Pary nie wystarczyło jednak na wygraną – lepszy od fińskich Szwedów okazał się Johannes Pietsch, czyli JJ – imponujący sopranem austriacko-filipiński wokalista, którego głos robiłby wrażenie niezależnie od piosenki. „Wasted Love”, która przyniosła mu zwycięstwo w konkursie, w niczym mu przeszkadzała, choć była ewidentnie skrojona pod eurowizyjne gusta. Można powiedzieć, iż jako Polska mamy pewien udział w tym zwycięstwie – w powstanie utworu zaangażowany był Wojciech Kostrzewa, który współtworzył również zeszłoroczny zwycięski hit Szwajcarii „The Code”, wykonany przez Nemo.
Boska Steczkowska
Justyna Steczkowska, nasza reprezentantka, uplasowała się ostatecznie na 14. miejscu. Połowa stawki to rezultat zgodny z przewidywaniami – Polka zawdzięcza go głównie głosom telewidzów, którzy przyznali jej 139 pkt (od jurorów otrzymała ich ledwie 17). Jej powrót na scenę konkursu po 30 latach to eurowizyjny rekord, a przemiana, jaka zaszła miedzy konkursową piosenką „Sama”, którą trzy dekady temu przygotowali dla niej Mateusz Pospieszalski i Wojciech Waglewski (zajęła wówczas 18. miejsce), odpowiada zmianom, jakie nastąpiły w tym czasie w eurowizyjnej estetyce.
Przypomnijmy, iż „Nocturne” Norwegów z Secret Garden, który zapewnił im zwycięstwo w 1995 r., to eteryczna, w większości instrumentalna ballada, w której główną rolę odgrywają skrzypce i operowe wokalizy. Estetycznie nie tak odległa od ówczesnego wykonu Steczkowskiej, imponującej głosem i zawieszonym na piersiach wielkim krzyżem, a przy tym nieruszającej się podczas piosenki choćby o krok.
W tym roku nadrobiła z nawiązką – Eurowizji nie wygrywa się dziś na stojąco (ani tym bardziej instrumentalnie), a „Gaja” to popis możliwości wokalnych, ale przede wszystkim fizycznych. Dopracowany choreograficznie, celowo przerysowany, sięgający zarówno do skojarzeń z rodzimym Wiedźminem, jak i „Grą o tron” (wokalistka została ochrzczona przez fanów jako Matka Boska Steczkowska – zwisająca ze sceny jako nowe wcielenie Matki Smoków), imponował kondycją 52-letniej, dumnie podkreślającej swój wiek Steczkowskiej.
Ta zaskakująco dobrze odnalazła się w eurowizyjnej estetyce – aresztowana przez „ochroniarzy” Tommy’ego Casha za bycie „zbyt seksowną”, stała się jedną z ulubienic widzów, a nagrania z jej udziałem na oficjalnym profilu Eurowizji biły rekordy popularności, co zaprocentowało w końcowej punktacji.
Polityka w tle muzyki
Mało brakowało, a byłby to konkurs polityczny – o włos od wygranej była Yuval Raphael, 24-letnia reprezentantka Izraela. Większe wrażenie niż piosenka „New Day Will Rise”, którą przywiozła na Eurowizję, robiła stojąca za nią historia – w dniu ataku Hamasu na Izrael Yuval bawiła się na festiwali Navel, który stał się celem ataku terrorystów. Była jedną z 11 osób, które przeżyły atak w schronie, w którym się ukryła.
Jej występ półfinałowy wygwizdano, a finał zbiegł się z nową ofensywą rozpoczętą przez Izrael – w sobotę przez centrum Bazylei przeszła propalestyńska manifestacja, domagająca się m.in. wykluczenia z konkursu reprezentantki Izraela. Jubileuszowy finał w Tel Awiwie prawdopodobnie byłby na rękę Beniaminowi Netanjahu, ale eurowizyjne władze prawdopodobnie odetchnęły z ulgą na myśl o Wiedniu.