Filmweb poleca "Nosferatu"

filmweb.pl 1 dzień temu
Na ekrany polskich kin z dwumiesięcznym poślizgiem w porównaniu z USA trafia nareszcie "Nosferatu". Nasza redakcja zdecydowała się wyróżnić horror Roberta Eggersa znakiem jakości "Filmweb poleca!".

"Nosferatu": Robert Eggers powraca w świetnej formie



W naszej recenzji "Nosferatu" piszemy: Amerykański wizjoner opowiadał już o czarownicach, morskich wilkach i wikingach, za każdym razem głęboko zakorzeniając się w mitologię i konteksty związane z obranymi motywami przewodnimi. Tu jest podobnie – w "Nosferatu" reżyser "Lighthouse" i "Wikinga" raz jeszcze przypomina mitologa, który odkopuje pradawne opowieści i bada je przy użyciu współczesnych narzędzi. Sporą rolę odgrywają u niego wierzenia mieszkańców. Jedni, XIX-wieczni Romowie mieszkający w pobliżu zamku Orloka, bezpieczeństwo wioski opłacają daniną w postaci żywej dziewicy. Niehumanitarny pragmatyzm, ale działa. Przerażenie wpływa na nich stymulująco: wiedzą, iż z czortem nie ma żadnych żartów. Drudzy, niby światli miastowi, zawierzają wszystko Bogu, który – w obliczy zła totalnego – nie raczy się zjawić.


Strach zaś nie ma tu swojego źródła w filmowym wyobrażeniu wampirycznego horroru. Eggers, zakochany w greckiej etymologii słowa "nosferatu", czyli nosophoros (ang. disease-bearing, w wolnym tłumaczeniu np. "nosiciel zarazy"), proponuje nam naturalistyczną brzydotę w stylu full frontal. Eggersowski Orlok nie przypomina wersji Maxa Schrecka i Klausa Kinskiego: czaszka nie zostanie specjalnie "wydłużona", uszy nie będą spiczaste, a kły nie okażą się aż tak zaostrzone. Eggers bawi się z naszymi oczekiwaniami co do wyglądu Orloka, przypominając, iż to, co najbardziej przerażające, wizualnie nie musi kojarzyć się z jakąś tandetną wizją straszydła. Może być także człowiecze, ludzkie i bliskie nam samym.

U Eggersa Nosferatu (Bill Skarsgård w duchu Pennywise’a) to gnuśny lord, hetman z uniwersum Pana Wołodyjowskiego (a dla cyników: zombie-Piłsudski), którego lecznicze adekwatności – przedłużające jego jestestwo – nie mają w sobie żadnych estetycznych usprawnień. Jego naga surowość i zgnilizna – opatulająca ciało Orloka, powstała z martwicy skóry i widocznych organów wewnętrznych – staje się głównym źródłem tej anemicznej cery. Blada skóra nie jest już wyłącznie łopatologicznym wyznacznikiem tego, iż "Orlok to Orlok", zły hrabia-wampir wyróżniający się wśród całej reszty śmiertelników (taki zabieg mogliśmy zobaczyć później u Roberta Pattinsona w "Zmierzchu"). Wraca też złowrogi cień Hrabiego, tym razem w wersji makro, a nie mikro (więcej nie zdradzę, warto przekonać się na własnej skórze!). Do tego choćby i decyzja o krótkim pobycie Thomasa w opuszczonym zamku (akcja prędko przechodzi z powrotem do miasteczka) zdaje się trafiona – to tak naprawdę ruina, w której nie ma nic do pokazania. Nieumarłemu do życia (ha!) potrzeba tylko trumny i nieco krwi. Zatem szkoda czasu ekranowego, skupmy się na tym, co w "Nosferatu" istotne, czyli na zderzeniu kobiecej namiętności z siłą od dawna oziębłą i znieczuloną.

Całą recenzję przeczytacie TUTAJ.

"Nosferatu": o filmie



XIX wiek. Ellen (Lily-Rose Depp) żyje w niewielkim niemieckim miasteczku ze swoim mężem Thomasem (Nicholas Hoult). Chcąc zapewnić rodzinie byt, mężczyzna przyjmuje zlecenie pracy w odległej Transylwanii. Pod jego nieobecność kobietę prześladują koszmary, w których poślubia Śmierć. Na pomoc zostaje wezwany profesor Albin Eberhart von Franz (Willem Dafoe) – odrzucony przez świat nauki ekscentryk. Wierzy on, iż Ellen znalazła się pod urokiem wampira Nosferatu (Bill Skarsgård).




Znak jakości "Filmweb Poleca!" to wyróżnienie przyznawane przez redakcję Filmwebu filmom zasługującym na szczególną uwagę widzów. Są wśród nich nie tylko produkcje artystyczne, ale także komercyjne, doskonale spełniające wymagania danego gatunku bądź przekraczające je w zaskakujący sposób.
Idź do oryginalnego materiału