"Eksplodujące kotki" to kocio-boska terapia rodzinna – recenzja animacji Netfliksa z Tomem Ellisem

serialowa.pl 2 miesięcy temu

Oparta na popularnej karcianej grze animacja o mówiącym głosem Toma Ellisa Kocim Bogu, który pomaga zwykłej rodzinie? „Eksplodujące kotki” to pomysł lepszy, niż się zapowiadało.

Nie ukrywam, iż gra karciana „Eksplodujące kotki”, której według zachęty na pudełku można się nauczyć w dwie minuty i która – z pewnymi komplikacjami i dodatkami, ale jednak co do zasady – polega na wysadzaniu przeciwników kartą z którymś z tytułowych futrzaków, nie wyglądała mi na materiał na wciągającą narrację. Zwiastun animowanego serialu inspirowanego tą hitową karcianką też nieszczególnie zachęcał zestawem scenek i żartów. Tymczasem „Eksplodujące kotki„, choć potwierdziły niektóre moje obawy, okazały się pod wieloma względami udaną rozrywką, nieograniczającą się do szeregu miauczących wybuchów. Przy czym warto zwrócić uwagę, iż to animacja dla dorosłych (ograniczenie 16+, podczas gdy na grze jest 12+).

Eksplodujące kotki – o czym jest serial z Tomem Ellisem?

Serial – który widziałam przedpremierowo w całości – został stworzony dla Netfliksa przez autora gry, Matthew Inmana (strona „The Oatmeal”), i Shane’a Kosakowskiego, który pracował między innymi przy „You’re the Worst„, co akurat wróżyło dobrze. Producencko wspierali ich choćby Greg Daniels („Beavis i Butt-Head”) i Mike Judge (stworzył z Danielsem słynną kreskówkę „Bobby kontra wapniaki”). Brzmi to jak mieszanka, nomen omen, wybuchowa i faktycznie chwilami w „Eksplodujących kotkach” widać ścieranie się różnych wizji, czym serial ma być i w jaki sposób rozbawiać publikę.

„Eksplodujące kotki” (Fot. Netflix)

Gdybyśmy nie byli po „Dobrym Miejscu”, „Dobrym omenie” i „Hazbin Hotel„, zaproponowana tu fabuła mogłaby nam się wydawać ekscentryczna i odważna, ale dziś brzmi jak coś, co spokojnie może się na naszych ekranach pojawić. Oto Bóg (Tom Ellis, „Lucyfer”) zesłany zostaje do ludzkiego świata, bo sprawia Niebu kłopoty swoimi hedonistycznymi wyczynami. W postaci kota ma pomóc pewnej rodzinie odnowić więzi i skorygować błędy. A iż Piekło wysyła swoją szefową, Belzebub (Sasheer Zamata, „Home Economics”), by jako Koci Diabeł nauczyła się skuteczniej szerzyć zło i dręczyć ludzi, sytuacja się komplikuje.

Sam serial jednak nie jest szczególnie skomplikowany. O ile wątki walki dobra za złem w dalszych odcinkach przybierają nieco bardziej zaskakujący charakter, o tyle główna struktura kolejnych odsłon okazuje się mocno sitcomowa. Postaci w różnych kocio-ludzkich konfiguracjach realizują jakieś fantastyczne (motywowanie demonów, wesele w Piekle, naprawa jednorożca) lub przyziemne (staranie się o awans, impreza dla syna, szkolny projekt) misje, które oczywiście wymykają się spod kontroli, ale sukces zawsze można osiągnąć, jeżeli działa się razem etc.

Eksplodujące kotki to specyficzna walka dobra ze złem

Scenariusze poszczególnych odcinków mają zróżnicowany poziom. Pilot to dość typowe, jak na nietypowe okoliczności, zarysowanie sytuacji i podstawowych cech kotów i ludzi w tę sytuację wrzuconych, podczas gdy już 2. odcinek naprawdę ciekawie łączy trudne rodzinne relacje Higginsów z wizją tego, jak wyglądałoby Piekło stworzone dla dręczenia nastolatków. Przykładowo odcinki 4. i 5. pod fantastycznymi pomysłami na „update” pozbawiający ludzkość emocji i portal pozwalający zmienić w życiu jedną rzecz, której najbardziej się żałuje, proponują naprawdę interesujące pytania o bycie człowiekiem i dają mierzącymi się z wyzwaniem Higginsom dojrzewać. Jednak już odcinki 6. i 7., mimo podobnych założeń, aż tak mnie nie poruszyły. Finałowe dwa z kolei to już nieco inna dawka akcji i wyższe stawki, ale tu lepiej za wiele nie zdradzać.

„Eksplodujące kotki” (Fot. Netflix)

Tym, co w „Eksplodujących kotkach” działa najlepiej, nie są niebiańsko-piekielne zmagania, jakkolwiek i one miewają swój urok. Twórcom serialu udało się przede wszystkim narysować i napisać rodzinę pozornie dość stereotypową, ale ostatecznie pozwalającą – nie tylko Kociemu Bogu – zaangażować się w jej losy. Może dlatego, iż do zestawu cech, jakie z znamy z licznych rodzinnych sitcomów i animacji, dodano intrygujące konkrety. A na dodatek nie starano się unikać trudnych tematów.

Sfrustrowana matka, Abbie (Suzy Nakamura, „Avenue 5”), czuje, iż praca przy łapaniu bezpańskich zwierząt i rodzinna monotonia nie zapewniają jej wystarczającej ekscytacji – trudno się zresztą dziwić, wcześniej była w siłach specjalnych. Mąż i ojciec, Marv (Mark Proksch, „Co robimy w ukryciu”), pracuje w supermarkecie i żyje głównie grami planszowymi i komiksami, ale naprawdę się stara dobrze wypełniać swoje role, po prostu średnio mu to wychodzi. Greta (Ally Maki, „Cloak & Dagger”) angażuje się w swoje naukowe projekty, ale nie rozumie ludzkich emocji, a Travisa (Kenny Yates) obchodzi tylko streamowanie na kanale ekstremalnych sytuacji, bo popularność w sieci ma zatrzeć to, iż jako małe dziecko stał się wyśmiewanych viralem i wciąż walczy z traumą i internetowymi trollami.

Eksplodujące kotki – animacja Netfliksa stawia na rodzinę

Indywidualne i wspólne drogi Higginsów, jakkolwiek często wynikają z poczynań bogów/kotów i przybierają przez to nietypowy charakter, najbardziej przekonują na poziomie odkrywania przez bohaterów siebie samych i siebie nawzajem jako ludzi. Nie zawsze wnioski są odkrywcze i nie wszystkie przygody zostaną mi w pamięci, ale polecałabym oglądanie „Eksplodujących kotów” choćby dla samego Travisa. Dawno nie widziałam tak udanego portretu nastolatka, który nie tylko wydaje się współczesny i realistyczny (a nie jak wyobrażenie dorosłych o tym, kim dziś jest nastolatek), ale też jego porażki i sukcesy faktycznie poruszają. Drugi taki zasługujący na wyróżnienie pomysł to zderzenie Higginsów z pytaniem, czy Abbie w ogóle słusznie postawiła na założenie rodziny, porzucając ukochaną pracę.

„Eksplodujące kotki” (Fot. Netflix)

Przyznaję, iż niektóre rozwiązania złożonych problemów okazują się dość banalne, ale jednak w kilku epizodach tkwi zalążek poważnych pytań i wcale nie takich prostych odpowiedzi. A to wszystko oczywiście w komediowej otoczce, więc nie przytłacza. Tyle iż akurat żarty są w „Eksplodujących kotach” na bardzo różnym poziomie. Miałam momenty, iż chciałam serial wyłączyć, zniesmaczona prymitywnymi wstawkami, a równocześnie scenę dalej pojawiała się tak błyskotliwa aluzja do popkultury, filozofii, polityki czy ekonomii, iż nie byłam pewna, czy nie przełączyłam się na „Gilmore Girls”, „Dobre Miejsce” czy „Veepa”.

Eksplodujące kotki – czy warto oglądać serial Netfliksa?

Czerpanie z ogromnego katalogu żartów, czemu Bóg stworzył coś akurat tak i kto z rządzących światem jest demonem na usługach Piekła, sprawdza się świetnie (chyba iż ktoś ma skłonność do raczenia świata frazą „obraza uczuć religijnych”, ale wtedy się raczej w serialu o Kocim Bogu i tak nie odnajdzie). Obok tego mamy jednak świadczące o wtórności żarty małżeńskie niczym z mniej udanego „Świata według Bundych”, mało oryginalne kpiny z nerdowskich pasji i, co mnie przeszkadzało najbardziej, słabe dowcipy wokół fizjologii. Zrobiłam sobie przy oglądaniu notatkę, iż niektóre żarty są jak z „Dobrego Miejsca„, a inne jak z „American Pie”. Myślę, iż próby trafiania w ten sposób do fanów tak odmiennego poczucia humoru to duże ryzyko, bo ostatecznie nikt nie będzie usatysfakcjonowany.

„Eksplodujące kotki” (Fot. Netflix)

Ostatecznie jednak sensu „Eksplodujących kotków” nie żałuję. To, co się udaje, czyli głównie nastoletnie i międzypokoleniowe trudności, błyskotliwe żarty z dzisiejszego świata (przy czym jest trochę smaczków dla ludzi pamiętających lata 90.), zrównoważyło mi słabe dowcipy, potyczki boskie mniej angażujące niż ludzkie i wrzucenie chyba zbyt wielu pomysłów w jeden serial, na czym cierpi spójność całej wizji. I chociaż nie jest to, przynajmniej na razie, poziom „Gravity Falls” czy „Central Parku„, a na ten moment do animacji roku „Eksplodującym kotkom” dość daleko, jako iż do „X-Men ’97” zdecydowanie nie doskakują, to, z pewną dozą ostrożności, polecam spróbować.

Eksplodujące kotki dostępne są na Netfliksie

Idź do oryginalnego materiału