Głębia serca

twojacena.pl 2 godzin temu

Z głębi serca

Leżąc w półśnie po porannym odpoczynku, Kinga rozkoszowała się ciepłem łóżka, lubiąc ten stan między jawą a snem. Choć jeszcze nie otworzyła oczu, myślała:

Jak dobrze, dziś wolne, można odpocząć i zająć się swoimi sprawami. Nie trzeba się nigdzie spieszyć, słuchać narzekań klientów w przychodni, czasem choćby tych, którzy tak naprawdę nie byli chorzy.

Spojrzała na zegarek i zrozumiała, iż spała długo, ale mimo to nie miała ochoty wstawać. Nagle zadzwonił telefon wiadomość od kogoś. To był Marek: Zapraszam na ryby, masz przecież wolne, wyjeżdżamy za godzinę. Zgodzisz się, proszę!

Kinga, przeczytawszy wiadomość, uśmiechnęła się i wyobraziła sobie Marka z wędką. Widziała to już kiedyś, w czasach szkolnych. Wtedy, w dziesiątej klasie, lato spędzali razem nad rzeką, a Marek zawsze miał przy sobie sprzęt. choćby łowił ryby, a później gotowali zupę rybną na ognisku, oczywiście on to robił, bo ona nie umiała. Wydawało jej się, iż nic smaczniejszego nigdy nie jadła. Tak jej się wtedy zdawało.

Mieli wówczas szkolną miłość i nie myśleli, iż los rzuci ich w różne strony. Ania z klasy zawsze stawała między nimi, ale Marek sprytnie ją zbywał.

Aniu, idź sobie, nie jesteś w moim guście mówił, gdy nachalnie zapraszała go na spacer po lekcjach.

No dobrze, zobaczymy, kto jest w twoim guście odpowiadała, nie obrażając się, i rzucała porozumiewawcze spojrzenie w stronę Kingi.

Kinga patrzyła na to z ironią, wiedziała, iż Marek interesuje się tylko nią.

Po maturze Kinga dostała się na medycynę to było jej marzenie od dzieciństwa. Marek poszedł do technikum na mechanika, nie radził sobie z nauką i wiedział, iż na studia go nie stać. Tak się rozstali, ale utrzymywali kontakt pisali i dzwonili. Kinga przyjeżdżała na wakacje z Krakowa, a Marek zostawał w małym miasteczku, gdzie wszyscy się znali.

Kinga, pamiętaj o mnie tam, w tym swoim wielkim mieście mówił Marek. Tęsknię.

O czym ty, Mareczku, ja tylko o tobie myślę! odpowiadała. Szkoda, iż nie mogę przyjeżdżać co weekend, za daleko osiem godzin w drodze.

Latem byli nierozłączni. Od rana do nocy razem. Marek przychodził pod jej dom, gadali w altance, przeglądali zdjęcia w telefonach, szli nad rzekę i pluskali się całe dnie. Czasem dołączali inni koledzy. Lato mieli cudowne.

Urodziny Marka były we wrześniu, a Kinga zawsze się martwiła.

Marek, choćby twoich urodzin nie możemy spędzić razem dzwoniła, wysyłając mu kartki.

Tego roku świętował w knajpce z kumplami. Nagle weszła Ania z koleżanką. Nie poszła na studia, pracowała na targu, sprzedając owoce.

O, klasa! Cześć! zawołała, podchodząc. Dlaczego sami chłopaki? To nie wypada!

No to siadajcie zaprosił Marek, głównie z grzeczności.

Siedzieli do zamknięcia lokalu. Rozchodzili się do domów, Ania odesłała koleżankę, a sama złapała Marka pod rękę.

Marek, musisz mnie odprowadzić, nie zostawisz przecież dziewczyny samej na ulicy! śmiała się, przytulając.

A gdzie twoja przyjaciółka?

Poszła z kimś innym.

Nie wiadomo jak, ale Ania zawlekła go na swoją werandę. gwałtownie wyciągnęła butelkę wina ze starej szafki i kubki pewnie przygotowała to wcześniej.

Wznówmy toast za twoje urodziny! Nalali, wypili. Potem jeszcze raz.

Marek nie zauważył, kiedy się upił, a Ania wykorzystała sytuację miała już doświadczenie. Właściciel sklepu, w którym pracowała, często fundował jej drinki…

Marek obudził się o świcie. Obok, na starym tapczanie, spała Ania. Zrobiło mu się niedobrze.

No i po wszystkim. Kinga się dowie. Ania na pewno jej powie. Wiedział, iż Kinga mu tego nie wybaczy.

Zerwał się, narzucił ubranie i uciekł. Ania otworzyła oczy, widząc, jak się spieszy.

Uciekaj, uciekaj… Teraz już mi nie umkniesz pomyślała, cicho się śmiejąc.

Marek unikał Ani, ale ona go znajdowała czekała na ulicy, dzwoniła. Aż pewnego dnia przyszła do jego domu. Drzwi otworzyła matka.

Ania? Co cię sprowadza? Marek jest na zajęciach, zaraz wróci.

Przyszłam, bo… jestem w ciąży z Markiem. Chcę z nim porozmawiać, a on mnie unika. Łzy kręciły się jej w oczach.

Ania wiedziała, iż matka Marka jest samotna, wychowała go sama i żyła tylko dla niego. Kobieta była nauczycielką.

Niemożliwe, Aniu… szepnęła przerażona.

A jednak! O, właśnie idzie Marek! zobaczyła go przez okno.

Rozmowa była ciężka. Marek przyznał się, a matka nalegała:

Musisz się z nią ożenić. Trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny.

Nie mógł się wywinąć ożenił się z Anią. Matka płakała, a on nie mógł na to patrzeć.

Kingę poinformowała koleżanka z klasy, Ola. Nie chciała wierzyć, ale potem potwierdziła to choćby matka Marka.

Więc Marka już dla mnie nie ma płakała w akademiku, a współlokatorki pocieszały:

Kinga, takie rzeczy się zdarzają. Zwłaszcza na odległość. Nie wiesz, jak to się stało.

Ciężko przeżyła rozstanie, długo nie wiązała się z nikim. Ale pod koniec czwartego roku Bartek rozjaśnił jej smutek starannie się o nią starał, aż w końcu odtajała. Na piątym roku oświadczył się zgodziła się.

Bartek pochodził z zamożnej rodziny ojciec był dyrektorem huty, a synowi załatwił posadę w przychodni, obiecując w przyszłości pomoc w otwarciu prywatnej kliniki.

Ślub był wystawny, ale od pierwszych dni małżeństwa Kinga zrozumiała, iż popełniła błąd. Pracowali razem, ale nie minął rok, a odkryła jego zdrady. Nie przyznawał się, aż pewnego dnia zastała go z pielęgniarką w gabinecie zapomnieli zamknąć drzwi.

W domu powiedziała:

Rozwodzę się z tobą. Nie chcę tego brudu.

W takim razie zwolnij się z przychodni. Będzie nam tam za ciasno. Wracaj do swojego

Idź do oryginalnego materiału