Gry wideo, podobnie jak każda inna forma rozrywki, najlepiej smakują, gdy możemy dzielić je z drugą osobą. Właśnie z tego założenia wychodzi studio Hazelight, które po ogromnym sukcesie "A Way Out" i "It Takes Two" przygotowuje kolejną produkcję przeznaczoną wyłącznie dla dwojga graczy. Po opowieściach o stracie, zaufaniu i ratowaniu małżeństwa nadszedł czas na nietypowe połączenie science fiction i fantasy.
W wyniku niefortunnego zbiegu wydarzeń Mio i Zoe (ciekawostka – córki Josefa Faresa noszą te same imiona) trafiają do symulacji własnych historii – zarówno tych, które zgłosiły wydawcy, jak i tych, które napisały lata temu. Oznacza to, iż w grze znajdą się nie tylko ich najlepsze dzieła, ale również te, o których bohaterki wolałyby zapomnieć. Co więcej, darzące się niechęcią protagonistki będą musiały nauczyć się współpracować, a być może także lepiej zrozumieć swoje wzajemne fascynacje literackie – jedna zakochana w science fiction, druga oddana fantasy.
"Split Fiction" to bez dwóch zdań najładniejsza i najbardziej złożona mechanicznie gra w dorobku studia. Szwedzi, łącząc nietypowo elementy fantasy i sci-fi, zaimplementowali mnóstwo mechanik inspirowanych kultowymi tytułami, takimi jak Contra czy Mega Man. Nie zabraknie tu jednak typowego dla studia szaleństwa, które można będzie odkrywać nie tylko w głównym wątku fabularnym, ale także eksplorując historie poboczne bohaterek.
Mieliśmy okazję sprawdzić dwie takie historie, ale to jedna – znana już z materiałów promocyjnych – skradła moje serce. Zoe i Mio zostają w niej… zamienione w świnie. Oczywiście nie są to zwykłe prosiaki – w końcu mamy do czynienia z grą fantasy. Obie bohaterki zyskują supermoce: Mio potrafi szybować, wykorzystując swoje gazy, a Zoe rozciąga się w górę na sprężynie niczym Slinky z Toy Story. Dzięki temu każda z postaci posiada unikalne zdolności, pozwalające na pokonywanie specjalnie przygotowanych dla nich przeszkód. Całość została zwieńczona w nietypowy, ale bardzo humorystyczny sposób – zresztą humor to jeden z fundamentów tej produkcji i towarzyszył nam przez całe trzy godziny gry. Dawno nie uśmiechałem się tak często, grając w jakikolwiek tytuł.
Tym, co wyróżnia "Split Fiction" na tle poprzednich gier studia Hazelight, jest wyższy poziom trudności. "It Takes Two" sprawiało wrażenie gry idealnej dla par, w tym również osób niemających wcześniej dużego doświadczenia z grami – pomijając platformowe elementy, które stały się obiektem licznych memów w sieci. W przypadku "Split Fiction" sprawy mają się zupełnie inaczej. Produkcja stawia na dobrą znajomość mechanik i solidną koordynację ręka-oko. Poziomy inspirowane "Contrą" i "Mega Manem" były jednymi z najtrudniejszych w testowanej wersji gry – wymagały ścisłej współpracy dwóch graczy, jednoczesnego opanowania strzelania drugą gałką analogową, korzystania z granatu niwelującego tarcze i skakania. Dla weteranów brzmi to jak bułka z masłem, ale dla casuali może być prawdziwym piekłem.
Jedna rzecz pozostaje niezmienna – gra we dwoje. "Split Fiction" przez cały czas oferuje tryb kanapowej rozgrywki, a co ważniejsze, zachowuje funkcję Friend Pass, dzięki której dwie osoby mogą przejść całą grę, choćby jeżeli tylko jedna z nich posiada pełną wersję. Josef Fares w rozmowie z nami powiedział wprost: skoro można grać lokalnie na jednym egzemplarzu gry, to dlaczego miałby zmuszać kogoś do kupna drugiej kopii, jeżeli chce kontynuować rozgrywkę online? To wyjątkowo prokonsumenckie podejście, z którego studio słynie – i dobrze widzieć, iż przez cały czas je kultywuje.
Po pokazie "Split Fiction" przeskoczyło na mojej liście z “może ogram” na “gram na premierę”. Nietuzinkowy humor, mnogość mechanik, piękna oprawa audiowizualna oraz świeże podejście do narracji i fabuły sprawiają, iż może to być jeden z najlepszych tytułów studia. Czy, podobnie jak "It Takes Two", zgarnie nagrodę Game of the Year? Przy tak mocnej konkurencji, jaką zapowiada 2025 rok, będzie to trudne, ale mimo wszystko trzymam kciuki. To, co zobaczyłem, to dokładnie ten rodzaj odwagi, jaki chciałbym widzieć w branży częściej – wprowadzanie nowych IP i mechanik z jednoczesnym szacunkiem do gracza powinno być standardem.
W wyniku niefortunnego zbiegu wydarzeń Mio i Zoe (ciekawostka – córki Josefa Faresa noszą te same imiona) trafiają do symulacji własnych historii – zarówno tych, które zgłosiły wydawcy, jak i tych, które napisały lata temu. Oznacza to, iż w grze znajdą się nie tylko ich najlepsze dzieła, ale również te, o których bohaterki wolałyby zapomnieć. Co więcej, darzące się niechęcią protagonistki będą musiały nauczyć się współpracować, a być może także lepiej zrozumieć swoje wzajemne fascynacje literackie – jedna zakochana w science fiction, druga oddana fantasy.
"Split Fiction" to bez dwóch zdań najładniejsza i najbardziej złożona mechanicznie gra w dorobku studia. Szwedzi, łącząc nietypowo elementy fantasy i sci-fi, zaimplementowali mnóstwo mechanik inspirowanych kultowymi tytułami, takimi jak Contra czy Mega Man. Nie zabraknie tu jednak typowego dla studia szaleństwa, które można będzie odkrywać nie tylko w głównym wątku fabularnym, ale także eksplorując historie poboczne bohaterek.
Mieliśmy okazję sprawdzić dwie takie historie, ale to jedna – znana już z materiałów promocyjnych – skradła moje serce. Zoe i Mio zostają w niej… zamienione w świnie. Oczywiście nie są to zwykłe prosiaki – w końcu mamy do czynienia z grą fantasy. Obie bohaterki zyskują supermoce: Mio potrafi szybować, wykorzystując swoje gazy, a Zoe rozciąga się w górę na sprężynie niczym Slinky z Toy Story. Dzięki temu każda z postaci posiada unikalne zdolności, pozwalające na pokonywanie specjalnie przygotowanych dla nich przeszkód. Całość została zwieńczona w nietypowy, ale bardzo humorystyczny sposób – zresztą humor to jeden z fundamentów tej produkcji i towarzyszył nam przez całe trzy godziny gry. Dawno nie uśmiechałem się tak często, grając w jakikolwiek tytuł.
Tym, co wyróżnia "Split Fiction" na tle poprzednich gier studia Hazelight, jest wyższy poziom trudności. "It Takes Two" sprawiało wrażenie gry idealnej dla par, w tym również osób niemających wcześniej dużego doświadczenia z grami – pomijając platformowe elementy, które stały się obiektem licznych memów w sieci. W przypadku "Split Fiction" sprawy mają się zupełnie inaczej. Produkcja stawia na dobrą znajomość mechanik i solidną koordynację ręka-oko. Poziomy inspirowane "Contrą" i "Mega Manem" były jednymi z najtrudniejszych w testowanej wersji gry – wymagały ścisłej współpracy dwóch graczy, jednoczesnego opanowania strzelania drugą gałką analogową, korzystania z granatu niwelującego tarcze i skakania. Dla weteranów brzmi to jak bułka z masłem, ale dla casuali może być prawdziwym piekłem.
Jedna rzecz pozostaje niezmienna – gra we dwoje. "Split Fiction" przez cały czas oferuje tryb kanapowej rozgrywki, a co ważniejsze, zachowuje funkcję Friend Pass, dzięki której dwie osoby mogą przejść całą grę, choćby jeżeli tylko jedna z nich posiada pełną wersję. Josef Fares w rozmowie z nami powiedział wprost: skoro można grać lokalnie na jednym egzemplarzu gry, to dlaczego miałby zmuszać kogoś do kupna drugiej kopii, jeżeli chce kontynuować rozgrywkę online? To wyjątkowo prokonsumenckie podejście, z którego studio słynie – i dobrze widzieć, iż przez cały czas je kultywuje.
Po pokazie "Split Fiction" przeskoczyło na mojej liście z “może ogram” na “gram na premierę”. Nietuzinkowy humor, mnogość mechanik, piękna oprawa audiowizualna oraz świeże podejście do narracji i fabuły sprawiają, iż może to być jeden z najlepszych tytułów studia. Czy, podobnie jak "It Takes Two", zgarnie nagrodę Game of the Year? Przy tak mocnej konkurencji, jaką zapowiada 2025 rok, będzie to trudne, ale mimo wszystko trzymam kciuki. To, co zobaczyłem, to dokładnie ten rodzaj odwagi, jaki chciałbym widzieć w branży częściej – wprowadzanie nowych IP i mechanik z jednoczesnym szacunkiem do gracza powinno być standardem.