Fałszywy zając – recenzja książki. Czy to na pewno debiut?

popkulturowcy.pl 1 tydzień temu

Fernanda Melchor to meksykańska autorka, której poczynania śledzę z zainteresowaniem od jakiegoś czasu. Nie bez powodu zresztą pojawiła się w naszym zestawieniu 8 wyjątkowych pisarek z okazji Dnia Kobiet. Wydawnictwo Mova dało nam możliwość zapoznać się z jej debiutancką powieścią.

Fałszywy zając to opowieść o młodych mężczyznach – z pozoru nieistotnych, prowadzących życia gdzieś na granicy marginesu społecznego. Pachi jest mężem z niedługim stażem, który niedługo ma się stać ojcem. Jego przyjaciel Vinici podnosi się po traumie i wspólnie szukają ukojenia w używkach. Z kolei Andrik ucieka pewnemu niebezpiecznemu mężczyźnie, podczas gdy jego przyszywany brat Zahir próbuje go odnaleźć.

Przyznam od razu, iż była to lektura trudna. Istnieje choćby pewien angielski przymiotnik, który przyszedł mi do głowy w trakcie czytania, a jego tłumaczenie nie do końca oddaje skale tego uczucia – mianowicie disturbing. Fałszywy zając to sceny seksu i bijatyk, a Melchor nie stroni od graficznych i bezpośrednich opisów. Trud, do jakiego zmusza czytelnika, jest wielką wartością książki. Autorka nie pyta, czy chcemy być tego wszystkiego świadkiem. Wrzuca nas bezlitośnie w paskudne sytuacje: obserwujemy prostytuującego się chłopca, brutalne stosunki seksualne i matki zaniedbujące synów. To wszystko w otoczce dojmującego ubóstwa i desperacji. Powiedzmy sobie szczerze – na co dzień nie chcemy sobie zaprzątać głowy takimi problemami.

Ciężko uwierzyć, iż powieść o tak dojrzałym języku i przemyślanej narracji to debiut (przynajmniej prozatorski). Melchor rozumie doskonale, kiedy pewne opisy należy wyważyć, a kiedy można po prostu iść na całość. Nie znajdziecie tutaj pustych frazesów i oczywistości. Fałszywy zając oferuje za to niesamowicie głębokie portrety bohaterów. Zabiera nas w ich wspomnienia, przeprowadza przez ich tok myślenia, lęki i pragnienia. Fabuła zdaje się jakby drugorzędna. W końcu jednak losy tych chłopców splatają się w niespodziewanym miejscu, ale ma się poczucie, iż zupełnie nie o ten climax tutaj chodziło.

Choć pewne kwestie – wilgo-wrony zamiast gołębi, czy wszechobecny upał – nakierowują nas w konkretne miejsca na mapie, nie jest to próba analizy sytuacji ubogich w danym kraju. To wciąż uniwersalna opowieść o poszukiwaniu bliskości i granicy między uczuciem a wykorzystaniem. Melchor w swojej analizie nie pozostawia złudzeń: do przemocy uciekają się ci, których krzywdzono, a zaniedbane dzieci będą szukać akceptacji za wszelką cenę. Jako kobiecie udało jej się wiarygodnie wykreować postaci męskie, pozostawiając swoją płeć gdzieś w tle. Kobiety w Fałszywym zającu to głównie matki, niepozbawione zresztą własnych wad i problemów.

Pisząc to wszystko, mam świadomość, iż wielu mogłoby ocenić tę formę jako rozciągniętą, przegadaną, a może choćby nudną. Tutaj oczywiście warto zweryfikować swoje oczekiwania. jeżeli poszukujecie łatwej satysfakcji, pewnie się rozczarujecie. Chociaż wydarzeń szokujących tutaj nie brakuje, nie opisałabym akcji jako wartkiej czy porywającej. Poza tym, pozostaje też pytanie, na ile kupicie te wewnętrzne sylwetki bohaterów. Można się wręcz pokusić o oskarżenie, iż wewnętrzne monologi chociażby Pachiego bywają przerysowane. Mi ta przesada nie przeszkadzała, bo domyślam się, czemu służy.

Po takim wywodzie nieuczciwie byłoby polecić tę powieść każdemu. Fałszywy zając bez dwóch zdań wymaga czytelnika dojrzałego, ale gwarantuję, iż choćby (a może szczególnie) po literaturę trudną warto sięgać. Debiut Fernandy Melchor pozostawi was nie tylko z wielkim respektem do jej warsztatu, ale przede wszystkim w obliczu trudnych refleksji.

Autor: Fernanda Melchor
Przekład: Katarzyna Sosnowska
Wydawca: Mova
Premiera: 24 kwietnia 2025
Oprawa: twarda
Ilość stron: 304
Cena: 54,99 zł

Powyższa recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Mova.

Źródło obrazka głównego – kolaż (wydawnictwo Mova).

Idź do oryginalnego materiału