"Fallout" powraca z 2. sezonem, a my sprawdzamy, czy kontynuacja też was zachwyci – recenzja serialu

serialowa.pl 2 godzin temu

Ku zdumieniu wielu serialowy „Fallout” nie potrzebował choćby dwóch lat na powrót do streamingu. Rzućcie okiem, jak wypada 2. sezon przeboju Prime Video na podstawie kultowej serii gier wideo.

Z wielu (mniej lub bardziej słusznych powodów) serialowa widownia uznała, iż kontynuacja hitowego „The Last of Us” od HBO nie dorasta do pięt debiutanckiej serii. Nieco ponad pół roku po tamtej apokalipsie powraca do nas inny streamingowy przebój oparty na grze wideo. „Fallout” zdołał już pokazać miłośnikom wirtualnej rozrywki, iż adaptacje idą w dobrym kierunku. Czy równie wyczekiwany sequel dorasta jednak do pięt tytułowi z kwietnia ubiegłego roku? Cóż, jak wiemy, wojna nigdy się nie zmienia – pochłania bezgranicznie i wygląda niesamowicie widowiskowo.

Fallout sezon 2 – co nowego w serialu Prime Video?

Zacznijmy od tego, iż tym razem w dniu premiery na Prime Video zobaczymy tylko jeden odcinek, a nie wszystkie osiem, tak jak miało to miejsce wcześniej (ja widziałem przedpremierowo sześć z nich). 2. sezon „Fallouta” odpala fabułę niemalże w tym samym miejscu, w którym zapisaliśmy grę ostatnio skończyliśmy poprzednią serię. Uzbrojony w T-6O Hank (Kyle MacLachlan) czmychnął w stronę New Vegas (patrz: Las Vegas 200 lat po katastrofie nuklearnej), co uruchomiło nową misję i wykopało bohaterów w podróż po pustyni Mojave.

„Fallout” (Fot. Prime Video)

Trudy wojaży skumplowały Lucy (Ella Purnell) z Ghulem (Walton Goggins), co na dzień dobry oferuje napromieniowany konfliktami duet yin i yang, w którym przeciwieństwa – zamiast działać na swą korzyść – doprowadzają się wzajemnie do szaleństwa. Nieustannie naiwna krypciara kieruje się dobrym słowem i retoryką na poziomie pokraczny/nieskuteczny. Stary wyga Pustkowia dalej polega na zahartowanym charakterze i pokaźnym uzbrojeniu. Ta chce postawić ojca przed sprawiedliwością. Ten usiłuje odnaleźć żonę i córkę. Są sobie do tego potrzebni, choćby jeżeli bardzo tego nie chcą.

Tymczasem gorące wydarzenia z finałowej bitwy 1. serii pociągnęły Maximusa (Aaron Moten) wzwyż żelaznej hierarchii Bractwa Stali. Nasz błędny rycerz w pancerzu wspomaganym może jedynie pomarzyć o Lucy, tym bardziej iż cenna zdobycz, którą przechwyciła frakcja, doprowadziła do sporego zamieszania wewnątrz grupy. Ta znajduje się na granicy wojny domowej, o czym w zwiastunie 2. sezonu „Fallouta” z uśmiechem na twarzy obwieszczał gościnnie obsadzony Kumail Nanjiani (Dolina Krzemowa) w roli jednego z Paladynów.

Fallout – sezon 2 – to nowe miejsca i większe stawki

Rozdzielona między troje protagonistów narracja 2. sezonu „Fallouta” na wzór debiutanckiej odsłony co rusz wraca również do przeszłości sprzed bomb nuklearnych. Choć wszelkie retrospekcje służą pogłębianiu wątku Coopera Howarda/Ghula, otwierająca scena wprowadza bohatera znanego graczom jako Mr. House (Justin Theroux, Pozostawieni) – jednego z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi (zarówno przed, jak i po wojnie), który z początku pomyka sobie między wierszami. Zresztą, władca New Vegas pojawił się już na chwilę w 1. sezonie, kiedy to… rozprawiano o zrzuceniu głowic.

„Fallout” (Fot. Prime Video)

Przepełniona wątkami, motywami i nowymi lokacjami (raz jeszcze doskonale odtworzonymi z wirtualnego pierwowzoru) opowieść zagląda również do licznych bohaterów drugoplanowych. Większość z nich zostawiliśmy przecież w krypcie 33, gdzie po odejściu MacLeanów doszło do personalnych roszad i odkrycia kilku głęboko skrywanych tajemnic. Tymi para się przede wszystkim brat Lucy (Moisés Arias), który w podziemiu dedykowanym zarządcom, wychodzi najpierw z cienia swojego tchórzostwa, a potem z cienia… samej krypty; przewodząc przy tym nowej grupie naiwniaków wierzących w Dzień Powrotu.

Sezon tak bogato zdobiony atrakcjami personalnymi mógłby z łatwością rozpaść się po kilku pierwszych odcinkach. Powracająca para showrunnerów (Geneva Robertson-Dworet i Graham Wagner), wsparta doświadczeniem Jonathana Nolana i jego zaufanych współpracowników, trzyma jednak fabułę w ryzach do tego stopnia, iż choćby przy rosnącej co rusz skali, nie czuć przytłoczenia czy zmęczenia materiałem. A najlepsze w tym wszystkim jest to, iż wprowadzane wątki w znacznej mierze służą opowieści, którą twórcy postawili sobie za cel od początku.

W swym podstawowym założeniu „Fallout” opowiada w końcu o ludziach (cóż, czasem też ghulach albo mutantach czy innych humanoidalnych stworach) doszczętnie skłóconych co do tego, jak powinien funkcjonować świat. jeżeli debiutancka odsłona dała nam do zrozumienia, iż polaryzacja i bezgraniczne przekonanie o słuszności może dosłownie zgładzić wszystko i wszystkich wokół, to kontynuacja udowadnia, iż nie jesteśmy w stanie dogadać się choćby pośród zgliszczy. Frakcyjność tego uniwersum dopiero rozwija skrzydła w telewizji, o czym 2. sezon pięknie nas przekonuje.

Fallout sezon 2 – wewnętrzne konflikty i…Macaulay Culkin

Jednym z głównych motywów przewodnich tej serii „Fallouta” są bowiem cykliczne konflikty wewnętrzne, do których dochodzi we wrogich sobie frakcjach. Tym sposobem oglądamy niesnaski absurdalnie nieświadomych krypciarzy, rozłamy wewnątrz Bractwa Stali czy krwiożercze kłótnie zupełnie nowych ugrupowań takich jak Legion Cezara, w którym przebywa sam Macaulay Culkin („Kevin sam w domu”). Na placu boju jest też ktoś, kto ma pomysł, jak pogodzić wszystkich ze sobą. Z doświadczenia wiemy jednak, iż takie pomysły w „Falloucie” nie kończą się najlepiej.

„Fallout” (Fot. Prime Video)

W tym miejscu dochodzimy do wydarzeń z gatunku tych przełomowych. Już poprzednia odsłona pokazała nam, iż twórcy serialu bynajmniej się ich nie boją. Podobnie jak w 1. sezonie, także i tutaj znalazło się kilka odważnych rozwiązań, które są w stanie wzbogacić – swoją drogą i tak bardzo bogate już – lore o najważniejsze detale. 15-letni przeskok czasowy względem gry „Fallout: New Vegas” umożliwia nie tyle zabawę z wyobrażeniami o poszczególnych miejscach i grupach, ile dodanie nowych – nierzadko naprawdę zaskakujących – kontekstów.

Podczas gdy w skali makro dzieje się naprawdę wiele, serial nie zapomina o rozwoju naszych głównych kompanów. Choć warto zaznaczyć, iż 2. sezon „Fallouta” to pod wieloma względami kontynuacja kierunku wytoczonego przy debiutanckiej odsłonie (oprócz groteskowego tonu i produkcyjnego rozmachu to również swego rodzaju zderzenie poglądów decydowało o tym, co dzieje się na ekranie), nowa seria eksploruje przestrzeń na zmiany tam, gdzie jest na to miejsce. Na takie rzeczy najwięcej przestrzeni jest zwykle w psychice postaci, a więc bingo.

Najciekawiej pod tym względem wypada postać Ghula, który – zbliżając się do upragnionej rodziny – coraz częściej wraca wspomnieniami do przeszłości. Z czasem Lucy ulega wpływowi Ghula, Ghul ulega wpływowi Lucy, a gdzie indziej walkę o własną tożsamość toczy Maximus. Kodeks moralny na Pustkowiu to w końcu bardzo elastyczna sprawa. Każdy ma swój własny. Wszyscy mają różne interpretacje. Wnioski pozostają nieoczywiste, podobnie jak pytania, na które nie ma dobrych odpowiedzi.

Fallout sezon 2- czy wciąż warto oglądać serial?

Względem poprzedniej odsłony 2. sezon „Fallouta” może nie ma tak jasno wytyczonej ścieżki dramaturgicznej (powodem w sporej mierze jest oczywiście wyraźne rozczłonkowanie narracji na wiele różnych punktów widzenia), niemniej nieco luźniejsze podejście do historii nie przeszkadza zanadto w odbiorze. Może i odrobinę cierpi na tym główna oś fabuły, ale przy okazji showrunnerom udaje się pogłębić uniwersum – wiecie, to tak jakby w grze porzucić na chwilę głównego questa, by zająć się tymi pobocznymi. Nie oczekujcie zatem, iż do New Vegas trafimy tak szybko.

„Fallout” (Fot. Prime Video)

Większość sezonu spędzimy w barwnych lokacjach rozsianych wokół pustyni Mojave (gracze z pewnością rozpoznają większość smaczków z gry, wśród których nie zabrakło ikonicznych tekstów obrośniętych memami czy sprytnych nawiązań do znanych i mniej znanych detali), ale kiedy dotrzemy do najważniejszej atrakcji, to nie odlepicie oczu od ekranów. Serialowy „Fallout” to raz jeszcze audiowizualna uczta, usprawniona w 2. sezonie świeżymi kompozycjami muzycznymi, imponującymi budowlami i kultowymi stworami powołanymi do życia dzięki hybrydzie efektów specjalnych i praktycznych. Skala wybija poza licznik Geigera.

Choć momentami „dwójka” to sequel poważniejszy i bardziej wzniosły, serial nigdy nie traci swego unikalnego poczucia humoru. Czego tu zresztą nie ma? Są głowy eksplodujące w rytmie lat 50., spory zestawiające ze sobą endogamię i ustalony porządek świata czy wreszcie beka z korporzeczywistości w oparach absurdu. jeżeli poprzednia odsłona napromieniowała was optymizmem na rzetelną kontynuację, to i tym razem Pustkowie powinniście opuścić uradowani. Coś musi cieszyć nas w tych trudnych czasach. Wojna nigdy się nie zmienia, ale na szczęście zawsze jest „Fallout”.

Fallout sezon 2 – kolejne odcinki co środę na Prime Video

Idź do oryginalnego materiału