Znamienne, iż głos kapituły pokrył się z głosami czytelników i mamy podwójną laureatkę, która otrzymuje Nike i nagrodę czytelników „Gazety Wyborczej” (wcześniej łączyli te dwa wyróżnienia m.in. Olga Tokarczuk, Jerzy Pilch, Mariusz Szczygieł, Marcin Wicha i Zbigniew Rokita).
Słowa spadają na ziemię
Ta książka wymyka się klasyfikacjom. Eliza Kącka, akademiczka związana z Uniwersytetem Warszawskim i eseistka (autorka m.in. „Elizji”, „Halo? Pani Elizo?”, „Po drugiej stronie siebie”, „Strefy zgniotu”, „Idiomów. Esejów”, a także książek naukowych o Stanisławie Brzozowskim), napisała rzecz niezwykłą, która jest opowieścią o podwójnym doświadczeniu inności, o relacji matki i córki. A także o próbie zrozumienia innego umysłu, innej wrażliwości, wyobraźni i języka. „Ludzie tak swobodnie przecinają przestrzeń, tak gładko im idzie. Żonglują talerzem, obrazem, tekstem, słowem. Wszystko lub prawie wszystko jest nieważkie, nie stawia oporu. A ona dała mi balast, niewygodny, ale konkretny, bo dzięki niemu pojęłam, iż przestrzeń nasza – i przestrzeń w ogóle – może mieć różne gęstości. I iż poruszanie się w niej nie jest bezkarne. Chyba dopiero tacy jak Ruda (…) dają nam pojęcie o innej naturze świata”.
To jest też opowieść o utracie zaufania do słów i rzeczy. O kodach dostępu do Krainy, którą zna tylko Ruda. Przy czym to wszystko jest podwójne, bo i matka, zwana Pingwinem, zna stany bycia inną i chciałaby wejść do tej niedostępnej Krainy. Ta opowieść prowadzi nas przez ciemność, czasy regresu, wycofania, utraty mowy. Ale też przejścia przez ciemną „króliczą jamę” są twórcze – inaczej nie można dostać się do świata, który wyzwala słowa i rzeczy z „reguł oswojonej grawitacji”.
Widzimy, jak często mowa mija się z ciałem, słowo z rzeczą. „Słowa to rzeczy, których nauczyłaś się używać”. Ale z czasem można odkryć, iż słowa są obce, „spadają na ziemię i nie warto się po nie schylać”. Wchodząc w ten świat, nagle zdajemy sobie sprawę z nieuchwytnych związków między słowami i rzeczywistością, i jest to odkrywcze.
Ruda była mi matką
To jest też książka, która wielokrotnie dotyka. Co robić ze swoimi uczuciami, które dla bliskiej osoby mogą być niezrozumiałe? Co zrobić ze swoim płaczem, zastanawia się matka po złym dniu. W tej scenie Ruda ją pociesza. Obejmuje ją i uspakaja. „Potem wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do mieszkania. Była mi matką”. Zresztą doświadczenie macierzyństwa jest tutaj uniwersalne, w powtarzających się zapiskach o tym, co matka zwykle słyszy od różnych ludzi, odnajdzie się wiele kobiet, bo to właśnie im świat nieustająco udziela porad. W tej opowieści odbywamy podróż od Lidzbarka Warmińskiego po Warszawę, podążamy stałymi trasami Elizy i Rudej i chcielibyśmy chronić te dwie bohaterki przed brutalnymi zderzeniami z rzeczywistością.
– To nie jest wyznanie autobiograficzne, nie jest reportaż, nie jest próba wzbudzenia współczucia, nie jest to poradnik i przewodnik po problemie medycznym i życiowym. Starałam się nie dać uwięzić w gatunkowości – mówiła Eliza Kącka w podkaście „Polityki” (niżej w całości). W tej książce nie pada słowo na „a”, bo jak pisze Kącka: „Nie będę cytować rozpoznań, bo ta książka sprzeciwia się władzy. Również władzy diagnoz”. Za to dostajemy opowieść o towarzyszeniu, buforowaniu i przede wszystkim o pukaniu, próbie kontaktu i zrozumienia innego świata. – To jest manifest innego myślenia, innego umysłu – mówiła autorka. – Nie chodziło mi o to, żeby dać świadectwo, ale o to, żeby pokazać osobność tego człowieka i poetyckości jego języka. Najpierw nie mam do niego dostępu, potem zaczynam ten język oswajać i mogę tę krainę opowiedzieć.
Ta opowieść jest też rodzajem hołdu dla pisarstwa zmarłego w tym roku Marcina Wichy. Forma powtarzających się „rzeczy, które usłyszałam jako matka” nawiązuje do „Rzeczy, których nie wyrzuciłem”, początek książki to właśnie scena pozbywania się zabawek, zamykania jakiegoś etapu życia Rudej.
„– Za dużo mamy rzeczy.
– Oddaj je. Dom musi być lekki – powiedziała.
– Tylko wówczas poleci – dodałam”.
Ta książka ma taką moc uwalniającą również dla czytelników. Jest rodzajem daru. Możemy dzięki niej też polecieć, uwolnić się, odkryć, iż świat nie stanowi problemu. „I wzajemnie” – dopowiada Kącka.







