Od jak dawna pani syn z panią nie rozmawia? zapytałem moją sąsiadkę Marię Nowak. I w tej chwili serce mi się ścisnęło.
Ostatni raz widziałam Piotra sześć lat temu odpowiedziała cicho. Jak wyprowadził się ze swoją żoną, to na początku czasem jeszcze zadzwonił. Potem kontakt zupełnie się urwał… Kupiłam kiedyś tort na jego urodziny i poszłam tam z życzeniami, ale… w tym momencie Maria spuściła oczy i rozpłakała się.
I co wtedy się stało? zapytałem delikatnie.
Otworzyła mu żona, Agnieszka. Powiedziała mi prosto w oczy, iż nie jestem tam mile widziana. Piotr stał z boku i tylko na mnie spojrzał. Tak, jakby to była moja wina. choćby słowa nie powiedział na moją obronę, tylko odwrócił wzrok. To był ostatni raz, kiedy widziałam swojego syna.
Ale przecież mógł chociaż zadzwonić… nie mogłem w to uwierzyć.
Raz zadzwoniłam ja, gdy zdecydowałam się sprzedać duże mieszkanie i kupić coś mniejszego. Oczywiście, dałam mu część pieniędzy, bo chciałam, żeby mu się powodziło. Przyszedł, podpisał papiery, odebrał złotówki i już więcej nie zadzwonił.
Jest pani bardzo samotna? Czy już pani przywykła do tego stanu? spytałem starszą panią.
Radzę sobie. Od młodości do wszystkiego musiałam się przyzwyczaić. Zostałam sama z dzieckiem, bo mąż Michał odszedł do innej. Piotra wychowałam bez żadnej pomocy, poświęciłam mu wszystko. On wyrósł w miłości i trosce. Z czasem chciał mieć własne mieszkanie wtedy się cieszyłam, bo uważałam, iż dorósł i chce się usamodzielnić.
Ale okazało się, iż to była decyzja jego dziewczyny, Agnieszki. To ona uparła się, żeby zamieszkali tylko we dwoje bez ingerencji rodziców. Zaraz potem zaszła w ciążę.
Tak łatwo o tym opowiadasz? Nie boli cię, iż syn zostawił cię w takim wieku? nie mogłem powstrzymać zdziwienia.
Przyszło mi się już z tym pogodzić. W nowym mieszkaniu jest mi dobrze. Mam wystarczająco pieniędzy, niczego mi nie brakuje. Codziennie rano nastawiam czajnik, wychodzę na balkon z herbatą i patrzę na budzące się miasto. Kiedyś marzyłam tylko, żeby się wyspać pracowałam przecież na dwie zmiany. Chciałam dożyć starości otoczona rodziną, wnukami… Ale widocznie nie było mi to pisane. Może taki los.
A nie brakuje ci towarzystwa? Może chociaż kot albo pies, byłoby weselej zagadnąłem.
Widzisz, kochany, choćby koty czasem odchodzą od człowieka. Psa nie wezmę, bo sama nie wiem, czy jutro się obudzę. Nie chcę mieć pod opieką nikogo, kogo nie będę w stanie ochronić. Wystarczająco dużo głupstw już popełniłam… odparła, coraz ciszej, aż łzy znów zaczęły napływać jej do oczu.
Maria z trudem utrzymywała spokój, ale w końcu nie wytrzymała i rozpłakała się na dobre…
Wtedy uświadomiłem sobie jedno: dzieci, nigdy nie zostawiajcie swoich rodziców! Jesteście ich częścią, oni was potrzebują a gdy odejdą, już nie będzie drugiej szansy. Ja na pewno tego nie zapomnę.








