Nemo chce naprawy Eurowizji
Eurowizja 2025 odbędzie się w Szwajcarii i jest to już potwierdzona informacja. Chociaż świat jeszcze żyje sobotnim konkursem, który ze względu na działania Europejskiej Unii Nadawców, jest przez cały czas szeroko komentowany w związku ze wszystkim, prócz muzyki, warto już skierować wzrok na Szwajcarów, którzy stanęli przed nie lada wyzwaniem – zorganizować konkurs tak, by nie doprowadzić do dalszej degradacji wizerunku. Eurowizja wraca „do domu”, tam gdzie odbyła się po raz pierwszy i tam, gdzie główną siedzibę ma skompromitowana Europejska Unia Nadawców, atakowana w tym roku za cenzurowanie transmisji, manipulację dźwiękiem z areny czy choćby za zakazywanie wnoszenia do Malmo Areny flag Palestyny, ale też Unii Europejskiej czy flagi osób niebinarnych, którą Nemo musiał do środka nielegalnie przemycać. Wszystko zaczęło się od jednej złej decyzji – dopuszczenia do startu telewizji Kan11. Świat obserwował show, media dostały sporo gorących tematów, a niektóre kraje zyskały nowych bohaterów narodowych. Powrót Nemo do Szwajcarii miał miejsce wczoraj, jednak spotkanie na lotnisku nie było tak spektakularne i wzruszające jak 30-tysięczny meeting na placu w Zagrzebiu i transmisja przejazdu Baby Lasagni na trasie z lotniska do centrum. Porównując nagrania ze Szwajcarii i Chorwacji można stwierdzić, iż to „Rim Tim Tagi Dim” wygrało konkurs. Pokazuje to jednak, że dla państw zachodniej Europy Eurowizja nie ma aż tak narodowego wymiaru jak dla państw nowych, które wciąż szukają swojego miejsca w Europie i liczą na każdą okazję, by się tam pokazać i odnosić sukcesy. Zarówno Nemo jak i Baby Lasagna zasłużyli na wiwaty, zresztą w większości państw powitania reprezentantów były ciepłe i wzruszające oraz pełne radości, choćby jeżeli wynik nie był tym najlepszym. Świetnym przykładem jest
.
„Bobasek” zdobył serca wszystkich
Polskie media szybko podchwyciły temat niebinarności Nemo oraz słynne już pęknięcie statuetki, co stało się nieformalnym symbolem potrzeby naprawy całej Eurowizji. Motyw statuetki znalazł swoje odniesienie już w działaniach marketingowych, na co świetnym przykładem jest post szwajcarskiej firmy zajmującej się ubezpieczeniami. Die Mobiliar pokazało na Instagramie rysunek prezentujący Nemo ze złamaną nagrodą. Na górze napis „Broke the code”, gdzie słowo „code” jest przekreślone, a poniżej nadpisano „trophy”. „Znaleźliśmy raj, choćby ze złamanym trofeum. Dziękujemy Nemo i gratulujemy spektakularnego zwycięstwa” – dodano w opisie. Post gwałtownie zyskał uznanie. Na lotnisku w Zurychu Nemo powitane zostało przez dziennikarzy, fanów, rodzinę i przyjaciół, w tym Teyę – serbsko-austriacką wokalistkę, która rok temu reprezentowała Austriaków z utworem o Edgarze Poe. Była to jedna z pierwszych osób, które słyszały „The Code” przed premierą i już wtedy napisała na swoich social mediach, iż to jest utwór na zwycięstwo. Nemo i Teya przyjaźnią się od wielu lat. Osoba reprezentująca Szwajcarię jest znana z bardzo pozytywnego usposobienia i otwartości, co dało Nemo mnóstwo przyjaciół na samej Eurowizji. Ma bliskie relacje z Luną, ale też z Bambie, Mariną, Iolandą, Sarah, Silvestrem, Slimane i z mnóstwem innych uczestników, którzy kibicowali i wspierali oraz cieszyli się ze zwycięstwa „bobaska”, jak mówiło się na Nemo za kulisami.
Nemo jak Celine Dion
Śpiewanie o sobie, bycie głosem osób niebinarnych, przełamanie lęków i strachu przed życiem po swojemu – to był cel utworu „The Code” i 24-letnie Nemo dotarło z przekazem szeroko i mamy nadzieję, iż znacznie szerzej niż propaganda reprezentantki Izraela i jej prowokującego teamu. Zwycięstwo w Eurowizji to nie pierwszy, ale największy sukces muzyczny Nemo. Występowało w musicalu „I’ve Never Been to New York”, startowało też w szwajcarskim talent-show, gdzie co prawda nie wygrało, ale zyskało uznanie DJ’a Bobo (ESC 2007). To w 2015 pojawił się pierwszy hit, który Nemo stworzyło z producentem Dodo. Rok później zachwyciło podczas konkursu „SRF Bounce Cypher” dla debiutujących raperów. Trzy lata później zdobywało już najważniejsze szwajcarskie nagrody muzyczne. Po dwuletniej podróży w 2023 ostatecznie Nemo wyoutowało się jako osoba niebinarna – złamano ten osobisty kod i, jak się okazało, był to klucz do wielkiego sukcesu na Eurowizji. Chwilę przed wielkim finałem opublikowano nagranie zrealizowane do orkiestrowej wersji „The Code”, w której Nemo przebrało się za Celine Dion w momencie wygrywania przez nią Eurowizji w 1988. To przyniosło szczęście i teraz słynna piosenkarka w końcu doczekała się następny, a Szwajcaria po tak wielu latach chwali się trzecim zwycięstwem w konkursie. Oczywiście fani liczą na to, iż telewizja szwajcarska doprowadzi do pojawienia się Celine Dion na Eurowizji 2025. Nie musi śpiewać, ważne by się pojawiła – na pewno otrzyma ogromne owacje i wsparcie, którego potrzebuje teraz, gdy walczy z ciężką chorobą i usunęła się w cień.
Raz się przegrywa, raz się wygrywa
Szwajcarski dziennikarz Michel Imhof cieszy się, iż dotrwał momentu, w którym jego kraj ponownie triumfował na Eurowizji, zwłaszcza, iż od sukcesu Celine Dion Szwajcaria wielokrotnie ponosiła porażki szukając odpowiedniego kodu dostępu do konkursowego trofeum. Lata 90. powodowały liczne pauzy Szwajcarii ze względu na słabe rezultaty i „kolejkę” do miejsca startowego, z kolei pojawienie się półfinałów oznaczało, iż delegacje szwajcarskie zwykle wracały do domu wcześniej bo nie dawały rady przebić się przez televoting, zdominowany wtedy przez kraje Europy Wschodniej i Bałkany. Fatalne wyniki były wielokrotnie argumentem polityków, którzy domagali się wycofania Szwajcarii z Eurowizji, jednak fani bronili konkursu twierdząc, iż jeżeli drużyna piłkarska nie osiąga sukcesów na mistrzostwach, to się ją zmienia, ale nikt z konkursu nie rezygnuje. Ostatecznie w 2019 coś się w Szwajcarii przełamało, a formuła wyboru wewnętrznego w połączeniu z rozbudowanym wewnętrznym głosowaniem zaczęła przynosić korzyści. Czwarte miejsce za taneczne „She Got Me”, a później dwuletnia saga z fenomenalnymi utworami Gjon’s Tears, który w 2021 otarł się o zwycięstwo. Następnie nieco starsze, ale docierające do finału piosenki Mariusa i Remo, aż w końcu wskazanie Nemo. To nie jest tak, iż formuła szwajcarska sprawdzi się w każdym innym kraju, ale zdaje się, iż telewizja SRF chwyciła wiatr w żagle i teraz przed nią wielkie wyzwanie – przygotować Eurowizję i się na niej nie skompromitować.
Zurych, Genewa, St. Gallen, Berno i nie tylko
69. edycja Eurowizji odbędzie się w Szwajcarii, ale dopiero we wrześniu dowiemy się gdzie. Już przed tegorocznym finałem wskazywano Zurych, jako największe miasto kraju, które posiada aż dwa odpowiednie do tego obiekty, ale zaraz po finale pojawiły się doniesienia o kandydaturze Genewy, a niektórzy wskazują też Berno, nieco skrywającą się w cieniu de facto stolicę. Nie bez szans jest także Bazylea, miasto w narożniku trzech państw – Szwajcarii, Francji i Niemiec. Zgłosiło się też miasto St. Gallen – chociaż szanse ma niewielkie, to włodarze zapraszają do siebie Eurowizję. Mają nową halę na 10 tysięcy widzów – Kantonalbank Halle. O tym, gdzie ostatecznie odbędzie się konkurs zadecydują nadawcy SRG i SRF razem z EBU. Pojawia się pytanie, kto sfinansuje Eurowizję i na razie odpowiedzi medialne są dość oczywiste – poza składkami uczestników budżet wzmocnią przede wszystkim sponsorzy lokalni i zagraniczni, a swoje dołoży też telewizja, rząd federalny czy miasto-organizator. Zapał, motywacja i euforia zostały jednak nieco przełamane przez kontrowersyjny tweet premiera kantonu Berna, Philippe Mullera, który uważa, że antysemicka Eurowizja powinna się od jego miasta trzymać z daleka. To jednak nie władze kantonu, a władze miasta decydują czy chcą walczyć o konkursu, a Berno samo w sobie na pewno będzie tym zainteresowane, zwłaszcza, iż realizowane są prace przy nowej hali koncertowej! Od poniedziałkowego poranka trwały rozmowy dotyczące kandydatury Zurychu, której chyba najbardziej oczekują fani Eurowizji. Na dialog ze szwajcarskim nadawcą otwarte jest też miasto Nemo – Biel. Włodarze zdają sobie jednak sprawę, iż w starciu z większymi miastami nie mają szans, ale są dumne z Nemo i szykują wielką fetę na cześć zwycięzcy. Jak zapewnia radna ds. kultury i sportu miasta, takie przyjęcie odbyłoby się nawet, gdyby Nemo konkursu nie wygrało.
Kto poprowadzi konkurs? Mamy pierwszego faworyta
Ruszyła też giełda nazwisk potencjalnych prowadzących. Wielu fanów z pewnością myśląc o Szwajcarii widzi popularnego komentatora konkursu i prezentera preselekcji – Svena Epiney’a, który zachwycał płynnym prowadzeniem finałów narodowych w trzech czy czterech językach. To on pomógł Nemo w momencie, gdy z powodu pęknięcia statuetki reprezentant Szwajcarii zranił się w palec. Doprowadziło to do lekkiego opóźnienia konferencji prasowej. Sven nie uniknął pytań o możliwość prowadzenia konkursu, ale na razie nie chce odpowiadać bo cieszy się zwycięstwem. Na konkrety przyjdzie czas później. Szwajcarski Blick wymienia też inne nazwiska, m.in. Sandrę Struder (ESC 1991), Christę Rigozzi (prezenterka znana m.in. z „The Voice” czy „Mam Talent”), byłą żonę Erosa Ramazotti – słynną Michelle Hunziker, Miss Szwajcarii 1996 – Melanie Winigier, 30-letnią gwiazdę kabaretów Hazel Brugger, Lucę Hanniego (ESC 2019), tenisistę Rogera Federera czy wokalistę i kompozytora Bastiana Bakera. W ankiecie dziennika oddano już ponad 11 tysięcy głosów, z czego połowę oddano na Svena Epiney’a. Czas pokaże, czy koncepcja Eurowizji 2025 w Szwajcarii oparta będzie właśnie na nim, czy może jednak organizatorzy zdecydują się na zupełnie kogoś innego. Ważne, by nie powielali schematów i nie próbowali kopiować Szwedów, których tegoroczne gagi były śmieszne, ale nie o to chodzi, by każda Eurowizja czerpała garściami z tego samego bo gwałtownie stanie się nudna i wtórna.
Deklaracje nadawców. Czy Polska weźmie udział?
Chociaż do kolejnej Eurowizji jeszcze rok (możliwe, iż finał odbyłby się 17 maja 2025), już teraz pojawiła się pierwsza deklaracja od osoby, która chciałaby reprezentować Szwajcarię. Podczas gali Swiss Music Awards słynny piosenkarz Baschi powiedział, iż liczy na wygraną Nemo i wtedy on będzie mógł zaśpiewać na Eurowizji dla swojego kraju. Nie wiadomo jednak, czy jego słowa przełożą się później na czyny. Tak samo jest z niektórymi nadawcami, którzy na różne sposoby zadeklarowali chęć udziału w ESC 2025 (niektórzy jeszcze przed wynikami tegorocznego konkursu), ale oczywiście do października wiele może się w ich planach zmienić. Wikipedia wymienia na ten moment dziewięciu chętnych nadawców, którzy publicznie się deklarowali, jednak jest tam Malta, o której mówi się, iż ze względu na niezadowolenie z obecnego formatu półfinałów może się wycofać. Chętni są m.in. Austria, Słowenia, Hiszpania, Luksemburg, Dania czy Belgia (tym razem czas na stację VRT), ale prawdopodobnie też Polska, chociaż ze względu na szykowane kolejne zmiany kadrowe w TVP nie możemy oczekiwać, iż ktokolwiek już teraz podejmie decyzje związane z Eurowizją, które mogłyby przyśpieszyć wszystkie procesy i dać przestrzeń na przygotowanie odpowiedniej strategii, także tej finansowej, która w kontekście udziału w konkursie organizowanym przez drogą Szwajcarię może być kluczowa i może wpłynąć na sposób wybierania reprezentanta. Już w Malmo hotel delegacyjny huczał od plotek, w Centrum Prasowym przekazywano sobie wiele nieoficjalnych informacji. Mówi się o możliwej rezygnacji Czech oraz San Marino, a choćby Holandii, ale też o powrocie Bośni, Czarnogóry czy Turcji, z kolei bułgarski profil eurowizyjny na Twitterze publikuje filmiki w których Baby Lasagna i Nemo namawiają stację BNT do powrotu. Wielu liczy też na wykluczenie Izraela, co prawdopodobnie się nie wydarzy.
Na podstawie materiałów portali szwajcarskich, w tym Blick, a także informacji własnych, fot.: M. Błażewicz 2023