Rzemieślnik z emocjami.
Tryby pracy jakie Christian Fennesz narzuca sobie w procesie tworzenia bywają różne i często zależne od koncepcji. Czasami, jak twierdzi sam artysta, były to etapy przerywane długimi postojami, innym razem bardziej usystematyzowana strategia. W przypadku najnowszego wydania producent postawił na radykalny rygor. „Mosaic” powstawał w formie codziennej rutyny. W pełnoetatowym procesie muzyk wstawał o wczesnych godzinach porannych, robiąc popołudniem przerwę, aby następnie do wieczora znów pochylać się nad dziełem.
Tak, można pomyśleć, iż w takim razie i sam rezultat winien okazać się bardziej użytkowy, a również okładka dla kogoś z twórczością Fennesza niezaznajomionego, może dawać wrażenie stereotypowej definicji „albumu relaksacyjnego”. Nic bardziej mylnego. Mimo iż choćby sam tytuł ma nas kierować na sugestię stopniowego tworzenia nowych warstw, to nie jest to jedynie wykreowany sumiennie warsztat, bez pokrycia emocjonalnego. Dzieło zdecydowanie mocniej odzwierciedla regularne, wrażliwe poszukiwania, zapisy codziennych refleksji.
„Mosaic” to kolejna odsłona profesjonalizmu w mieszaniu dźwięków gitarowych z ambientowymi tłami i charakterystyczną nadpsutą jakością dźwięku. Zapętlone ścieżki odzwierciedlać mogą w piękny sposób nasze urwane myśli, ale mocno ciągnące się kompozycje pozwalają również na brnięcie w tych kilku niedokończonych wątkach. Z tego też względu w zgodzie z istotą powstawania krążka najlepiej przesłuchać go (przynajmniej za pierwszym razem) w całości, aby dobrze go zrozumieć.
To co zdecydowanie najmocniej w brzmieniu Fennesza ubóstwiam, to wykorzystywanie hałasu w sposób nie ofensywny, a mocniej kierujący się w stronę medytacyjnego wyłączenia i umiejętnie planowanej repetycji, tak żeby następujące frazy otulały nasze umysły. choćby jeżeli zdaje się tu odczuć jakiś element niepokoju, jest on tak starannie przykryty ambientowymi doklejeniami, iż nie powinien powodować u słuchacza dyskomfortu.
Należy się po tym twórcy spodziewać konkretnego stylu. Stylu który w każdej przez niego nowości prezentowany, nieziemsko uspokaja i daje pole do osobistego odpłynięcia, a takich brzmień każdemu z nas na jakimś etapie życia potrzeba. Oczywiście moje refleksje nie muszą wiązać się z pełną zgodą. Myślę bardziej o tym, iż każdy do osobistego resetu potrzebuje konkretnych brzmień, a iż omawiany album dla mnie stanowi to narzędzie, z czystym sumieniem podsyłam go jako jedną z propozycji.
Profil na BandCamp »https://www.facebook.com/profile.php?id=100063895810103">Profil na Facebooku »
Touch 2024