Dziś drugi półfinał Eurowizji 2024 w Malmo. Tym razem w stawce 16 państw, a walka rozegra się o dziesięć wolnych miejsc w finale. Decydują widzowie z 18 państw (15 państw półfinałowych bez San Marino oraz Hiszpania, Włochy i Francja) oraz publiczność z tzw. „Reszty świata”. W tym półfinale polscy widzowie nie mogą głosować, zresztą Telewizja Polska nie promuje tej transmisji, skupiając się już na wielkim finale, w którym niestety zabraknie reprezentantki naszego kraju. Drugi półfinał można oczywiście oglądać w TVP1 czy TVP Polonia z komentarzem Artura Orzecha, ale można też wybrać transmisję internetową na kanale YouTube Eurovision, gdzie nikt nie przerywa show komentarzem. Wielu fanów nie było zadowolonych z powrotu Orzecha do roli komentatora. Popularny prezenter przez cały czas może poszczycić się wiedzą o konkursie, jednak od lat nie poprawił się w podstawowych kwestiach (słynne już mylenie grupy Big5 z „krajami-założycielami”), a dodatkowo nie wszystkim podobały się jego złośliwe komentarze czy narzucanie własnej opinii oraz „zagadywanie” skrótu piosenek. Pomimo wyeliminowania polska delegacja niemal w całości pozostaje w Malmo do końca Eurowizji, a Luna opublikowała wczoraj nagranie, w którym dziękuje wszystkim za wsparcie i obiecuje kolejne muzyczne odsłony swojej twórczości. W Malmo przez cały czas pracują reporterzy, m.in. Mateusz Szymkowiak czy Mateusz Jędras. Obaj panowie mieli okazję spotkać się wczoraj ze zwyciężczynią ESC 2012 i 2023 – Loreen. Wywiad Szymkowiaka ze Szwedką pokazany będzie w „Pytanie na Śniadanie” w sobotę, a Jędras relacjonować będzie wydarzenia z Malmo m.in. podczas wejść na żywo w TVP Info.
Druga próba poprawiła opinię o drugim półfinale
Druga próba generalna drugiego półfinału pozwala na poprawienie krytycznej recenzji przebiegu show i atrakcji, jakie przygotowano. Gośćmi specjalnymi będą Herrey’s (Szwecja 1984), Kaarija (Finlandia 2023), Charlotte Perrelli (Szwecja 1999 i 2008), Helena Paparizou (Grecja 2001 i 2005) oraz Sertab Erener (Turcja 2003). Trzy zwyciężczynie Eurowizji zaproszą widzów w arenie i przed telewizorami do wspólnego śpiewania, a Charlotte dodatkowo weźmie udział w performance „We just love Eurovision too much” razem z Petrą Mede i Sarah Dawn Finer w roli wysłanniczki EBU Lyndy Woodruff. Panie rozbawią Was do łez, a pewnym momencie na scenie pojawią się…nawet Muminki. Herrey’s zaśpiewają na zakończenie show, już po ogłoszeniu wyników półfinału. Dodatkowo pojawią się materiały wspominkowe dotyczące preselekcji w różnych krajach, „dziwnych” występów czy krótka wzmianka o norweskim reprezentancie Jahnie Taigen. Planowanych jest kilka interakcji z publicznością i parodia „Tattoo”. Czego zabraknie? Nie będzie Opening Act na scenie, a przed występami „gościnnymi” finalistów z Hiszpanii i Włoch zabraknie odpowiedniej zapowiedzi, stąd widzowie mogą nie skojarzyć, iż te piosenki nie biorą udziału w głosowaniu.
Kto awansuje do finału?
Zdaje się, iż tym razem łatwiej będzie przewidzieć finalistów. W stawce zdecydowanie wyróżnia się Szwajcaria, której reprezentant Nemo przygotował spektakularne show przy zachowaniu świetnego wokalu. Silna jest też Greczynka Marina Satti czy norweska formacja Gate. Stawkę zamknie Holender Joost Klein, który co prawda zawiódł oczekiwania fanów, ale widzom jego „Europapa” może się spodobać. Bardzo duże szanse na finał ma popularna piosenkarka Nutsa z Gruzji, ale też Austriaczka Kaleen, która w świecie Eurowizji obecna jest od lat w różnych rolach (głównie statystki). Belg Mustii miał podczas próby generalnej techniczne problemy, w związku z tym powtarzał występ i później nie pojawił się w Green Roomie. Zaskakująco dobrze wypadają występy przygotowane przez wykonawców, którzy do finału nie są typowani – chodzi o Czechy oraz San Marino. Świetnym i zapierającym dech w piersiach show z elementami akrobatyki otworzy półfinał Maltanka Sarah z kolei w klimaty folkowe przeniosą nas przedstawiciele Armenii czy Estonii. Na scenie sporo się będzie działo, a dodatkowo wystąpią też reprezentanci państw finałowych. O ile duet hiszpański i wokalistka z Włoch nie zachwycili obserwatorów, tak Francuz Slimane dał z siebie wszystko, a swoimi emocjami i charyzmą udowodnił, iż na Eurowizji nie trzeba robić show by się wyróżnić. Jego przejmujący śpiew a-capella z dala od mikrofonu prawdopodobnie przejdzie do kanonu najlepszych momentów w historii konkursu.
Eden Golan wygwizdana podczas występu. Uciekła przed końcem próby?
Na kartach historii zapisze się też bulwersujący udział Izraela. Chociaż Eden Golan z utworem „Hurricane” nie prowokuje na scenie i tak została podczas wieczornej próby wybuczana. Gwizdy i niezadowolenie słychać było zarówno przed jej występem, jak i w trakcie śpiewania, co niemal nigdy wcześniej nie zdarzyło się na Eurowizji. Telewizja SVT zdecydowała się wyciszyć głos z publiczności, czym udowodniła swoją hipokryzję, ponieważ to ten nadawca krytykował w 2015 zagłuszanie tłumu niezadowolonego z występu Rosjanki Poliny Gagariny. W sieci krąży już sporo filmów udowadniających żywą reakcję niezadowolonej publiki oraz nagranie, w którym ochrona w Malmo Arena zlokalizowała i zabrała widzom flagę Palestyny. Delegacja telewizji KAN zaraz po występie opuściła Malmo Arena i nie pozostała w hali do końca, stąd na próbie pokazano ich pustą kanapę w Green Roomie. Izraelski portal Euromix nie posiada informacji o powodzie absencji, ale zwraca uwagę na okrzyki skierowane w stronę Eden. Telewizja KAN poinformowała, iż jest dumna z reprezentantki, która dumnie stanęła na scenie. „Nie uciszyli jej i nie uciszą nas. Do zobaczenia” – przekazano. Eden również podkreśla, iż jest dumna z reprezentowania swojego kraju, zwłaszcza w tym roku. Jest zdeterminowana by dać z siebie wszystko i nikt jej w tym nie zatrzyma. Europejska Unia Nadawców zgadza się na „specjalne traktowanie” delegacji Izraela, jednocześnie narażając się na krytykę dotyczącą cenzury innych uczestników. Bambie z Irlandii poinformowało, iż to z nakazu EBU musiało zmazać z twarzy ukryty napis „zawieszenie broni”, z kolei nagrania z Ericiem Saade w arafatce nie zostało opublikowane na kanale Eurovision. Dziennik Eurowizyjny popiera dążenia każdego artysty do pokazania na scenie swoich wartości czy korzeni, bez względu na naciski ze strony EBU czy partnerów finansowych konkursu. Głównym sponsorem imprezy jest firma z Izraela. Warto dodać, iż możliwe iż z uwagi na protesty antyizraelskie wstrzymano wczoraj ruch na moście kolejowo-drogowym z Kopenhagi do Malmo przez co wielu fanów nie dotarło do Areny.
Chiński problem telewizji serbskiej
W Serbii nie milkną echa kuriozalnego skandalu związanego z przeniesieniem transmisji pierwszego półfinału z RTS1 do RTS2 na kilka kwadransów. Z uwagi na opóźniony lot przewodniczącego ChRL telewizja RTS musiała zmienić ramówkę by transmitować wydarzenia na lotnisku w Belgradzie. Pomimo wcześniejszego poinformowania widzów, nagłe zamknięcie transmisji na „jedynce” zaskoczyło oglądających. Przerwano w ten sposób występ Polki Luny, a prezentacje Chorwacji, Islandii i połowę występu Niemiec pokazano na „dwójce” by później znów wrócić do pierwszego kanału. Zarówno Polska jak i Islandia nie weszły do finału, chociaż jest mało prawdopodobne, iż serbski manewr mógł wpłynąć na wyniki tych państw. Telewizja RTS nie skomentowała oficjalnie całej sytuacji, ale sporo mówią internauci, którzy doskonale znają realia serbskiej telewizji publicznej i uważają, iż RTS byłby zdolny do wyłączenia transmisji nawet, gdyby w tym momencie na scenie stała Teya Dora. Dyrektor stacji Nova uważa, iż w RTS dobrze to zaplanowano – nadawca publiczny mógł od razu pokazać Eurowizję na „dwójce”, jednak bał się, iż konkurs sprawi iż przylotu Chińczyka nikt by nie śledził, a z drugiej strony RTS2 nie zgarnąłby tak dużej oglądalności ESC 2024 jak jedynka. Szef niezależnego stowarzyszenia serbskich dziennikarzy sądzi, iż takim działaniem RTS po raz kolejny udowadnia, jak bardzo zależny jest od propagandy populistycznego prezydenta Serbii. Zdecydowano się na przerwanie programu, w który sama stacja inwestuje ogromne pieniądze. Na ten moment nie ma żadnego komunikatu ze strony EBU w tej sprawie.
Źródło: Eurovision.tv, przegląd serbskich mediów, inf. własne, fot.: Martin Ski 2024