Paszporty „Polityki”, czyli kultura zabetonowana w schronie przeciwczasowym

krytykapolityczna.pl 4 godzin temu

Zasady przyznawania najstarszej spośród nagród kulturalnych funkcjonujących w Polsce po transformacji ustrojowej, jej rzeczywiste znaczenie dla publiczności i środowiska artystycznego, a w końcu źródła finansowania – każdy adekwatnie aspekt Paszportów „Polityki” budził w ostatnich latach wątpliwości.

Ich przyczyną nie są nominacje (lub brak tychże) dla konkretnych artystów i artystek, chodzi raczej o to, jaki obraz polskiej kultury wyłania się z procesu nominacji, z języka, którym komunikuje się jego przebieg, a także z postaw prezentowanych przez organizatorów i instytucje partnerskie.

Złoty okres kontestowania hierarchii ważności dominującej w głównym nurcie kultury „Polityka” ma dawno za sobą[i], a Paszporty natarczywie o tym przypominają. Z edycji na edycję umacnia się pokusa, by dorocznie przyznawaną nagrodę traktować jako strategiczne betonowanie status quo albo jako niewinną zabawę, w której udział – jak podpowiada kojąca ikonka nad tekstem wprowadzającym – zajmie najwyżej pięć minut (dwie więcej niż w zeszłym roku).

Można albo się odciąć i słuchać „swojej” muzyki na własnych zasadach, albo przekuć frustrację na pracę u podstaw i z milczącą wytrwałością promować twórczość z innego obiegu. Żadna forma izolacjonizmu nie wstrzyma jednak szeregu nadużyć, przeciwnie – odwracanie wzroku sankcjonuje rzeczywistość, w której nikogo nie dziwi transfer 220 tysięcy złotych ze środków użyteczności publicznej, pozostających w gestii Funduszu Popierania Twórczości ZAiKS, na sponsorowanie nagród przyznawanych przez prywatną firmę.

Smutki dobrodzieja

W maju 2024, kilka tygodni po opublikowaniu przez zarząd funduszu ZAiKS wyników naboru prowadzonego w styczniu i lutym, sygnalizował tę sytuację na swoim Instagramie muzyk i kompozytor, Kamil Piotrowicz. Trudno przegapić na liście beneficjentów zawrotną kwotę dotacji, jaką POLITYKA SP. Z O.O. SKA otrzymała z przeznaczeniem na „nagrody na Paszporty POLITYKI”. Piotrowicz pytał wówczas retorycznie, „czy tygodnik musi finansować swoje nagrody z pieniędzy przeznaczonych na działalność twórczą? Naprawdę nie można ich uzyskać od reklamodawców, do których my [osoby twórcze – FS] nie mamy przecież dostępu?”.

Na odpowiedź Bartka Chacińskiego, szefa działu Kultury „Polityki”, trzeba było czekać blisko pół roku. W końcu ukazała się pod sceptycznym wobec nagrody postem Grzegorza Tyszkiewicza, założyciela i prowadzącego eksperymentalny label Bocian Records, tyle iż ograniczona do… emoji smuteczku. W taki sam sposób Chaciński zlekceważył pozostałe głosy krytyczne, a w jedynej szerszej wypowiedzi zasłaniał się nie czym innym, jak właśnie prywatnością „Polityki”, która miałaby zwalniać tygodnik z pełnienia misji i wiązać organizatorom nagrody ręce – nie na tyle jednak, by uniemożliwić rokroczne przytulanie środków użyteczności publicznej.

„Doceniam to, iż prywatne media traktuje się jak publiczną instytucję” – przyjaźnie ironizował Chaciński, próbując wemknąć się pod parasol trudności, z jakimi mierzą się w Polsce środowiska artystyczne. Wmieszawszy się chwilowo między pokrzywdzonych, uskarża się na baty od przeróżnych grup i dodaje z podszytą wyrzutem bezradnością, iż nagród w Polsce przyznaje się mało, a „ludzie nie palą się, by je tworzyć i wręczać”, bo spotykają się potem z utyskiwaniem. Biedni dobrodzieje, od smutnego losu artystów dzieli ich marne ćwierć bańki.

INDIE POP SP. Z O.O.

220 tysięcy złotych to około 10 proc. całego budżetu Funduszu. Pochodzące z niego stypendia dla osób fizycznych każdorazowo wynoszą (od lat niewaloryzowane) 5 tysięcy, zaś dotacje przekazane przez ZAiKS teatrom, bibliotekom, filharmoniom czy domom kultury – instytucjom realizującym długofalowe projekty aktywizujące rozmaite grupy wiekowe – wahają się w granicach 5–20 tysięcy, wynoszą zatem w najlepszym wypadku ponad dziesięć razy mniej niż wsparcie udzielone przez ZAiKS POLITYCE SP. Z O.O. z myślą o nagrodach.

„Czterdzieści cztery osoby nie dostaną stypendium, za to kilka – Paszporty”, gorzko konkludował Piotrowicz w jednej z instagramowych relacji publikowanych pod koniec kwietnia minionego roku. To, iż środki z Funduszu Popierania Twórczości przeznaczane są nie na tytułową twórczość, ale na jej nagradzanie przez prywatny tygodnik dysponujący alternatywnymi źródłami finansowania, to jedno. Druga sprawa, iż „Polityka” choćby nie próbuje udawać, iż respektuje cele statutowe swojego głównego partnera, a ten z kolei nie widzi w tym problemu.

Przypomnijmy, iż § 4 pkt 10 Statutu Stowarzyszenia za główny cel Funduszu Popierania Twórczości uznaje „uruchamianie inicjatyw, wsparcie twórczości o trwałych walorach dla kultury, promocję twórczości rodzimej (w tym polskiej sztuki ludowej i regionalnej), zwłaszcza o wysokiej wartości artystycznej i dydaktycznej, a także pomoc finansowa dla instytucji i autorów propagujących kulturę rodzimą, z uwzględnieniem szczególnej opieki nad twórczością wartościową i ambitną w formie i w treści”.

Tymczasem w „paszportowych” biogramach nominowanych osób o wiele silniej niż „rodzime”, „regionalne” czy „ludowe” aspekty podkreśla się wpływy indie popowe czy inspirację trip-hopem. Czy nawiązywanie do nich w 2025 roku przedstawia sobą „wysoką wartość dydaktyczną”, czy cokolwiek „uruchamia” i czy rzeczywiście „uwzględnia szczególną opiekę nad twórczymi ambicjami”? Oczywiście nie i obie strony – tak „Polityka”, jak ZAiKS – doskonale zdają sobie z tego sprawę i w najlepsze uprawiają artystyczny odpowiednik greenwashingu, tak zwany artwashing, polegający – jak pisał m.in. Rafał Jakubowicz w „Nowej Krytyce” – na „korporacyjnym sponsoringu sztuki i nawiązywaniu przez wielkie koncerny opartych na mecenacie relacji z instytucjami kultury celem poprawienia reputacji i zatarcia negatywnego wizerunku”.

Content w pakietach

Mamy rok 2025. Cementowania estetycznego duopolu muzyka poważna – muzyka popularna nie da się już postrzegać w kategoriach anachronizmu. To ani przypadek, ani ignorancja, ani choćby ukłon w stronę konserwatywnej części publiczności, ale świadoma strategia przypominająca Schron przeciwczasowy Georgiego Gospodinowa. W powieściowej wizji bułgarskiego pisarza głowy państw – uznając problemy współczesności za nierozwiązywalne – decydują się przeprowadzić wśród obywateli „referendum w sprawie powrotu do przeszłości”. Poszczególne narody mają wspólnie ustalić warunki „nowego życia, życia w rekonstrukcji” – na przykład komunizmu lub innego ustroju, za którego panowania czuły się bezpiecznie.

Dramatyczne pytanie narratora Schronu – „Czy przeszłość się rozkłada, czy też zostaje praktycznie niezmieniona jak siatki foliowe, zatruwając powoli i dogłębnie wszystko wokół?” – prowokuje do myślenia o czasowości w kategoriach ekosystemu. Paszporty tak uporczywie ignorują upływ czasu oraz zmiany w kontekstach społeczno-estetycznych, iż uwierać zaczynają choćby elementy tak niewinne jak nazwa nagrody.

Jeszcze w 2002 roku była ona zdaniem organizatorów „zobowiązująca” – wyróżnienie należało się „artystom oryginalnym, poszukującym i odważnym, których dzieła mogą być zrozumiane i doceniane w świecie”. W 2020 nagroda miała trafiać do „artystów na początku drogi, którzy przyczyniają się do przekraczania granic w sztuce”. W 2025 eksponuje się w charakterze atutów to, iż „nominowani w kategorii Muzyka poważna mogliby dać razem koncert kameralny, a ci z Muzyki popularnej podobno choćby niedługo spotkają się na wspólnym koncercie”.

Nie łudźmy się, iż chodzi o zapewnienie widzialności tym, którzy nie mogą na nią liczyć w inny sposób – celem jest podpatrzona w rapowym sektorze branży sprzedaż muzyki w pakietach, gotowej do szerowania podczas łączonych występów, które zajmują mniej czasu, zapewniają lepszą promocję i podział kosztów. Stosunek organizatorów do publiczności konkursu oraz biorących w nim udział artystów i artystek wydaje się więc instrumentalny. W tegorocznej edycji nominowane zostały osoby już występujące na Męskim Graniu, już uzyskujące dofinansowania Narodowego Centrum Kultury i/lub Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, już emitowane w popularnych rozgłośniach radiowych – dysponujące zatem know-how pozwalającym promować tak siebie, jak nagrodę.

Mimo sukcesów i biznesowej przydatności nie znajdziemy ich jednak na prywatnych listach rocznych osób zasiadających w jury. Wobec swoich odbiorców kapituła żywi przeświadczenie kultywowane dekadę i więcej temu przez drapieżnych kapitalistów, a mianowicie, iż tak zwani „ludzie” zatrzymali się w czasach „Machiny” i „Teraz Rocka”, można więc w nieskończoność podawać im indie pop w charakterze zachodniej nowinki poświadczającej o kosmopolityzmie „naszych”. Co w zamian? Zwolnienie z wysiłku nadążania, punktowa kuracja FOMO, a czasem choćby pokoleniowe poczucie wyższości, płynące z przekonania o trwałości dawnych wzorców ekspresji (właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, by zaprzestać udawania i przywrócić kategorię „Estrada”).

W szatkach instytucji

Na pytanie Piotrowicza o to, kiedy muzycy, którym „Polityka” sprzątnęła sprzed nosa groszowe stypendia ZAiKS-u, „ogarną się i utworzą zsolidaryzowane środowisko zdolne wywierać wpływ”, można odpowiedzieć aforyzmem Petera Sloterdijka: „Kto przyzwyczaił się do piekła, ten jest immunizowany na wezwanie do zmiany swojego życia, choćby jeżeli leżałoby to w jego własnym interesie”. Krytyka Paszportów rozgrywa się pokątnie, wszak żyjemy w kraju na tyle biednym i do tego stopnia zastraszonym przez kapitalisa, iż sceptycyzm powstrzymują względy „humanitarne”.

Głośny protest przeciwko anachronicznym kategoriom czy mało przejrzystej formule mógłby zaszkodzić samej instytucji (sic!) nagrody, a także odebrać zdolnej młodzieży środki na rozwój, w niektórych wypadkach choćby „na życie”. W związku z tym nie chcę ograniczać się do negacji Paszportów i spróbuję podać proste rozwiązanie etycznego impasu. Polega ono na wymianie sponsora – wątpliwości się rozwieją, kiedy w roli głównego partnera POLITYKI SP. Z.O.O. zacznie występować Spotify zamiast ZAiKS-u.

W „Oświadczeniu Spotify w sprawie nowelizacji ustawy o prawach autorskich”, podpisanym przez Dustee Jenkins, dyrektorkę ds. Public Affairs, oraz Mateusza Smółkę, Music Team Leada na polski rynek, czytamy, iż „dzięki serwisom streamingowym, takim jak Spotify, lokalny przemysł muzyczny kwitnie jak nigdy wcześniej. Nigdy wcześniej Polska nie osiągnęła tak wysokiego udziału w globalnym rynku muzycznym”. To, iż według CEO firmy „koszt tworzenia muzyki jest bliski zeru”, a jego filozofię adekwatnie ujmują złowieszcze fun facty, stanowi coraz bardziej powszechną wiedzę, jakże zgodną z kierunkiem, w którym podążają Paszporty.

W kwietniu minionego roku Łukasz Warna-Wiesławski zwracał uwagę na swoim Substacku, iż „kulturę stara się dziś kontrolować kilku właścicieli aplikacji”. Za ilustrację tego stanu rzeczy posłużył mu opublikowany przez Spotify raport, w którego ramach „artyści o niskich zasięgach porównywani są do zwykłych ludzi, wrzucających na YouTube’a filmiki, by podzielić się ze światem czymś, co kochają”.

Jako zapalony „kurator playlist” Chaciński przenosi tę taktykę na grunt Paszportów. Tak zwaną „muzykę alternatywną” na co dzień opyla wzmiankami na blogu, recenzjami za paywallem i excelowskim plikiem z listą premier, by realny wysiłek organizacyjny i koncepcyjny wkładać w celebrację Paszportów, które dla tejże muzyki nie przewidują choćby osobnej kategorii. To jeszcze jedna przesłanka, by słówko „indie” traktować jako relikt programujący nostalgię u osób podzielających przeciwczasowe zapędy „Polityki”.

Natomiast zawarta w tekście wprowadzającym sugestia, jakoby tegoroczna edycja Paszportów miała wpłynąć na „posłów i posłanki, którzy niedługo będą próbowali ponownie przeprowadzić przez Sejm ustawę o zabezpieczeniu społecznym dla ludzi kultury”, wydaje się w tym kontekście albo arogancją, albo… wzorowaną na manewrze Spotify próbą odgrywania instytucji wtedy, kiedy to wygodne – akurat w tych sytuacjach, w których nikt nie oczekuje po firmach sprawczości.

Czy nie można było wykazać się nią kiedy indziej – odmówić sobie środków ZAiKS-u i zadbać o to, żeby obie kategorie muzyczne miały swoich własnych mecenasów, tak jak Książka ma Miasto Sopot, Scena – Białystok, Kultura Cyfrowa – Warszawę, Film – całe województwo, a Sztuki wizualne – mającą na koncie głośną współpracę z festiwalem Olgi Tokarczuk firmę windykacyjną?

Pomocna dłoń

Jaki stosunek do wybryków Spotify ma ZAiKS, działający na podstawie zezwolenia Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego? W historii instytucji na Wikipedii, w sekcji poświęconej okresowi III Rzeczpospolitej, czytamy, iż „końcowe lata XX i początek XXI stulecia to dla ZAiKS-u kontynuacja walki o respektowanie praw autorów w konfrontacji ze sprywatyzowaną sferą mediów, ale również obrona przed rosnącym zagrożeniem komercjalizacją i promowanie dzieł kultury elitarnej, tj. wartości niewymiernych finansowo”.

Jak respektować te ideały i w tym samym czasie przekazywać środki użyteczności publicznej spółce z ograniczoną odpowiedzialnością, której przewodniczy między innymi aktywny promotor megakorporacji odgrażającej się państwu zapaścią jednego z sektorów rynku, jeżeli zdecyduje się ono przyjąć korzystniejszą niż dotąd ustawę o prawie autorskim? W tym kontekście deklaracja pomocy młodym krytykom i krytyczkom złożona przez Chacińskiego rok wcześniej na „Polifonii” zakrawa na szyderstwo. „Jako członek Akademii Fonograficznej właśnie zgłosiłem swoje kandydatki (i kandydatów) do Rady Akademii […] Mam nadzieję, iż będą tam reprezentować nie tylko młode talenty grające i śpiewające, ale też koleżanki i kolegów stawiających pierwsze kroki w tym, co zostało z krytyki muzycznej. Służę pomocą”.

Co za ulga, wszak jako osoba zasiadająca w Radach i członek Akademii Chaciński wypracował sobie długą tradycję aktywnego wspierania młodych. Na przykład w „Raporcie o stanie muzyki polskiej” opublikowanym w 2011 roku przez Instytut Muzyki i Tańca poświęcił „Krytyce muzycznej w obszarze muzyki pop” aż jedną stronę. Porcys i Screenagers – prowadzone przez młodych ludzi niezależne serwisy o znaczeniu tak przełomowym dla krajowego dyskursu muzycznego, iż nie mogły przetrwać – udało mu się wzmiankować zaledwie jako lokalne adaptacje Pitchforka. Z kolei w wywiadzie z 2017 chwalił erudycję „koleżanek i kolegów”, zarazem kwitując, iż „z punktu widzenia prasy to stracona generacja” – „ci ludzie nie mieli gdzie dostać normalnej pracy”.

Laur mrocznych czasów

Podsunąłem rozwiązanie kwestii finansowej, czas więc na kwestię oczekiwań wobec nagrody i szefa działu Kultury w „Polityce”. Otóż chciałbym, żeby w ramach służenia pomocą młodym kapituła Paszportów wykorzystała swój autorytet, by nakłonić Ministerstwo Kultury do zlecenia pierwszego w Polsce czasopisma patronackiego o „muzyce rozrywkowej”.

W nowo utworzonym periodyku – z towarzyszącą mu stroną internetową i podcastem – można by z powodzeniem zatrudnić „tych ludzi”, zapewnić im „normalną pracę” i znacząco wpłynąć na rozwój polskiej kultury muzycznej, zapewniając przyszłym pokoleniom stabilną platformę w miejsce „tego, co zostało z krytyki muzycznej”. W końcu byłoby gdzie „na poważnie” pisać o „muzyce alternatywnej”; docenione poczułyby się zarówno osoby, które ją tworzą, jak i te, które o niej piszą i opowiadają, a kto wie – może choćby poradziłyby sobie wtedy bez „Paszportów” i przestały zawracać głowę.

Z przeprowadzonego przez Narodowe Centrum Kultury badania aktywności kulturalnej po pandemii wynika, iż na koncerty muzyki klasycznej, do opery czy filharmonii regularnie chodzi zaledwie 3–4 proc. badanych, w tym przede wszystkim „starsze kobiety przywiązane do tradycyjnych form kultury wysokiej”. Czy w związku z tym nie dałoby się przekonać Ministerstwa, żeby „Ruch Muzyczny” nie ukazywał się co dwa tygodnie, ale raz w miesiącu, ustępując połowę miejsca i funduszy muzyce, której bez pośrednictwa tradycyjnych mediów słucha „resztkowe” 96–97 proc. społeczeństwa?

Depresja beneficjenta

Kontrowersje związane z rozdziałem środków pochodzących z Krajowego Planu Odbudowy wciąż jeszcze doprowadzają wielu „beneficjentów” do rozpaczy. Na facebookowej grupie wsparcia dla osób, którym Narodowy Instytut Muzyki i Tańca przekazał – albo i nie – unijne stypendia i granty, padają określenia takie jak „złamane serce”, „wstrząs”, „utrata nadziei”. Trochę wcześniej to samo środowisko otrzymało cios w postaci pandemicznych grantów ministra Piotra Glińskiego. Dotacje w wysokości 50 proc. utraconego wpływu z jednego roku miały zasilić przede wszystkim konta Bayer Full, Weekend czy Kamila Bednarka i jego menadżera. Skandalicznie wysokie kwoty zmniejszono pod presją publiczną – do tego stopnia, iż na przykład Golec uOrkiestra żaliła się na otrzymane 316 806 złotych zamiast obiecanych 1,8 miliona.

Źródłem wzmożenia, jakie co roku towarzyszy Paszportom (a także Fryderykom i innym formom „docenienia” polskich środowisk artystycznych przez mainstreamowe media i rządzących), nie są emocje związane z konstruktywną rywalizacją czy wrażeniem współudziału w życiu kulturalnym. Nagroda sprzyja raczej pogłębieniu podziałów – zwiększając środowiskowe rozwarstwienie, zniechęca do migracji między bańkami, a wiele osób wręcz odwodzi od wiązania z własną twórczością jakichkolwiek oczekiwań. To nie tyle święto artystycznej społeczności, ile raczej źródło rytualnych nieporozumień, które odbierają resztki nadziei i umiejscawiają sztukę na marginesie, czyniąc z twórczości pracę niewdzięczną, nieniosącą ani pocieszenia, ani energii do buntu przeciw mrocznym czasom.

Być może narażę się na uśmiechy politowania ze strony czytelników i czytelniczek reprezentujących inne, bardziej stabilne grupy zawodowe i branże, ale ważnym tematem towarzyszącym nagrodzie „Polityki” jest zdrowie psychiczne osób biorących udział nie tylko w konkursach dotacyjnych związanych z kulturą, ale ogólniej – w mechanizmach zarządzania nią.

Żadne wyróżnienie nie powinno prowokować odruchu samowykluczenia, ale – cytując Hannę Arendt – „przypominać o wdzięczności, jaką winniśmy światu; jest nadto zobowiązaniem wobec świata, ponieważ nie tylko nas umacnia w naszym wobec niego stanowisku, ale również nierozerwanie z nim wiąże”. jeżeli idea paszportu ma kierować w stronę emigracji wewnętrznej i prowadzić do zrywania z „wartościami niewymiernymi finansowo”, to sens traci również pojęcie więzi, a zaraz potem – sama sztuka.

[i] Warto przypomnieć – za Piotrem Kosiewskim, recenzentem wystawy z okazji 30-lecia Paszportów zorganizowanej w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie – iż to na łamach „Polityki” odbyła się na przykład „pierwsza poważna dyskusja na temat Lego. Obozu koncentracyjnego Zbigniewa Libery”. To niejedyny taki przypadek, autor wymienia ich więcej, za złoty okres nagrody uznając jednak zaledwie kilka spośród trzydziestu lat jej istnienia, a mianowicie okres 1995–1997.

**
Filip Szałasek – literaturoznawca, krytyk muzyczny i dźwiękowy. Autor książek Jak pisać o muzyce (2015) i Nagrania terenowe (2018).

Idź do oryginalnego materiału