Od trudnego dzieciństwa, przez burzliwą młodość, po skomplikowaną dorosłość. „Genialna przyjaciółka” wróciła z 4. sezonem, żeby zakończyć opowieść o swoich bohaterkach. W jakim stylu?
W finałowym sezonie, który oparto na „Historii zaginionej dziewczynki”, czyli ostatnim tomie książkowego cyklu autorstwa Eleny Ferrante, „Genialna przyjaciółka” przeszła widoczne jak na dłoni zmiany. Nowe są oczywiście aktorki wcielające się w główne bohaterki, ale nie tylko, bo wymieniona została praktycznie cała główna obsada. Krok to niezbędny, może choćby wykonany za późno, ale faktem jest, iż przyzwyczajenie się do innych niż wcześniej twarzy wymaga od widza pewnego wysiłku (pomaga w tym skonstruowana jako swego rodzaju „ściąga” czołówka). Bez obaw jednak – poza fizjonomią postaci wszystko jest po staremu.
Genialna przyjaciółka zmienia oblicze na sam koniec
Po trzech sezonach, w których Elena (Alba Rohrwacher, „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie”) i Lila (Irene Maiorino, „Gomorra”) robiły wiele, żeby wyrwać się ze swojego środowiska, historia zatoczyła bowiem koło. Bohaterki znalazły się ponownie razem w dobrze sobie znanej neapolitańskiej dzielnicy, a choć same są zupełnie innymi osobami niż wcześniej, to miejsce, w którym się wychowały, wcale nie przeszło podobnej rewolucji. Zmiana pokoleniowa się wprawdzie dokonała, ale zmiana w panującym tam myśleniu, zasadach i podejściu ani trochę.
Ostatni sezon serialu HBO (widziałem już liczącą dziesięć odcinków całość) stanowi więc swego rodzaju konfrontację, zderzając dorosłe bohaterki z okolicznościami, którym w młodości zawsze się przeciwstawiały i które mocno dały im w kość. Czy teraz, będąc bogatszymi o szereg często bolesnych doświadczeń, są lepiej przygotowane do stawienia im czoła? Odpowiedź, jak możecie domyślać, jest złożona, zwłaszcza iż różne charaktery Lenù i Lili mają wpływ na to, jak każda z nich podchodzi do otaczającej je rzeczywistości i jak są przez to odbierane.
Pierwsza, świeżo po najodważniejszej i jednocześnie najbardziej szalonej decyzji w życiu – porzuceniu stabilnego życia we Florencji na rzecz równie gorącego, co niepewnego romansu z Nino Sarratore (Fabrizio Gifuni, „Poza nocą”) – spotyka się z niezrozumieniem lub z otwartą wrogością. Druga, wyrobiwszy sobie w Neapolu pozycję, przestawia po kątach wszystkich łącznie z lokalnymi gangsterami, wyrastając na bardzo istotną figurę w dzielnicy. W teorii nie mogłyby być sobie bardziej odległe i rzeczywiście, na początku to widać. A adekwatnie nie widać, bo na to, żeby bohaterki w ogóle się spotkały, trzeba trochę poczekać.
Genialna przyjaciółka sezon 4 – nowe życie w Neapolu
Gdy już jednak do tego dochodzi, natychmiast wraca wszystko, co w przyjaźni Lenù i Lili najciekawsze, na czele z jej ambiwalencją. Nieraz sprzeczne odczucia i zachowania obydwu kobiet zawsze czyniły ich relację dynamiczną, a ta dynamika niosła cały serial, nie pozwalając fabule osiąść na mieliźnie. W 4. sezonie się to nie tylko zmienia, ale wręcz funkcjonuje jeszcze lepiej. Paradoksalnie, bo bohaterki stają się sobie bliskie jak nigdy w momencie, gdy wydają się odleglejsze niż kiedykolwiek wcześniej.
Co nie oznacza, iż robi się między nimi nudno. Nic z tych rzeczy. Zazdrość, obawa, niepewność, żal, wściekłość – te i wiele innych emocji kotłuje się między kobietami ze zwykłą intensywnością, więc jeżeli liczycie, iż wraz z dorosłością do relacji przyjaciółek zawita stabilność, to nic z tego. Jest gorąco jak zawsze, a na porządku dziennym są rozczarowania, kłótnie i gorzkie słowa rzucane w obydwu kierunkach. Jedyna różnica, iż Lila częściej wypowiada je na głos, podczas gdy Lenù na zewnątrz artykułuje tylko niewielką część własnych myśli.
W obydwu przypadkach śledzi się to jednak przez cały czas z ogromną przyjemnością i… równie dużą frustracją, gdy jedna i druga co rusz ładują się w kolejne fatalne sytuacje. Od związku z Nino począwszy, na bliskich powiązaniach z przestępczą familią Solarów skończywszy, bohaterki serialu same zastawiają na siebie pułapki, z których potem wzajemnie się wyciągają. Irytujące? Owszem, czasami choćby bardzo. Ale równocześnie do bólu prawdziwe, bo jak mówi Lila: „tylko w złych powieściach ludzie mówią i robią dobre rzeczy”.
Genialna przyjaciółka wkurza i fascynuje jednocześnie
Oglądanie „Genialnej przyjaciółki” wiąże się zatem w naturalny sposób z konfliktem, ale to właśnie o to w tym wszystkim chodzi. Finałowe odcinki potwierdzają to dobitnie, bo przecież w teorii nic nie stałoby na przeszkodzie, żeby i Lenù, i Lila rzuciły Neapol w diabły, odnajdując szczęście gdziekolwiek indziej. Ba, obydwie są zbyt inteligentne, żeby tego nie wiedzieć i zbyt rozsądne, żeby o tym nie myśleć. A jednak albo tkwią w miejscu, albo uparcie do tego miejsca wracają. Wciąż do tych samych problemów i ludzi, którzy choć okropni, są im zbyt bliscy, żeby można było od nich uciec.
Tak jak we wcześniejszych sezonach, tak i w nowej odsłonie serialu trudno jednak przypisywać zachowaniu bohaterek bezmyślność. Irracjonalność, naiwność, upartość – to jak najbardziej, z czego zresztą obydwie doskonale zdają sobie z tego sprawę. Choćby wtedy, gdy Lenù z ironią zauważa, iż zyskując sławę jako feministyczna autorka, tkwi w związku z najgorszym typem mężczyzny, jaki można sobie z takiej perspektywy wyobrazić. Okłamywanie samych siebie to tutaj standard, na szczęście dostrzeganie problemu również.
Właśnie takiemu podejściu „Genialna przyjaciółka” zawdzięcza, iż zamiast pisać o tej historii i jej bohaterkach jako o nonsensownych, widzę w nich coś wręcz przeciwnego, czyli ogromną wiarygodność. Bo czy jest rzecz bardziej ludzka i autentyczna niż powtarzanie tych samych błędów, licząc, iż tym razem będzie inaczej? Granica między głupotą a nadzieją jest wbrew pozorom bardzo cienka, ale twórcy serialu, choć regularnie się o nią ocierali, nigdy jej nie przekroczyli. Chwała im za to, iż udaje się ten stan rzeczy utrzymać do samego końca.
Genialna przyjaciółka – skromna historia, ale wielki serial
A to oczywiście niejedyna rzecz, jaka się w 4. sezonie udała. Reżyserująca całość Laura Bispuri („Moja córka”) stanęła przed trudnym zadaniem, musząc pogodzić historię, bohaterów i miejsca, które widzowie już znają, z nową obsadą i okolicznościami fabularnymi. Potencjalnych pułapek było całe mnóstwo, tymczasem poza dyskusyjnymi kwestiami castingowymi w przypadku starszych wersji kilku drugoplanowych postaci, trudno o wyszukanie poważniejszych wpadek.
Jasne, zdarzają się pomniejsze wątki, które nie wybrzmiewają z takim impetem, z jakim powinny, ale jest to zrozumiałe przy fabule skoncentrowanej praktycznie w stu procentach na dwóch centralnych postaciach. Tu po prostu nie ma za dużo miejsca na nikogo, kto nie jest z nimi wyraźnie powiązany, dlatego oprócz głównych bohaterek najlepiej wypadają osoby z ich najbliższego kręgu, czyli absolutnie odpychający Nino, dorastające z biegiem sezonu i sprawiające coraz większe problemy dzieci, czy pozostająca w trudnej relacji z córką matka Eleny. Okazjonalne tragedie innych ludzi to fabularne tło, które momentami sprawia wrażenie nieco niedopracowanego.
Inna sprawa, iż to z mojej strony trochę szukanie dziury w całym. Finałowa odsłona „Genialnej przyjaciółki” spełnia bowiem oczekiwania z nawiązką, nie tylko dopełniając dzieła w kwestii opowiadanej na przestrzeni dziesiątek lat historii, ale też dokładając, czasem w spektakularny sposób, istotne elementy do charakterystyki i stosunków bohaterek, które po trzech sezonach wydawałoby się, iż znamy już na wylot. W przypadku innego serialu pewnie by tak zresztą było. Tutaj każde kolejne spotkanie z Lenù i Lilą przynosi coś nowego, udowadniając, iż skromne historie mogą skrywać niesamowicie rozbudowane wnętrze.