EURACTIV.pl: Co zapamiętamy z tegorocznej gali wręczenia Oskarów?

thefad.pl 1 rok temu

Sukces zwariowanego, ale przenikliwego filmu „Wszystko wszędzie zaraz”. Pierwsze aktorskie nagrody dla aktorów azjatyckiego pochodzenia. Wielki comeback dawnego dziecięcego aktora oraz dawnej gwiazdy kina akcji. Zwierzę na oskarowej scenie i krytyka zachowania prowadzącego. To tylko kilka wątków tegorocznej gali w Los Angeles.

Wszystko wszedzie naraz. Fot. screen shot / youtube

Jak podaje EURACTIV.pl, bezapelacyjnym triumfatorem tegorocznej gali oskarowej jest film „Wszystko wszędzie naraz”, który nie tylko został uznany za najlepszy film, ale także sześć kolejnych statuetek otrzymali członkowie jego ekipy.

Pierwsze w historii nagrody dla aktorów Azjatów

Bez wątpienia najważniejszym wydarzeniem były w tym roku nagrody aktorskie dla Michelle Yeoh (za najlepszą kobiecą rolę pierwszoplanową) i Ke Huy Quana (za najlepszą męską rolę drugoplanową). Oboje są pierwszymi w historii Oskarów – a nagrody te rozdano po raz 95. – wyróżnionymi w tych kategoriach aktorami azjatyckiego pochodzenia.

Oboje są etnicznie Chińczykami, choć żadne się w Chinach nie urodziło. Yeoh przyszła na świat w Malezji, a Quan w Wietnamie. Inaczej też potoczyły się ich aktorskie kariery. Yeoh zaczynała w latach 80. od policyjnego kina akcji w Hongkongu i do Hollywood trafiła dopiero jako dorosła kobieta.

Od kina gatunkowego – a wystąpiła m.in. w „Jutro nie umiera nigdy” z serii filmów o Bondzie czy trzeciej części przygodowo-fantastycznej trylogii „Mumia” – doszła do kina poważniejszego. Grała liderkę birmańskiej opozycji Aung San Suu Kyi w biograficznym filmie w reżyserii Luca Bessona czy w historycznym dramacie „Dzieci Jedwabnego Szlaku”.

Yeoh: Warto mieć wielkie marzenia

Ale Yeoh nie porzuciła filmów gatunkowych, bo pojawiała się też m.in. w filmach z tzw. Uniwersum Marvela. Nagrodzona Oskarem rola sfrustrowanej i emocjonalnie skołowanej życiowo właścicielki chińskiej pralni Evelyn, która ku własnemu zdziwieniu okazuje się transwymiarową i transgalaktyczną wojowniczką, jest idealnym połączeniem tego, co Yeoh aktorsko oferowała widowni wcześniej.

– Dla wszystkich małych chłopców i dziewczynek, którzy wyglądają tak, jak ja, i teraz mnie oglądają, jest to promyk nadziei i możliwości. To dowód na to, iż warto mieć wielkie marzenia, a te marzenia się spełniają. Drogie panie, niech nikt wam też nie mówi, iż wiek świetności już minął. Nigdy się nie poddawajcie – powiedziała Yeoh, podkreślając równie to, iż Akademia Filmowa dotąd nie dostrzegała aktorów azjatyckiego pochodzenia, a Hollywood wypycha aktorki, które mają więcej lat.

A Yeoh skończy w tym roku 61 lat. Do tego jest pierwszą od 2002 r., czyli od nagrody dla Halle Berry za rolę „Monster’s Ball” nagrodzoną Oskarem za pierwszoplanową rolę aktorką o kolorze skóry innym niż biały.

Powrót dziecięcej gwiazdy

Quan zaczynał natomiast jako aktor dziecięcy. I to od razu w USA, gdzie jako małe dziecko trafił z rodzicami-uchodźcami. Przede wszystkim Quan zagrał w połowie lat 80. dwie drugoplanowane, ale wyraziste role w uznawanych dziś za absolutnie kultowe filmach, czyli Short Rounda w „Indiana Jones i Świątynia Zagłady” i Data w uważanym już za pokoleniowe zjawisko dla dzisiejszych 40-50 latków filmie „Goonies” o grupie dzieciaków szukających pirackiego skarbu.

Quan porzucił aktorstwo wraz z wejściem w okres dojrzewania, a więc zrobił inaczej niż jego biali koledzy z planu „Goonies” – Sean Astin czy Josh Brolin – którzy swoje aktorskie kariery bardzo rozwinęli. Dziś Quan tłumaczy to tym, iż Hollywood nie oferowało ciekawych i ważnych ról dla aktorów azjatyckiego pochodzenia, którzy nie wpisują się w stereotyp przemądrzałego dzieciaka albo filozoficznie mądrego, ale surowego starca.

Dlatego rola Waymonda Wanga we „Wszystko wszędzie naraz” była dla niego wielkim powrotem.

– Mamo, właśnie wygrałam Oskara! Moja historia zaczęła się na łodzi. Spędziłem rok w obozie dla uchodźców, ale wylądowałem tutaj – na największej scenie w USA. Takie rzeczy dzieją się tylko w filmach. Nie wierzę, iż mi się ta historia przydarzyła naprawdę. To jest właśnie amerykański sen. Trzeba wierzyć w swoje marzenia, a ja prawie się poddałem. Pamiętajcie, żeby wierzyć w swoje marzenia! – mówił bardzo wzruszony, połykając łzy.

Widownie wzruszyło też wręczenie nagrody dla „Wszystko wszędzie naraz”. Statuetkę wręczał bowiem Harrison Ford, który na scenie przede wszystkim wyściskał Quana, a dopiero potem gratulował reszcie ekipy.

Fraser i Curtis docenieni

Także pozostałe aktorskie nagrody przypadły osobom, których życie nadaje się na film. Nagrodzony za wspaniałą pierwszoplanową rolę w „Wielorybie” Darrena Aronofsky’ego Brendan Fraser, niegdyś uważany za symbol seksu gwiazdor kina akcji (przede wszystkim wspomnianej już trylogii „Mumia” czy jako Tarzan w „George’u prosto z drzewa”), przerwał swoją karierę z powodu serii osobistych dramatów, które doprowadziły go do głębokiej depresji. Udało mu się jednak pozbierać i zaliczyć aktorski comeback nie mniej inspirujący niż ten Quana.

Także Jamie Lee Curtis, pracująca aktorsko od 1977 r. i znana z masy wspaniałych ról, ale zwykle w filmach komediowych („Rybka zwana Wandą”), sensacyjnych („Prawdziwe kłamstwa”) czy horrorach (seria „Halloween”), mimo wielkiego talentu długo czekała na ofertę głębszych ról dramatycznych. I gdy taką dostała – wywalczyła od razu Oskara. „To nie jest Oskar tylko dla mnie, ale też dla tych setek ludzi, którzy stoją za moją karierą. Rodziny i współpracowników. Kochani, wygraliśmy Oskara!” – mówiła.

Wielki powrót kina

Aktorskie wybory Akademii Filmowej były w tym roku bardzo konsekwentne. Ale tegoroczna gala okazała się nie tylko docenieniem aktorów powracających do wielkiego kina czy aktorek, które na swój sukces pracowały latami, ale także wielkim hołdem złożonym samemu kinu, które wbrew przeciwnościom dalej się trzyma.

Dziś sieci kinowe muszą bowiem rywalizować z platformami streamingowymi, które skorzystały na tym, iż coraz większe telewizory pozwalają oglądać w domu filmy w coraz lepszych warunkach.

Ale choćby dopuszczenie w ostatnich latach produkcji sygnowanych przez Netflixa, HBO Max czy Amazona do rywalizacji oskarowej, nie zabiło kin. Nie zrobiła też tego pandemia COVID-19 i lockdowny, które premiowały oglądanie filmów w domach i doprowadziła do bankructwa kilku sieci kinowych.

Widzowie tymczasem do kin wracają, w czym pomogły na pewno wielkie produkcje, takie jak „Avatar: Istota wody” czy „Top Gun: Maverick”, także dostrzeżone przy przyznawaniu tegorocznych oskarowych nominacji.

Hugh Grant trafił z żartami, Jimmy Kimmel nie

Choć organizatorzy tego nie lubią i ostro egzekwują dostępny czas na obecność na scenie, oskarowe gale to także platforma dla różnego rodzaju gestów politycznych, społecznych i kulturowych. Albo mini-happeningów.

W tym roku także ich nie zabrakło. O ile jednak publiczność doceniła humor Hugh Granta, który wręczając jedną ze statuetek w towarzystwie Andie McDowell, a więc jego ekranowej partnerki z hitowego „Cztery wesela i pogrzeb”, ciepło docenił aktorki, które nie wstydzą się siwych włosów i zmarszczek, a przez to właśnie wyglądają pięknie, o tyle wiele osób bez entuzjazmu przyjęło wygłupy prowadzącego galę Jimmy’ego Kimmela, który pojawił się na scenie z osłem.

Miało być to zabawnym nawiązaniem do wątków z irlandzkiego filmu „Duchy Inisherin”, gdzie dwa osły odgrywają istotną fabularnie, humorystyczną rolę. Ale Kimmel zdał się niezauważyć, iż do Oskara w kategorii filmu nieanglojęzycznego jest nominowany w tym roku także film „IO” Jerzego Skolimowskiego, który ukazuje właśnie na przykładzie osła to, jak przedmiotowe traktowanie zwierząt przysparza im cierpień. A osioł wprowadzony na scenę przez Kimmela był wyraźnie zdezorientowany i przestraszony.

Spory o Zełenskiego i Nawalnego

Kontrowersje wywołała także jedna kwestia polityczna. Przed galą o możliwość wygłoszenia krótkiego przemówienia wideo do gości i widzów zwrócił się prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który, zanim zajął się polityką, pracował w branży filmowej i telewizyjnej. I choć Zełenski wystąpił wirtualnie na rozdaniu Emmy, Grammy i Złotych Globów oraz na ceremoniach festiwali filmowych w Cannes, Berlinie i Wenecji, organizatorzy gali oskarowej dwukrotnie mu odmówili.

A jednocześnie, gdy statuetkę dla najlepszego filmu dokumentalnego odebrali autorzy filmu „Nawalny”, opowiadającego o uwięzionym liderze rosyjskiej antykremlowskiej opozycji Aleksieju Nawalnym, ze sceny mogli przemówić nie tylko filmowcy, ale także żona opozycjonisty Julia Nawalna.

Dla wielu Ukraińców była to bardzo trudna sytuacja, bo choć nie odbierają Nawalnemu zasług w walce z autokratycznymi rządami Władimira Putina, o tyle pamiętają, iż na kwestię Ukrainy czy wielu innych państw byłego ZSRR uwięziony opozycjonista ma spojrzenie zaskakująco bliskie temu prezentowanemu przez prezydenta Rosji. Nawalny przychylnie wypowiadał się m.in. o aneksji Krymu.

Idź do oryginalnego materiału