Można by pomyśleć, iż rynek gier wideo działa jak gąbka, która wchłonie wszystko – na każdą możliwą produkcję znajdzie się miejsce. Nieważne, czy mówimy o kontrowersyjnym "Star Wars Outlaws" z półki AAA (lub, jak twierdzi Ubisoft, choćby AAAA), czy też o grze z niższej półki gier AA "Banishers: Ghosts of New Eden". Jednak po ostatnim pokazie "Unknown 9: Awakening" zacząłem się zastanawiać, czy ta przysłowiowa gąbka faktycznie może wchłonąć wszystko.
"Unknown 9: Awakening" to specyficzny twór – gra z niższej półki cenowej, której twórcy mają wielkie ambicje, rozbudowując jej lore poprzez różnorodne media, od komiksów po podcasty. Jednocześnie zaznaczają, iż są to odrębne historie, które stanowią jedynie dodatkowy wgląd w świat gry.
W produkcji wcielamy się w postać Haroony, której celem jest zemsta na mordercy jej mentorki, Reiki. W realizacji tego planu mają jej pomóc wyjątkowe zdolności – potrafi tymczasowo przejmować kontrolę nad przeciwnikami, znikać niczym Ghost ze "StarCrafta", a także korzystać z telekinezy, która sprawdzi również poza walką. Na jej drodze staną nie tylko zastępy wrogów, ale także tajne ugrupowania, które znają pochodzenie jej mocy, oraz nowo poznani sojusznicy, którzy pomogą jej w misji.
Wszystko to, choć brzmi nieco sztampowo, zapowiadało się całkiem nieźle, prawda? Niestety, w praktyce prezentuje się znacznie gorzej. Mimo iż "Unknown 9" ukaże się zarówno na konsolach poprzedniej, jak i obecnej generacji, gra wydaje się bliższa czasom PS3 i Xboxa 360. Nieprzypadkowo na początku wspomniałem o "Banishers" – mimo iż to gra AA, prezentowała się jak produkcja z wyższej półki. W przypadku "Unknown 9" o takim poziomie graficznym nie ma mowy – to, co zobaczyłem na pokazie, było bardzo rozczarowujące. Twarze postaci są pozbawione większego wyrazu i życia (swoją drogą twarzą Haroony jest aktorka Anya Chalotra, znana z serialu “Wiedźmin”), przeciwnicy wyglądają jak z kalki, a doczytywanie się obiektów na naszych oczach to tylko kilka z zarzutów, jakie mam do oprawy graficznej tej produkcji.
Historia wielokrotnie pokazała jednak, iż gry nie opierają się wyłącznie na grafice – fabuła i mechaniki potrafią uratować choćby te słabsze graficznie tytuły przed wpadnięciem w grową niepamięć. Obawiam się jednak, iż i te aspekty nie uratują “Unknown 9”.
Zacznijmy od mechanik. Gra kładzie duży nacisk na skradanie się i wykorzystywanie mocy Haroony. Przygotujcie się więc na przekradanie się za plecami wrogów, zdalne detonowanie licznych, przypadkowo rozstawionych butli z gazem obok jednostek przeciwnika, oraz przejmowanie ich umysłów, by siać zamęt w szeregach. Fani skradania będą zachwyceni, jednak ci, którzy nie przepadają za tym stylem rozgrywki, mogą być mniej zadowoleni. Warto jednak zaznaczyć, iż wykrycie przez wrogów nie kończy misji, co stanowi miłą odmianę po “Star Wars Outlaws”. Niemniej jednak, walka wręcz jest dość toporna i monotonna. Widać, iż twórcy postawili większy nacisk na ataki z ukrycia.
Pomyślałem więc, iż może chociaż fabuła mnie wciągnie i sprawi, iż polubię "Unknown 9", ale niestety, tak się nie stało. Build, który mieliśmy okazję przetestować, wrzuca nas w wydarzenia po prologu. Nie dość, iż od razu znajdujemy się w samym środku akcji, to jeszcze nieustannie jesteśmy bombardowani nowymi pojęciami i terminami. Czym jest Uskok? Kim są Dominujący? Jaka jest nasza rola w tej historii? Na te pytania nie znalazłem odpowiedzi w trakcie dwóch godzin rozgrywki. Zamiast ciekawości, odczułem znużenie i nie czuję potrzeby, by wracać do tej gry w poszukiwaniu odpowiedzi.
"Unknown 9: Awakening" to specyficzny twór – gra z niższej półki cenowej, której twórcy mają wielkie ambicje, rozbudowując jej lore poprzez różnorodne media, od komiksów po podcasty. Jednocześnie zaznaczają, iż są to odrębne historie, które stanowią jedynie dodatkowy wgląd w świat gry.
W produkcji wcielamy się w postać Haroony, której celem jest zemsta na mordercy jej mentorki, Reiki. W realizacji tego planu mają jej pomóc wyjątkowe zdolności – potrafi tymczasowo przejmować kontrolę nad przeciwnikami, znikać niczym Ghost ze "StarCrafta", a także korzystać z telekinezy, która sprawdzi również poza walką. Na jej drodze staną nie tylko zastępy wrogów, ale także tajne ugrupowania, które znają pochodzenie jej mocy, oraz nowo poznani sojusznicy, którzy pomogą jej w misji.
Wszystko to, choć brzmi nieco sztampowo, zapowiadało się całkiem nieźle, prawda? Niestety, w praktyce prezentuje się znacznie gorzej. Mimo iż "Unknown 9" ukaże się zarówno na konsolach poprzedniej, jak i obecnej generacji, gra wydaje się bliższa czasom PS3 i Xboxa 360. Nieprzypadkowo na początku wspomniałem o "Banishers" – mimo iż to gra AA, prezentowała się jak produkcja z wyższej półki. W przypadku "Unknown 9" o takim poziomie graficznym nie ma mowy – to, co zobaczyłem na pokazie, było bardzo rozczarowujące. Twarze postaci są pozbawione większego wyrazu i życia (swoją drogą twarzą Haroony jest aktorka Anya Chalotra, znana z serialu “Wiedźmin”), przeciwnicy wyglądają jak z kalki, a doczytywanie się obiektów na naszych oczach to tylko kilka z zarzutów, jakie mam do oprawy graficznej tej produkcji.
Historia wielokrotnie pokazała jednak, iż gry nie opierają się wyłącznie na grafice – fabuła i mechaniki potrafią uratować choćby te słabsze graficznie tytuły przed wpadnięciem w grową niepamięć. Obawiam się jednak, iż i te aspekty nie uratują “Unknown 9”.
Zacznijmy od mechanik. Gra kładzie duży nacisk na skradanie się i wykorzystywanie mocy Haroony. Przygotujcie się więc na przekradanie się za plecami wrogów, zdalne detonowanie licznych, przypadkowo rozstawionych butli z gazem obok jednostek przeciwnika, oraz przejmowanie ich umysłów, by siać zamęt w szeregach. Fani skradania będą zachwyceni, jednak ci, którzy nie przepadają za tym stylem rozgrywki, mogą być mniej zadowoleni. Warto jednak zaznaczyć, iż wykrycie przez wrogów nie kończy misji, co stanowi miłą odmianę po “Star Wars Outlaws”. Niemniej jednak, walka wręcz jest dość toporna i monotonna. Widać, iż twórcy postawili większy nacisk na ataki z ukrycia.
Pomyślałem więc, iż może chociaż fabuła mnie wciągnie i sprawi, iż polubię "Unknown 9", ale niestety, tak się nie stało. Build, który mieliśmy okazję przetestować, wrzuca nas w wydarzenia po prologu. Nie dość, iż od razu znajdujemy się w samym środku akcji, to jeszcze nieustannie jesteśmy bombardowani nowymi pojęciami i terminami. Czym jest Uskok? Kim są Dominujący? Jaka jest nasza rola w tej historii? Na te pytania nie znalazłem odpowiedzi w trakcie dwóch godzin rozgrywki. Zamiast ciekawości, odczułem znużenie i nie czuję potrzeby, by wracać do tej gry w poszukiwaniu odpowiedzi.