Heartstoppera” nie mógł skopiować tej formuły choćby z tego prostego powodu, iż to serial o postaciach, które mają po kilkanaście lat, a więc są już na rollercoasterze ku dorosłości, dojrzewając dosłownie z miesiąca na miesiąc i nie raz, nie dwa przeżywając potężne burze emocjonalne. Dlatego w nowych odcinkach trochę mniej jest uroczej magii pierwszej miłości, za którą tak pokochaliśmy serial, a trochę – adekwatnie dużo – więcej różnego rodzaju przeszkód, problemów do pokonania i trudnych tematów, od których nie ma ucieczki. Tak jak poprzednio, serial opiera się na rozmowach i są to rozmowy piękne, mądre i dojrzałe. Inteligencji emocjonalnej tym dzieciakom może pozazdrościć niejeden zagubiony we współczesnym świecie dorosły.
Heartstopper sezon 2 – niewinność w czasach Instagrama
Sercem i duszą „Heartstoppera” pozostaje duet Nick i Charlie, a serial – zamiast bawić się w jakieś amerykańskie hece z rozstawaniem się, wracaniem do siebie etc. – pozwala im cieszyć się nowym związkiem, odkrywać razem kolejne jego etapy i przechodzić razem przez trudne sprawy, na czele z coming outem Nicka. I nie chodzi tylko o to, co powiedzą w szkole. W serialu pojawia się zarówno starszy brat Nicka (Jack Barton, „Wojna światów”), jak i jego ojciec (Thibault De Montalembert, „Gdzie jest mój agent?”) – i naprawdę trudno powiedzieć, który z nich okazuje się gorszy. Charlie przygląda się galimatiasowi, w jakim tkwi jego chłopak, i choć wszystko w nim wyrywa się, żeby ogłosić swój związek przed całym światem, wie, iż musi czekać. Co bywa frustrujące, tym bardziej iż sam ma do przepracowania traumy, które tylko wydają się być za nim.
To nie jest jednak tak, iż życie tej pary stało się jednymi wielkimi zmaganiami z ciężką rzeczywistością. Absolutnie tak nie jest, Nick i Charlie to wciąż to samo morze słodkości, tysiące pocałunków, uścisków, trzymanie się za ręce, motylki w brzuchu i komiksowe serduszka w powietrzu. Zwłaszcza kiedy widzimy ich na szkolnej wycieczce w Paryżu – który chyba jeszcze w żadnym filmie ani serialu nie był tak naturalnie wdzięczny w swojej najbardziej oklepanej, turystycznej wersji. Brawa dla „Heartstoppera” i za to.
A także za pokazywanie całej tej magicznej niewinności w czasach Instagrama i TikToka. Ekipa „Jeziora marzeń” często lubi powtarzać, iż w dzisiejszym świecie, z wszędobylskimi telefonami i social mediami, trudno byłoby uchwycić nastoletnią niewinność tak, jak oni to zrobili pod koniec lat 90. Cóż, dobrze, iż Alice Oseman, zamiast widzieć w tym przeszkodę, robi z tego atut, z wiadomości tekstowych, postów i insta stories tworząc niemal dodatkową warstwę fabularną i dodatkowy atut serialu.
Heartstopper sezon 2, czyli nie tylko Charlie i Nick
Wykonuje wreszcie „Heartstopper” znakomitą robotę, jeżeli chodzi o postaci poboczne. Tao (William Gao) i Elle (Yasmin Finney) przejmują w 2. sezonie rolę pary, której kibicujemy, żeby wreszcie się zeszła, a widząc piętrzące się przeszkody, zaczynamy się zastanawiać, czy aby na pewno kibicujemy im słusznie. I czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie – czego oni sami bardzo długo nie mogą rozgryźć, a niezręczność, jaka zaczyna wkradać się w tę istotną dla nich obojga relację, zostaje realistycznie pokazana.
Bardzo, ale to bardzo zostają w tym sezonie pogłębione Darcy (Kizzy Edgell) i Tara (Corinna Brown), które stają przed szeregiem problemów, o jakie byśmy ich nie podejrzewali. W końcu to miała być ta idealna, świetnie ze sobą choćby nie zgrana, a wręcz zsynchronizowana para, która wie o sobie nawzajem wszystko. No właśnie… nie. Świetny, nieoczywisty wątek otrzymuje także zaczytany w książkach Isaac (Tobie Donovan), okazję, aby coś zrozumieć na swój temat dostaje Ben Ben (Sebastian Croft), a w gronie nauczycielskim prym wiedzie pan Farouk (Nima Taleghani, „Femme”).
Fenomenalnej roboty, jaką wykonuje „Heartstopper”, ucząc szeroką publikę otwartości i zrozumienia dla drugiego człowieka, też nie da się przecenić. 2. sezon, pozostając wciąż doświadczeniem z gatunku magicznych, dojrzale rozmawia z widzem na wiele ważnych tematów, począwszy od tych dobrze nam znajomych z 1. serii, a skończywszy na aseksualizmie czy zaburzeniach odżywiania. Nie do przeoczenia jest też bolesny fakt, iż Nick bardzo, bardzo dużo razy musi korygować osoby, mówiące, iż jest – albo iż powinien być – gejem. Tak, biseksualizm istnieje. Serio. Nie, droga Carrie Bradshaw, nikt nie ma obowiązku „wybrać strony”. Podobnie jak nie mamy żadnych innych obowiązków wobec świata, próbującego wtłoczyć nas w jakiekolwiek normy.
Dokładnie tak jak „Sex Education„, „Heartstopper” to serial, który sprawia, iż osoby w moim wieku marzą, aby cofnąć się o dwadzieścia lat w czasie i jeszcze raz przejść przez okres dojrzewania z całą tą wiedzą, jaką mamy dzięki współczesnej popkulturze. Cieszcie się nim i postarajcie się nie pochłonąć całości od razu, bo na 3. sezon – na szczęście już zamówiony – możemy w czasach strajków trochę poczekać.