Goście Radziwiłłów: Beata Szady

kulturaupodstaw.pl 1 rok temu
Zdjęcie: fot. Andrzej Staszok


Program „Goście Radziwiłłów” został zainicjowany przez Samorząd Województwa Wielkopolskiego w roku 2020.

Jedną z uczestniczek Programu „Goście Radziwiłłów” była autorka książki pt. „Wieczny początek” Beata Szady. W ramach pobytu w Antoninie będzie pracowała nad redakcją i przekładami zbioru reportaży o Ameryce Łacińskiej, głównie autorstwa Leili Guerrioro.

Poniżej prezentujemy fragment tłumaczenia reportażu „Inna wojna na Malwinach”.

Inna wojna na Malwinach

W 1982 roku Argentyną rządziła junta wojskowa pod wodzą podpułkownika Leopoldo Fortunato Galtieriego. 30 marca ruch robotniczy zwołał marsz na Plaza de Mayo w Buenos Aires. Od 1976 roku reżim wojskowy porwał i zamordował tysiące obywateli, znosząc prawo do strajków i zakazując działalności związkowej. Mimo w manifestacji zorganizowanej pod hasłem Pokój, Chleb i Praca wzięło udział pięćdziesiąt tysięcy osób wznoszących okrzyki „Galtieri, ty sukinsynu”. Doszło do brutalnych starć, zatrzymano ponad trzy tysiące uczestników.
Zaledwie dwa dni później, 2 kwietnia, na tym samym placu sto tysięcy obywateli pełnych euforii wznosiło flagi narodowe i afisze z napisem „Niech żyje nasza marynarka wojenna”, podczas gdy żarliwy okrzyk parł niczym dziób monstrualnego statku: „Galtieri, Galtieri!”. Telewizja pokazywała podpułkownika przedzierającego się przez rozochocony tłum walczący o jego uścisk. Głos spikerki relacjonował z entuzjazmem: „Jego Ekscelencja Pan Prezydent Narodu wyszedł, żeby pozdrowić swój lud. Wszyscy mu wiwatują. Pan Prezydent zbliżył się do tłumu, który oklaskiwał zarówno jego, jak i siły zbrojne za historyczną postawę w ostatnich godzinach. Dziękujemy! Chwała Marynarce Wojennej!”. Spikerka, lud, podpułkownik celebrowali, iż kilka godzin wcześniej wojska narodowe wylądowały u brzegu wysp Malwinów, archipelagu na południowym Atlantyku, który od 149 lat był pod panowaniem brytyjskim pod nazwą Falklandy i którego suwerenności domagano się od zawsze.
Rozpoczęła się krótka wojna trwająca siedemdziesiąt cztery dni. Konflikt ten nie zatrzymał biegu spraw w kraju. Reprezentacja piłki nożnej pojechała na Mistrzostwa Świata do Hiszpanii i rozpoczęła rozgrywki 13 czerwca przegranym meczem z Belgią. Następnego dnia wojna się skończyła. Podpułkownik Galtieri ogłosił kapitulację w ten oto sposób: „Nasi żołnierze z całych sił walczyli o godność narodu. Ci, którzy polegli, pozostają żywi na zawsze, w naszych sercach i wielkiej historii Argentyńczyków. (…) Mamy swoich bohaterów. Współczesnych mężczyzn z krwi i kości. Nazwiska wyryte przez nas i przyszłe pokolenia”. Sześciuset czterdziestu dziewięciu argentyńskich żołnierzy i oficerów zginęło w walce. Minęło trzydzieści pięć lat, zanim nazwiska ponad stu z nich zostały wyryte. Nie na kartach wielkiej historii, ale na płycie nagrobnej.

***

Beata Szady w Antoninie, fot. Janusz Jurek

W tej koszulce chodził tańczyć.
To są listy, które nam przysłał z wysp.
To łańcuszek, który podarowała mu dziewczyna, obrączka ślubna, zegarek, książeczka wojskowa, zdjęcia uzębienia, trumny i grobu, które znajdują się w raporcie przekazanym nam przez lekarzy sądowych.

***

Z końcem wojny tysiące żołnierzy wróciło do swoich domów, ale, oprócz niektórych wyjątków, państwo nie powiadomiło oficjalnie o śmierci tych, którzy nie powrócili. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu setki rodzin odwiedzały koszary w poszukiwaniu żywych, którzy byli już martwi. Zaledwie kilka tygodni wcześniej żegnali ich przecież przy drzwiach autobusu. Rodziny stały po drugiej stronie murów i krzyczały: „Czy ktoś wie, gdzie jest Andrés Folch?”; „Araujo, żołnierz Araujo!”.
Tymczasem wojsko brytyjskie, które straciło w wojnie 255 ludzi, wysłało na wyspy 32-letniego oficera Geoffreya Cardozo, aby pomógł uporządkować sytuację po wojnie. Cardozo nie spodziewał się tego, co zastał: ciała Argentyńczyków przez cały czas były porozrzucane na polu walki. Zgłosił to swoim przełożonym i w listopadzie 1982 roku rząd brytyjski skierował notę do argentyńskiej junty wojskowej z zapytaniem, co robić. Jak pisze historyk Federico Lorenz w tekście „El cementerio de guerra argentino en Malvinas” (Argentyński cmentarz wojenny na Malwinach) „rząd wojskowy odpowiedział (…) zezwalając na pochówek swoich poległych żołnierzy, zastrzegając sobie prawo do decydowania, w stosownym momencie, o przeniesieniu szczątków z tej części jego terytorium na kontynent”. Dokumenty krążyły tam i z powrotem ponieważ w oficjalnych konsultacjach brytyjskich użyto słowa „repatriacja”, co było nie do przyjęcia dla Argentyny uważającej wyspy za część swojego terytorium. W ten oto sposób los setek zwłok został sprowadzony do zagadnienia semantycznego.
Geoffrey Cardozo otrzymał rozkaz budowy cmentarza. Znalazł miejsce na Przesmyku Darwina. Zebrał niepogrzebane zwłoki, ekshumował te pochowane, przejrzał mundury, szukając dokumentów, legitymacji, tabliczek identyfikacyjnych – śladów nieuchwytnej tożsamości. Udało mu się znaleźć dwieście trzydzieści, ale sto dwadzieścia dwa ciała – nieme szczątki, bez tabliczek ani dokumentów – pozostały niezidentyfikowane. Przeniósł je wszystkie na cmentarz. Niezidentyfikowane wkładał do trzech worków i na ostatnim nieusuwalnym tuszem pisał nazwę miejsca, w którym były znalezione. Na krzyżach tych, którzy nie mieli imienia, wyrył napis: „Żołnierz argentyński znany tylko Bogu”. Sporządził szczegółowy raport i przekazał go swojemu rządowi, który przekazał go Czerwonemu Krzyżowi, a ten przekazał go rządowi argentyńskiemu. Cmentarz został otwarty 19 lutego 1983 roku. Później Cardozo wrócił do Wielkiej Brytanii. Nie odwiedził już wysp, ale nigdy nie przestał o nich myśleć.

***

Dwadzieścia pięć lat po wojnie wiem wreszcie, jak zginął mój brat.
Myślałem, iż ten cmentarz jest pusty.
Powiedziano mi, iż leżeli w zbiorowym grobie.
Dlaczego nikt nam nic nie powiedział o pracy Cardozo?

Beata Szady – dziennikarka i wykładowczyni akademicka. Autorka książki Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy. Publikowała w „Dużym Formacie”, „Polityce”, „Tygodniku Powszechnym” i „Piśmie”.

Idź do oryginalnego materiału