Elfi skrytobójcy – recenzja komiksu „Świat Akwilonu. Elfy. Przekleństwo Czarnych Elfów”, t. 5

ostatniatawerna.pl 1 tydzień temu

Geneza

Jeśli lubicie fantasy, to z pewnością nieraz słyszeliście o Mrocznych czy też Czarnych Elfach, często zwanych także Drowami. Nie zabrakło ich także w Akwilonie, choć trzeba przyznać, iż mają tu dość… oryginalną historię. Jak się okazuje, przedstawiciele tej rasy nie rodzą się wcale z ciemnym kolorem skóry. Przekleństwo Czarnych Elfów opowiada o Gaw’erze – przedstawicielu Niebieskich Elfów. Wychowany na morzu chłopak trafia któregoś dnia do Pływającego Portu, gdzie zostaje dostrzeżony przez tajemniczego osobnika. To właśnie on odkrywa w nim Czarnego Elfa. Rodzice młodzieńca najwyraźniej zdają sobie sprawę z tego, co to oznacza i bez protestu oddają syna na szkolenie do Cytadeli Slurce. Przed nim ciężki trening, który ma pozwolić mu stać się przedstawicielem jednej z najbardziej niebezpiecznych i znienawidzonych ras tego świata.

Prequel

Komiksy z serii Świat Akwilonu mają to do siebie, iż swoją fabuła potrafią zaskoczyć odbiorcę. Nie inaczej jest w przypadku Przekleństwa Czarnych Elfów. Jego autor, Christophe Arleston, w bardzo sprytny sposób buduje cała intrygę i dokłada kolejne tajemnice, których rozwiązanie ma nas zadziwić. Zacznijmy jednak od tego, iż tom nie jest do końca tym, czym mógłby się wydawać. Można choćby śmiało rzec, iż nie należy oceniać go po okładce. Ta bowiem może sugerować, iż będziemy mieli tu do czynienia z dorosłymi skrytobójcami, a opowieść skupiać będzie się na ich pracy. Tymczasem jest to ledwie wstęp do przyszłych przygód. Jak już wspomniałem, głównego bohatera poznajemy w momencie, gdy nie pozostało Czarnym Elfem. Wraz z nim przechodzimy cały proces szkolenia i odkrywania sekretów Cytadeli. Przez cały czas jest on także naszym narratorem, więc dowiadujemy się, co czuł w momencie porzucenia przez rodziców, podczas pierwszych porażek, czy w chwili, w której zabił swą pierwszą ofiarę. Kończymy, gdy jest on już gotowy ruszyć na misję. Możemy tylko domyślać się, jak mu poszło lub też liczyć na to, iż zobaczymy go jeszcze w kolejnych częściach. Jest to bowiem postać świetnie rozwinięta, której los może nas obchodzić, choćby jeżeli ma zostać czarnym charakterem serii.

Mroczne zakamarki

Kolejne albumy z cyklu Świat Akwilonu zachwycają także od strony graficznej, a piąty tom nie odstaje od swych poprzedników. Ma Yi, artysta tworzący kadry do Przekleństwa Czarnych Elfów, dołożył wszelkich starań, abyśmy poczuli mrok i grozę Cytadeli Slurce. Podobnie jak autor scenariusza, także i on zaczął w zupełnie inny sposób. Owszem, nasz bohater rodzi się na wzburzonym morzu, ale kolejne strony to typowa sielanka i szczęśliwe dzieciństwo Gaw’era. Pięknie udało mu się także oddać przepych wielkiego, portowego miasta. Wreszcie jednak wkraczamy do wspomnianej fortecy, gdzie nie brakuje krwi, krzyków, śmierci, a choćby potworów z piekła rodem. Ponownie szkoda, iż komiks jest dość cienki, i cała historia musiała się zmieścić na zaledwie 48 stronach, przez co obrazy muszą być nieco mniejsze i ciężej przyjrzeć się wszystkim szczegółom Akwilonu.

Dajcie więcej elfów!

Od samego początku serii dotyczącej elfów, jestem nią zachwycony. I choć zawsze wolałem te dobre, a zwłaszcza Leśne, to w przypadku Akwilonu bardzo pozytywnie zaskoczyły mnie choćby Czarne. Wprawdzie już wcześniej polubiłem niejakiego Drizzta Do’Urdena i Gaw’er niespecjalnie może z nim konkurować, ale kto wie? Może w przyszłości dostarczy nam więcej przygód i wówczas będzie mógł stawać w szranki ze słynnym Drowem? Życzę tego zarówno jemu, jak i całemu cyklowi, gdyż na chwilę obecną zasługuje na najwyższe uznanie.

Idź do oryginalnego materiału