Azerowie znów przedostatni
To miała być dla Azerbejdżanu Eurowizja przełomowa. Nadawca Ictimai po raz pierwszy zdecydował się na wysłanie utworu z tekstem po części w języku narodowym, a fani czekali na taki krok aż 16 lat. Telewizja, chociaż przez cały czas wybierała reprezentanta wewnętrznie, nieco uchyliła rąbka tajemnicy, podała nazwiska kandydatów w ostatnim etapie przesłuchań, a choćby myśleliśmy, iż znamy skład dwuosobowego superfinału. Ostatecznie jednak wskazano wokalistę, który miał odpaść wcześniej – Fakhri’a Ismayilova, któremu później dokoptowano do pary Ilkina Dovlatova. Panowie wspólnie wykonali „Özünlə apar”, a ich występ był całkiem pozytywnie oceniany, chociaż przez wielu uznany za nieco nudny. Ostatecznie Azerbejdżan znów nie wszedł do finału, drugi rok z rzędu zajmując w półfinale 14. miejsce, znów przedostatnie. Pocieszeniem jest jedynie fakt, iż punktów było więcej. Rok temu bliźniacy TuralTuranX zdobyli raptem 4 punkty (z Łotwy, Chorwacji i Izraela), a tym razem Fahree i Ilkin zebrali ich aż 11, z czego ponad połowę stanowiło 6 punktów z Mołdawii. Po jednym punkcie dorzuciły Serbia, Litwa, Ukraina, Finlandia i choćby Polska. Łącznie Azerbejdżan już trzeci raz nie zakwalifikował się do finału, tym samym wyrównał wynik swojego głównego „wroga” czyli Armenii. Ormianie pierwszy raz odpadli w 2011, a później zaliczyli dwie wpadki w 2018 i 2019 roku. Chociaż teoretycznie wojna o Górski Karabach już się zakończyło, Azerowie przez cały czas celebrują zwycięstwo i na każdym kroku poniżają Ormian, relacje między tymi kaukaskimi narodami chyba już nigdy nie będą normalne. W tym roku azerskie jury po raz kolejny zaniżyło ranking piosenki z Armenii – aż czterech członków komisji ustawiło „Jako” na ostatnie miejsce, a ten piąty dla niepoznaki dał duetowi Ladaniva 24. miejsce. W efekcie Armenia zajęła ostatnie miejsce w rankingu jurorskim tego kraju. W televotingu była na 25. pozycji – też ostatniej (widzowie nie mogli już głosować na Holandię).
Azerowie narzekają na upolitycznienie Eurowizji
Główne media informacyjne w Azerbejdżanie przedstawiły jedynie fakty – większość artykułów składa się z informacji, iż 15 państw wystartowało w półfinale, wymieniono dziesięć, które awansowały i przekazano, iż reprezentanci Azerów odpadli z rywalizacji. Brak jest dokładniejszej analizy, jakichkolwiek emocji, pogratulowania Fahree i Ilkinowi dobrego występu czy zbesztania ich za porażkę. Bardziej wylewny jest portal Musavat, który wspomina, iż 13 lat temu Eldar i Nikki wygrali Eurowizję, a tegoroczny występ do „Özünlə apar” niczym nie odbiegał od tego, co pokazano przy „Running Scared”. „To była podnosząca na duchu piosenka, będąca syntezą elementów muzyki wschodniej i zachodniej, a panowie zachowywali się i wyglądali normalnie” – stwierdzono, odnosząc się pewnie do wielu „niecodziennych” i dość „oryginalnych” występów, których w tym półfinale nie brakowało. Portal zwraca jednak uwagę na fakt, iż w ciągu ostatnich 20 lat Eurowizja mocno się upolityczniła i nie ma w tym nic dziwnego, w końcu rywalizują tu kraje i flagi, choćby jeżeli Europejska Unia Nadawców twierdzi, iż są to „tylko telewizje”. Według Musavat sytuacja polityczna z ostatnich 10 lat mocno wpływa na wyniki i to już powód do zmartwień. Przykładem ma być Ukraina, która od momentu napaści Rosjan dwukrotnie wygrała konkurs – pierwszy raz po tym, gdy Rosjanie zabrali Ukraińcom Krym, a później gdy zaatakowali cały kraj. W artykule nie ma ani słowa o Izraelu czy o tym, w jaki sposób Azerowie i Ormianie zaczęli toczyć polityczny bój na scenie eurowizyjnej prowokując się nawzajem niemal co edycję.
Było miło, ale nigdy więcej
Musavat z nostalgią wspomina zwycięstwo Azerbejdżanu w 2011 roku. Przypomniano, że kraj był wtedy „kochany” w Europie, a Azerowie jako gospodarze wydali mnóstwo pieniędzy na promocję i jak najlepsze ugoszczenie eurowizyjnych gości w Baku. Wysokie miejsce Sabiny Babayevy w finale Eurowizji w Baku miało być dowodem na to, iż naród w roli organizatorów się sprawdził. Sukces komercyjny ma jednak też swoją ciemną stronę – Azerowie wydali sporo, a narazili się silnym sąsiadom. Rosja była mocno poirytowana faktem, iż Azerbejdżan nisko oceniał jej reprezentantów, z kolei w Iranie ogłoszono, iż w Baku odbędzie się „parada gejów” i zwiastowano, iż naród azerski utraci wiarę i godność. Eurowizję krytykowano tam przez cały rok, wywierając presję na Azerach. Dodatkowo do stolicy Azerbejdżanu na Eurowizję 2012 przyjechało mnóstwo dziennikarzy, którzy poza relacjonowaniem konkursu starali się udowodnić, iż kraj nie powinien kulturowo należeć do Europy, iż bieda ukryta jest za odmalowanymi fasadami budynków, iż panuje tam reżim, a władze są przeciwne pokojowemu rozwiązaniu konfliktu karabaskiego. Dla Azerów „pokoje rozwiązanie” oznaczało tyle, co oddanie Karabachu Ormianom, na co zgody w kraju nie było. Eurowizja 2012 uprzykrzała też życie mieszkańcom Baku – zamykano ulice, tworzyły się korki, komunikacja miejska przestała być płynna. Już wtedy opinia publiczna wydała wyrok – nie ma sensu ponownie wygrywać Eurowizji.
Karabach ważniejszy od Eurowizji
„Rzeczywiście, przez ostatnie 13 lat Azerbejdżan nigdy nie zadał sobie wielkiego trudu ani ogromnych wydatków, aby wygrać ten konkurs. Po prostu wysłaliśmy uczestnika w normalny sposób i nie złościliśmy się, gdy nie zwyciężał” – kwituje Musavat, który ostatnie porażki tłumaczy polityką i zapowiada, iż kolejne starty Azerbejdżanu prawdopodobnie zakończą się takim samym wynikiem. Dlaczego? Bo Azerowie „zabrali” Ormianom Karabach – tak tłumaczy to autor artykułu. „Dopóki nasze Bayaty-Shiraz będzie słyszalne w Szuszy czy Stepanakercie, nie będą na nas głosować w Malmo, Liverpoolu, Marsylii, Mediolanie czy Berlinie” – czytamy. Bayaty-Shiraz to to muzyczny system modalny w tradycyjnej muzyce mugham, której zalążek słyszeliśmy w tegorocznej piosence Azerbejdżanu. Cytat przetłumaczono na język polski, ale tak naprawdę Szusza to teraz Şuşa – miasto, które jeszcze do niedawno funkcjonowało pod ormiańską nazwą Szuszi będąc jednym z najważniejszych ośrodków nieuznawanej Republiki Górskiego Karabachu. Z kolei Stepanakert, niegdyś stolica Artsakhu, to teraz po azersku Khankendi – aktualnie jest miastem duchów, gdyż po ucieczce Ormian nikt tam na razie nie zamieszkał. Na słynnym pomniku „We Are Our Mountains”, o którego obecność w pocztówce Armenii Azerowie pokłócili się z Ormianami podczas Eurowizji 2009 zawieszono flagę Azerbejdżanu, a w stolicy zdemontowano pomniki ormiańskie i zburzono dotychczasowe budynki władz Karabachu. Wszystko stało się szybko, w cieniu wojny Rosji z Ukrainą więc mało kto zauważył, iż Azerowie doprowadzili do exodusu ponad 70 tys. Ormian. „Dobrze, iż podobnie jak Rosja nie zostaliśmy wykluczeni z rywalizacji eurowizyjnej” – twierdzi portal Musavat zadając pytanie, czy Eurowizja jest Azerbejdżanowi potrzebna. Odpowiedzią jest – „nie„. „Bardziej potrzebujemy tego, aby nasza młodzież pasła owce i jagnięta w Kalbajar, Lachin, Gubadli, Zangilan, Aghdam, Jabrayel, Fuzuli, śpiewając z rękami za głową i żyjąc swobodnie na tych ziemiach” – dodaje. Wymienione ziemie to oczywiście ziemie Górskiego Karabachu.
Zwycięzca ESC 2011 winnym porażki
Co na to lokalni fani Eurowizji? Społeczność miłośników konkursu zebrana wokół portalu 12xal promowała możliwość głosowania na Azerbejdżan zza granicy, jednak na kilka się to zdało. Wynik duetu uznano za najgorszy start w historii określając, iż Fahree i Ilkin zajęli 36. miejsce na 37 krajów. W komentarzach na Instagramie pojawiła się złość, ale nie w kierunku duetu, a Eldara (ESC 2011), który wchodził w skład delegacji jako dyrektor artystyczny. Wielu fanów uważa, iż powinien zostać z ekipy wyrzucony, a porażka jest jego winą. „Nie wysyłajcie nas na Eurowizję! Europa nas nie lubi, świat nas nie lubi” – to jeden z argumentów, ale powodów eliminacji szukano też w słabym występie czy drżącym wokalu Fahree’go. Wśród internautów przewijały się także opinie, iż bez względu na to kogo wyślą, dla Europy i tak przez cały czas będą Azerbejdżanem, na którego nie warto głosować. Fahree’go i Ilkina pochwalił natomiast piosenkarz Rauf, który sam chciałby reprezentować kraj na Eurowizji w przyszłym roku. Portal 12xal informuje, że w sieci trwa kampania przeciwko Eldarowi, chociaż jeszcze niedawno chwalono go za nowoczesne podejście do tematu, odświeżenie składu delegacji bo jako główny producent muzyczny ma na to spory wpływ. Po ubiegłorocznej porażce dano mu szansę na poprawę, jednak znów zawiódł. Czy warto uwierzyć w powiedzenie „do trzech razy sztuka” czy może już teraz podziękować mu za trud i wskazać innego zarządcę?
Turcja krytykuje Eurowizję, a Alizade chce twerkować
W sieci już pojawiły się plotki, iż Ictimai może zrezygnować z Eurowizji, a powodem mogą być słabe wyniki. Złośliwi twierdzą, iż brak jurorów w półfinale przeszkadza Azerom, bo „nie mają kogo przekupić„, a samym televotingiem nie dadzą rady przebić się do finału. Jak widać, nie mogą liczyć na liczną diasporę turecką rozsianą po całej Europie. Turcy, chociaż uznawani za braci Azerów, nie oglądają Eurowizji. Sam prezydent Turcji ostatnio krytycznie wypowiedział się o konkursie twierdząc, że show zajmuje się promocją neutralizacji płci i zagraża tradycyjnej rodzinie. Uznał, iż rząd Turcji słusznie zakazał telewizji TRT startowania w Eurowizji, a ponieważ Erdogan dopiero co ponownie wygrał wybory prezydenckie, nie ma co liczyć na zmianę kursu i powrót tego kraju do rywalizacji. Nie ma co ukrywać, iż niektórzy zaczęli mocno wierzyć, gdy na scenie eurowizyjnej ponownie stanęła Sertab Erener – turecka zwyciężczyni z 2003 roku. Niestety, na gościnnym udziale w Interval Act się skończyło. Czy uwięziony w poczuciu osamotnienia na arenie europejskiej Azerbejdżan przyzna sojuszniczej Turcji rację i zrezygnuje z konkursu? Czy jednak wykorzysta Eurowizję by po prostu pokazać się Europie i przez cały czas promować swoje „Land of Fire”? A może uznają, iż warto pójść w skandal i wyślą raperkę Alizade, która zapowiedziała, iż jeżeli Ictimai pozwoli jej twerkować to ona chętnie zaśpiewa na ESC 2025. Czas pokaże. Pojawienie się państw kaukaskich w Eurowizji dodało egzotyki i kolorytu konkursowi, dało nam mnóstwo bardzo dobrych utworów i świetnych występów, ale też wprowadziło sporo polityki, kontrowersji i sytuacji, od których EBU powinno trzymać Eurowizję z daleka. To, iż nigdy nie zwrócono uwagi na to, jak Azerowie i Ormianie sztucznie zaniżają się wzajemnie w głosowaniu jurorów pokazuje, jak bardzo Europejska Unia Nadawców stara się nie widzieć problemów, które Eurowizję niszczą. Usilne starania o zachowanie apolitycznego charakteru konkursu doprowadziło do najsilniejszego upolitycznienia widowiska od lat.
Na podstawie artykułu z portalu Musavad, a także The Guardian, 12xal, Instagrama i Wikipedii oraz informacji własnych, fot. M. Błażewicz 2024