Firma Bracia Koerpel

kulturaupodstaw.pl 1 rok temu
Zdjęcie: fot. z książki Brygidy Koerpel, Epizody, Szamotuły 2013, na zdj. rodzina Koerpel, Herta i Herbert z dziećmi Henrykiem, Pawłem i Brygidą oraz dziadek Karl


Choć nadawca ostrzegał przed zawiadamianiem policji, Koerpel poinformował o sprawie organy ścigania. W sobotę rozpoczęto dyskretną obserwację domu przy ulicy Dworcowej. Wreszcie około godziny siedemnastej zjawił się wysoki osiemnastoletni chłopak z listem nakazującym:

„pieniądze wydać, o nic chłopca nie pytać, bo nic nie wie”.

Policja zatrzymała posłańca, którym okazał się Jan Żakowski – do niedawna zatrudniony w meblarni, a w tej chwili pobierający zasiłek z Funduszu Bezrobotnych. Wraz ze swymi kompanami – dwudziestoletnim Władysławem Aksamitowskim (pracownik meblarni i pomysłodawca intrygi) i siedemnastoletnim Marianem Pohlem (bezrobotny) wzorując się na filmach, zamierzali wyłudzić pieniądze od Koerpla i za nie kupić auto, którym chcieli pojechać do Zakopanego, a potem zaszyć się gdzieś w Polsce.

Bracia Koerpel

Informująca o sprawie Gazeta Powszechna pisała o Koerplu:

„znany przemysłowiec i fabrykant, żyd, jeden z właścicieli milionowego przedsiębiorstwa Bracia Koerpel (olbrzymie zakłady meblarskie i młyn)”.

Rodzina Koerpel mieszkała w Samter (niemiecka nazwa Szamotuł) przynajmniej od połowy XIX wieku. Byli Żydami, którzy ulegli asymilacji przyjmując kulturę i język niemiecki.

W latach 90. XIX wieku bracia Karl i Max Koerpel założyli młyn parowy i stolarnię. Po zakończeniu wojny w 1918 roku na czele firmy stanęli ich synowie, dwudziestotrzyletni Herbert (potomek Karla) i kilka starszy od niego Julius (syn Maksa).

Przedsiębiorstwo zlokalizowane było przy ulicy Bahnhofstrasse (obecnie Dworcowej). W trzypiętrowym ceglanym budynku mieścił się młyn parowy. Obok niego usytuowana była stolarnia, która z czasem została przekształcona w fabrykę specjalizującą się w produkcji mebli kuchennych.

Wielkie zmiany zaprowadzono w latach dwudziestych, kiedy to firmą kierowali Herbert i Julius pod nazwą „Gebrüder Koerpel/ Bracia Koerpel Julius Koerpel i Herbert Koerpel Młyn Parowy Fabryka Mebli Spółka Jawna Szamotuły”. Znakiem rozpoznawczym były wpisane w okrąg koloru złotego litery GEKA (skrót od niemieckiego Bracia Koerpel) umieszczone na zielonym pasie.

W 1928 roku oddano przy ulicy Chrobrego nowoczesny młyn, o którym Gazeta Szamotulska pisała:

Młyn przy ulicy Chrobrego, ok. 1930, fot. ze zbiorów Muzeum Zamek Górków w Szamotułach

„ośmiopiętrowy młyn parowy Koerpla, wybudowany w pobliżu dworca towarowego, z własną bocznicą, urządzony z wielkim nakładem, będzie uruchomiony 15 stycznia 1928 r. Koszty budowy kolosalnego młyna, który wymielać będzie 2500 centnarów (ok.125 ton) na dobę, wynoszą 2 i pół miliona zł. Właściciele młyna, bracia Koerpel zamierzają przenieść tu swoją meblarnię parową, pobudować budynki mieszkalne i biurowe, a dotychczasowe obszerne zabudowania przedsiębiorstwa, położone przy ulicy Dworcowej, składające się z młyna parowego, obszernego spichrzu, parowej meblami i domu mieszkalnego wzgl. biurowego, sprzedać na inne cele przedsiębiorcze”.

Młyn stał się ukochanym „dzieckiem” Herberta, wielkiego entuzjasty techniki (sam zaprojektował specjalne filary i ławy fundamentowe). On też namówił kuzyna na to przedsięwzięcie i sam wprowadził wiele nowatorskich rozwiązań, co prawdopodobnie było po części efektem jego pobytu w Stanach Zjednoczonych. Trafił tam jako szesnastolatek na zaproszenie wujostwa, aby się kształcić. Niestety wybuch wojny i powołanie do armii pruskiej przerwało amerykańską przygodę. Zaowocowało jednak odwagą do śmiałych decyzji biznesowych i biegłą znajomością języka angielskiego. W młynie zastosowano nowoczesne urządzenia (aż do lat 60. należał do kategorii młynów o wysokim poziomie technicznym).

W następnym (1929) roku rozbudowano meblarnię poprzez połączenie jej z dotychczasowym młynem parowym i przylegającymi budynkami. Zakupiono również nowoczesne maszyny.

Córka Herberta, Brygida Koerpel w swojej książce „Epizody” wydanej w 2013 roku wspominała:

Wnętrze meblarni, lata 30, XX w., fot. ze zbiorów Muzeum Zamek Górków w Szamotułach

„fabryka mebli fascynowała szczególnymi odgłosami i intensywnymi zapachami świeżo ciętego drewna, klejów i lakierów. Tamtędy Ojciec zawsze prowadził mnie za rekę. W magazynie linoleum, którym wtedy wykładano stoły i kredensy kuchenne, wabiły kolorowe ścinki”. Wielkim sukcesem meblarni było niewątpliwie pozyskanie zlecenia od słynnego śpiewaka Jana Kiepury. Prasa pisała, iż artysta „dokonał za pośrednictwem pewnej firmy poznańskiej zamówienia na wykonanie mebli w fabryce Braci Koerpel. Meble mają być przewiezione do Krynicy, gdzie Kiepura buduje dwupiętrową willę”.

Przedsiębiorstwo Braci Koerpel posiadało również duży sklep meblowy wraz z hurtownią w Łodzi przy ulicy Piotrkowskiej oraz przedstawicielstwo handlowe prowadzące skup zboża i sprzedaż hurtową przetworów młynarskich w Warszawie, przez kilka lat dzierżawiło też szamotulska cegielnię.

Obie firmy zatrudniały łącznie od dwustu pięćdziesięciu do trzystu osób. Większość z nich pracowała w meblarni. Natomiast w młynie była to grupa licząca około pięćdziesięciu osób. istotną funkcję pełnił tam mistrz pan Bąk i laborantka Stefania Stankowska, która badała jakość mąki testując ją na wyrobach wypiekanych w małym elektrycznym (!) piekarniku. Ponadto w przedsiębiorstwie zatrudnieni byli: dwie buchalterki (między innymi pani Hanna Bujak władająca trzema obcymi językami), kasjer, goniec i szofer Teofil Frydrych. Tu warto wspomnieć, iż Koerlowie byli posiadaczami samochodów osobowych amerykańskiej marki Buick oraz samochodu ciężarowego Krupp.

Jubileusze

W 1930 roku firma obchodziła 25 – lecie działalności. O uroczystości pisała nie tylko lokalna prasa, ale i poznańskie dzienniki. Wspominano, iż świętowano równocześnie jubileusz 25-lecia pracy werkmistrza Stanisława Drzewieckiego.

Wnętrze meblarni, lata 30, XX w., fot. ze zbiorów Muzeum Zamek Górków w Szamotułach

„Ukończono prace w tym dniu już o godzinie drugiej. Hala maszyn została przybrana w zieleń. O godzinie czwartej zgromadzili się wszyscy pracownicy firmy w szatach odświętnych”.

Stanisław Drzewiecki został odznaczony odznaką Ministerstwa Pracy – wręczył mu ją wraz z dyplomem zastępca starosty p. Dziembowski, natomiast Herbert Koerpel przekazał pracownikowi dyplom ze Związku Pracodawców w Poznaniu oraz premię pieniężną od firmy. Głos zabrali współpracownicy jubilata panowie Sokołowski, Cieciora i Matuszczak, po nich podziękowania wygłosił S. Drzewiecki. Następnego dnia w niedzielę 5 stycznia wieczorem w hotelu Eldorado odbyła się uroczysta kolacja (na koszt właścicieli), w której wzięło udział:

„175 pracowników, personel biurowy i szefowie z żonami”.

Wspominano założycieli firmy i uczczono ich pamięć. Odbyła się też zabawa, która trwała do rana.

Etos pracy i problemy

Przytoczona informacja o jubileuszu Stanisława Drzewieckiego dobrze ilustruje stosunki pomiędzy pracownikami a właścicielami. Koerplowie byli postrzegani jako solidni i uczciwi pracodawcy, zapewniający zatrudnionym dobre warunki socjalne. W Szamotułach starsi mieszkańcy podkreślali, iż praca u Koerplów zapewniała stabilizację.

Jeden z mieszkańców opowiedział mi historię usłyszaną wiele lat temu podczas spotkania rodzinnego. Jego krewniak wspominał, iż pod koniec lat trzydziestych miał szansę na zatrudnienie w firmie H. Cegielski w Poznaniu. W tym czasie pracował w młynie u Koerpla. Złożył więc wymówienie. Tymczasem pofatygował się do niego osobiście właściciel z pytaniem o powody rezygnacji. Szamotulanin wspomniał o lepszych warunkach finansowych.

Pracownicy działu fornier, 1936 r., fot. ze zbiorów Muzeum Zamek Górków w Szamotułach

Ponieważ Koerpel nie chciał stracić dobrze wykwalifikowanego pracownika, zaproponował mu podwyżkę, która została zaakceptowana.

Na przestrzeni lat firma jednak borykała się różnymi problemami – w 1916 roku ogromny pożar strawił większą część budynków przy ulicy Dworcowej, a w 1930 roku w meblarni zapaliły się trociny. Wtedy na szczęście ogień gwałtownie opanowano i nie wyrządził on wielkich szkód. W 1937 roku doszło do zatargu pomiędzy kierownikiem działu malarskiego a częścią robotników tam zatrudnionych. Pracownicy domagali się podwyżek, zaprzestali pracy i nie chcieli opuścić warsztatu. Wezwano policję. Dopiero interwencja Juliusa Koerpla, który obiecał zbadać sprawę, zakończyła protest robotników. Zdarzały się też poważne kradzieże, jak na przykład rabunek głównego pasa do zapędu lokomobili.

Wojenne losy

II wojna światowa mocno doświadczyła Koerplów.

Rodzina Herberta ostatnie dni sierpnia 1939 roku postanowiła spędzić w Powidzu, szukając wytchnienia od nerwowej atmosfery panującej w Szamotułach. Pierwszego września zaplanowali wyjazd swoim autem do Łodzi na wycieczkę. Gdy dotarli na miejsce, zmuszeni byli schronić się w magazynach firmy Bayer, aby przetrwać niemieckie naloty. W nocy z trzeciego na czwartego września dotarli do Warszawy. Dojechał również Julius wraz z rodziną. Kuzynowie zdecydowali, iż pojadą do Lwowa, stamtąd zaś na Litwę, do Skandynawii i dalej na Zachód.

Budynek młyna parowego przy ulicy Dworcowej, przed 1918 r., fot. ze zbiorów Muzeum Zamek Górków w Szamotułach

Wyruszyli nocą samochodami zatankowanymi denaturatem, co pewien czas komunikując się dzięki latarki (co niemalże doprowadziło do oskarżenia ich o szpiegostwo). Niestety po drodze kuzynowie stracili kontakt.

Julius trafił do Łucka. Po stracie samochodu kupił konia z wozem i dotarł do Lwowa. Wraz ze swoją drugą żoną Nelly i synem Piotrem, którzy mieli obywatelstwo niemieckie uniknął wywózki w głąb ZSRR. Niestety w 1941 roku, kiedy Niemcy wkroczyli na teren Rosji, wszelki słuch o nich zaginął, wtedy to najprawdopodobniej zginęli. Dzieci Juliusa z pierwszego małżeństwa Rolf i Ellen mieszkały w 1939 roku w Krakowie. Oni również nie przeżyli wojny.

Herbert z żoną Hertą i synami Henrykiem i Pawłem oraz córką Brygidą dojechali do Pińska, gdzie samochód odmówił działania. Dzięki pomocy miejscowych dotarli do wsi Raczysk, w której mieszkali głównie Żydzi i przyjęli ich pod swój dach. Po kilkunastu dniach ponownie wrócili do Pińska, skąd w czerwcu 1940 roku wagonami wywieziono ich w głąb Rosji. Trafili do przysiółka Wasyljewo obwód Archangielski, rejon Krasnoborski.

Tutaj w nieludzkich warunkach mieszkali w baraku i pracowali przy wyrębie tajgi. Surowy klimat (z długą mroźną zimą i temperaturami dochodzącymi do minus pięćdziesięciu stopni oraz krótkie lato), głód i ciężka praca mocno nadszarpnęły zdrowie Koerplów.

Po agresji Niemców na ZSRR w 1941 roku pozwolono im opuścić Wasyljewo. Stamtąd wyruszyli najpierw tratwami, dalej pociągiem i statkiem i znów pociągiem pragnąc dotrzeć do Astrachania. W marcu 1942 roku w Uzbekistanie zmarł na tyfus Herbert osierociwszy żonę i synów wówczas pietnasto- i jedenastoletnich oraz ośmioletnią córkę.

Życzliwość i wdzięczność

Tak doświadczeni musieli jeszcze zmierzyć się z trudami tułaczki przez Uzbekistan i Kazachstan, wstąpieniem Henryka do polskiej armii na wschodzie, naciskami władz radzieckich, aby przyjęli ich obywatelstwo, podróżą przez Moskwę do Polski i w końcu powrotem w 1946 roku do Szamotuł. Tu jednak okazało się, iż dom został zajęty i nie ma tam dla nich miejsca.

Rodzinę przygarnęła pani Bączkowska, a później Walentyna Scholl (wdowa po przedwojennym burmistrzu). Dopiero rok później zwolniono dla nich jeden pokój i łazienkę, aby mogli zamieszkać we własnym domu. Jak podkreślała Brygida Koerpel w swych wspomnieniach, w tym czasie doświadczyli też ogromnej życzliwości ze strony dawnych pracowników firmy Koerpel.

Miasto i mieszkańcy Szamotuł wiele zawdzięczają rodzinie Koerpel, którzy stworzyli dwa duże świetnie prosperujące zakłady zapewniające miejsca pracy wielu ludziom. Karl i Max oraz ich synowie Herbert i Julius byli Żydami, a żona Herberta i jego dzieci ewangelikami. To pochodzenie w małym mieście narażało ich niekiedy na antysemickie obelgi. A przecież niejednokrotnie Koerplowie popierali inicjatywy miejskie – między innymi złożyli ofiarę na budowę boiska, wspomagali fundusz bezrobotnych oraz przytulisko, wsparli szamotulski batalion obrony narodowej.

Po II wojnie światowej ich własność – meblarnia i młyn – zostały znacjonalizowane, a dziś nie ma po nich śladu.

Pamiętam, gdy w czasach szkolnych czekałam na przystanku autobusowym przy ulicy Dworcowej, często widywałam tam mężczyznę, który stawał przed domem (obecnie nr 32) i najpierw spoglądał w lewo, potem odwracał głowę w prawo. Odnosiłam wrażenie, iż przepełnia go smutek. Wtedy nie wiedziałam, iż to Paweł Koerpel, syn Herberta, który patrzy na meblarnię i młyn, swoje zagrabione dziedzictwo. W jego postawie było coś, co sprawiło, iż wciąż mam Go przed oczami.

Los nie oszczędzał rodziny Koerpel – wiele im dał, ale jeszcze więcej odebrał. Źle się stało, iż zarówno meblarnia, jak i młyn zniknęły z przestrzeni miejskiej. Dla rodziny Koerpel to miasto i stworzona przez nich firma były ich małą ukochaną ojczyzną, której ofiarowali swój talent, pracowitość i potencjał. Mam nadzieję, iż ich dzieło pozostanie przynajmniej w pamięci Szamotulan.

Idź do oryginalnego materiału