Empatia i międzypokoleniowa przyjaźń. Polska aktorka w amerykańskim filmie

film.interia.pl 1 dzień temu
"Late Bloomers" ("Lepiej później niż wcale") jest ciepłym i pełnym empatii obrazem międzypokoleniowej przyjaźni, który nas powinien zainteresować z jednego powodu. Ten niezależny film jest powrotem do amerykańskiego kina Margaret Sophie Stein, czyli... Małgorzaty Zajączkowskiej.


Zajączkowska w debiucie amerykańskiej reżyserki


Żałuję, iż polskie kino nie znalazło lepszego pomysłu na Zajączkowską, gdy po wyrazistych i głośnych rolach u Paula Mazurskiego ("Wrogowie") i Woody’ego Allena ("Strzały na Broadwayu") wróciła ona w 1999 roku do ojczyzny. Jej talent potrafił wykorzystać Marcin Bortkiewicz w świetnej "Nocy Walpurgii" (2015), ale sam film pozostał w pamięci głównie kinofilów, a nie szerokiej publiki. Cieszy więc, iż debiutująca reżyserka Lisa Steen dostrzegła potencjał polskiej aktorki, która w przed laty w USA pracowała pod pseudonimem Margaret Sophie Stein. Reklama
Zajączkowska wciela się w Antoninę, wściekłą i zgryźliwą Polkę, która trafia na tę samą szpitalną salę, co 28-letnia Louise (Karen Gillan). Louise jest nie tylko fizycznie (łamie sobie po pijaku biodro), ale też emocjonalnie pogruchotaną dziewczyną, która zostaje właśnie rzucona przez chłopaka. Nie ma pracy, kariera muzyczna jej nie wyszła i do tego ma trudne relacje z rodzicami. Zostaje jej pokręcona przyjaźń z rozpieszczonym przez ojca gwiazdora pop (ale z Belgii!) współlokatorem (Jermaine Fowler), który w przerwach między jaraniem i graniem na Playstation pomaga jej się ogarnąć.


Louise snuje się więc o kulach po modnym dziś hipsterskim Greenpoincie, czyli dzielnicy będącej kiedyś tandetną mekką dla wszystkich Polaków przyjeżdżających do mitycznego Nowego Jorku. Jedną z nich była właśnie Antonina. Los obu, nieznoszących się początkowo kobiet, zostaje spleciony w ośrodku rehabilitacyjnym, gdzie zostają na siebie skazane. Dzieli ich wszystko. Wiek, status społeczny i język. Łączy jednak o wiele więcej, co zaczynają powoli odkrywać wraz z niespodziewanie rozwijającą się relacją.


"Lepiej późno niż wcale": międzypokoleniowa przyjaźń


Scenariusz Anny Grenfield jest subtelny. Jest w zasadzie zbyt subtelny, by wyciągnąć cały potencjał z ciekawie rozrysowanej relacji dwóch kobiet z zupełnie różnych pokoleń. Reżyserka Lisa Steen również robi wiele, by zdystansować się od obu bohaterek, wyraźnie obawiając się, żeby nie popaść w tani melodramatyzm, który rzeczywiście mógłby ten film zabić. Niemniej jednak brakuje mi w tej historii mocniejszego emocjonalnego kopa.
Louise i Antonina są zagubione na tych samych brooklyńskich ulicach. Pierwsza stara się poradzić sobie w wielkim mieście bez wsparcia rodziców. Druga straciła świat, jaki znała, mieszkając całe życie w prawdopodobnie bardzo polskiej kamiennicy. Kim Antonina była po przyjeździe do Nowego Jorku? Dlaczego nie mówi (a może nie chce?) ani słowa po angielsku, choć jej siostrzenica jest w pełni zamerykanizowaną kobietą? Czy Antonina staje się dla Louise matką, której ona nie zdążyła czegoś powiedzieć?


Te wszystkie pytania krążyły we mnie podczas seansu i mimo, iż nie lubię dosłowności w kinie, to jednak oczekiwałem, iż twórczynie choć w małym stopniu na nie odpowiedzą. Kupuję relację Antoniny i Louise, ale chciałbym jednak dostać jej jeszcze jedną warstwę. Brakuje mi czegoś, co prawdziwie poruszyłoby moje emocje i serce. Ba, momentami odnosiłem choćby wrażenie, iż zarówno neurotyczna Gilian, którą znamy przede wszystkim jako Nebule ze "Strażników Galaktyki", jak i Zajączkowska rwały się, by zagrać więcej i mocniej niż pozwala im na to scenariusz.
Niemniej jednak wybrzmiewa tutaj ważna myśl - oto mamy cyniczną i nie chcącą dorosnąć dziewczynę z mocno pogubionego pokolenia, którą przed zderzeniem się ze ścianą ratuje doświadczona kobieta, która niegdyś pragnęła sięgnąć po amerykański sen. Ostatecznie zamknęła go w walizce pełnej nic niewartych polskich złotówek. Nie wartych nic materialnie, ale wartych wiele dla Antoniny.


Wystarczy odrobina empatii i zrozumienia dla drugiego człowieka


Pewnie nie zwróciłbym uwagi na "Late Bloomers" (jednak wolę posługiwać się oryginalnym tytułem niż boleśnie banalnym polskim tłumaczeniem "Lepiej późno niż wcale"), gdyby nie polski wątek i ciekawość roli Małgorzaty Zajączkowskiej. Warto dla jej pełnej empatii, ciepłej i wzruszającej kreacji ten film obejrzeć. Warto też apelować do polskich reżyserów, by wykorzystali jej aktorski potencjał, który powinien być eksponowany nie tylko na brooklyńskich alejach, gdzie można się w równym stopniu zgubić, co odnaleźć.
O tym jest ten film. O odnalezieniu własnej ścieżki, choćby o ile wydaje się ona daleko za nami. Wystarczy odrobina empatii i zrozumienia dla drugiego człowieka oraz wyzbycie się egoizmu. Pokrzepiające!
7/10
"Lepiej późno niż wcale" ("Late Bloomers), reż. Lisa Steen, USA 2023, film dostępny na platformie Max.
Idź do oryginalnego materiału