Ekologia dla początkujących

filmweb.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: plakat


Jednym z największych złudzeń humanizmu jest przekonanie, iż człowiek nie należy do królestwa zwierząt. Od lat podkreśla to w swojej twórczości amerykańska feministka i biolożka Donna Haraway. Zwracając uwagę na współzależności między dwiema dotąd oddzielanymi od siebie sferami, rozpropagowała termin "naturokultury" oraz "kinshipu", czyli międzygatunkowego pokrewieństwa wszystkich żyjących na Ziemi istot. To właśnie zasypywanie przepaści pomiędzy człowiekiem a przyrodą było głównym celem życia i działalności popularyzatorskiej Simony Kossak, która, gdyby przez cały czas żyła, byłaby od osiemdziesięcioletniej Haraway zaledwie rok starsza. Tej symbolicznej przepaści, mimo starań, nie usiłuje niestety zasypać najnowszy film Adriana Panka, niewykorzystujący w pełni potencjału bogatej biografii Kossak. Twórca "Wilkołaka", choć nie brakuje mu empatii i dużej dawki wrażliwości, pokazuje zaledwie strzępki jej niepowtarzalnej relacji z przyrodą, naturalnej charyzmy oraz wyjątkowej determinacji.

Sandra Drzymalska, Jakub Gierszał
  • Jarosław Sosiński

Film Adriana Panka – po "Marii Skłodowskiej-Curie" (2016) oraz "Sztuce kochania. Historii Michaliny Wisłockiej" (2017) – wpisuje się w przez cały czas niewyeksploatowany w Polsce trend ekranizowania życiorysów i twórczości inspirujących, zasłużonych nauce kobiet. I choć obecność narracji herstorycznych w mainstreamie na ogół cieszy, w kraju nad Wisłą nierzadko idzie w parze z poczuciem goryczy i niedosytu. Podobnie jest w przypadku "Simony Kossak", w której rozczarowanie pojawia się już na etapie samego pomysłu na scenariusz. Panek portretuje bowiem losy niepokornej Simony na przestrzeni dziesięciu lat, za klamrę przyjmując rozwój jej kariery naukowej, a dokładniej obrony prac: magisterskiej w 1970 roku oraz doktorskiej równo dekadę później.

W przeciwieństwie do dokumentu Natalii Korynckiej-Gruz, "Simona" (2022), reżyser świadomie omija zatem gros życia i działalności edukacyjnej bohaterki, w tym czasy jej słynnych gawędziarskich audycji w Polskim Radiu Białystok, epizody eksperymentowania z filmem i sztuką montażu oraz długie lata, jakie spędziła pośród natury w starej białowieskiej leśniczówce Dziedzińce, sprawując pieczę nad rzeszą dzikich stworzeń. W filmie nie usłyszymy więc o osieroconych przez matkę łosiach Pepsi i Coli, które Kossak z czułością wychowywała i karmiła. Nie poznamy również losów mieszkającej z Simoną i Leszkiem małej rysicy Agatki ani nie ujrzymy żałoby, jaką para przeżyła po jej niespodziewanej śmierci. Z kolei kruk Korasek, złodziej papierosów i wypłat, a zarazem największa zmora mieszkańców Białowieży, pojawia się na ekranie zaledwie w kilku scenach.

Sandra Drzymalska
  • Karolina Grabowska

Reżyser przedstawia nam Simonę jako młodą, nieokrzesaną i nieco naiwną absolwentkę Uniwersytetu Jagiellońskiego, dopiero poszukującą swojego miejsca na ziemi. Zanim jednak odnajdzie je w głębi puszczy, musi doświadczyć pierwszego miłosnego rozczarowania. Film rozpoczyna się od bezdusznego zakładu o serce niczego nieświadomej heroiny, za którym stoi jej bezwzględna starsza siostra, Gloria (fenomenalna w swojej jaskrawości Marianna Zydek). Upokorzona Simona, której wartość niecna latorośl wyceniła zaledwie na skrzynkę wódki, opuszcza rodzinną Kossakówkę na dobre, choć brzemię nazwiska słynnych malarzy będzie na niej ciążyć jeszcze przez wiele lat. W Białowieży protagonistkę czekają kolejne rozterki miłosne. Tym razem ich powodem jest Lech Wilczek (Jakub Gierszał) – fotograf i miłośnik natury, z którym kobieta zacznie dzielić przywróconą do świetności Dziedzinkę.

Trudno oprzeć się wrażeniu, iż Panek kreuje postać Kossakówny przede wszystkim w zależności do otaczających ją mężczyzn u władzy. Profesorowie podczas egzaminów patrzą na Simonę z wyższością, Wilczek doprowadza ją naprzemiennie do szaleństwa, euforii i szewskiej pasji, a zarządzający puszczą dyrektor Batura (Borys Szyc) sprytnie manipuluje naukowczynią, żądając, by co rusz zmieniała wyniki swoich badań, jakie przeprowadza wśród saren w Białowieży. Reżyser – dostrzegając analogię między niesprawiedliwym traktowaniem kobiet w środowisku naukowym a wycinaną i dewastowaną przez leśników puszczą – tworzy z "Simony Kossak" pełnokrwistą ekofeministyczną herstorię, co w rodzimym kinie przez cały czas należy do rzadkości. Paradoksalnie, pokazując, iż środowisko, płeć i nierówności społeczne idą ze sobą w parze, w pewnym momencie Panek niestety traci swoją bohaterkę z oczu.

Hipnotyzujące zdjęcia Jakuba Stoleckiego uwydatniają piękno oraz tajemniczość pradawnego lasu, choć bije z nich pewna sterylność i dystans. Przez większość czasu podziwiamy Białowieżę w szerokich, imponujących kadrach, zbyt często pozostając jednak na powierzchni, w świecie ludzi. Gdyby kamera zanurkowała choć trochę głębiej, eksplorując niepowtarzalny mikroklimat puszczy, moglibyśmy poznać Simonę jeszcze bliżej – pośród leśnej symfonii dźwięków, z poranną rosą na skórze i niegasnącą fascynacją wymalowaną na twarzy. W filmie nie brakuje na szczęście scen, w których Panek uwalnia wreszcie protagonistkę od męskiego spojrzenia, umieszczając Kossak w jej naturalnym środowisku. Badając dietę saren, kobieta godzinami przesiaduje w dziczy, bacznie obserwując zachowania tych płochliwych, ale pięknych stworzeń, które niedługo mogą stracić życie przez ignorancję i pychę władz. Stawka jest wysoka, a Simonie w konfrontacji z patriarchalnym systemem nie brakuje uporu, inteligencji i bezczelności. Trudno jednak cieszyć się choćby z największych zwycięstw badaczki, gdy reżyser przesyca je goryczą, brutalnie podsumowując ją słowami Batury: "Simona Kossak – ta, która uratowała sarny, a skazała na śmierć jelenie".

Jakub Gierszał, Sandra Drzymalska
  • Karolina Grabowska

Jednym z najciekawszych wątków produkcji okazuje się skomplikowana relacja naukowczyni z jej rodziną, w której pozbawiona malarskiego talentu, zawsze uchodziła za czarną owcę. Panek nie definiuje kobiety jedynie przez pryzmat pochodzenia, wielokrotnie podkreślając, iż Simona to więcej niż tylko wnuczka i prawnuczka cenionych polskich malarzy czy bratanica słynnej międzywojennej poetki. W kobiecym portrecie rodzinnym, przepełnionym toksyczną energią i niewypowiedzianymi na głos żalami, udaje mu się wreszcie dotrzeć do wnętrza bohaterki. Pozbawione czułości więzi z surową matką, Elżbietą (Agnieszka Kulesza), oraz gloryfikowaną w rodzie Glorią odcisnęły na kobiecie bolesne piętno w relacjach z najbliższymi. Jedynie miłość, którą darzyła zwierzęta, wolna była od skaz i doświadczonych w przeszłości traum.

Nie ma co się łudzić, iż jedna filmowa biografia zdoła w pełni ukazać nam, jaka Simona była naprawdę. By uwzględnić w opowieści jej cały edukacyjny dorobek, burzliwe życie miłosne, a także uchwycić esencję jej przyjaźni z naturą, należałoby wyprodukować co najmniej kilkusezonowy serial. Pankowi udaje się jednak w kilku impresjach ożywić Kossak na ekranie, a to za sprawą emanującej tajemniczą aurą puszczy, a to utalentowanej Sandry Drzymalskiej, która tchnęła w postać swoją wrażliwość oraz hart ducha. Choć prezentowana w gdyńskim konkursie "Simona Kossak" nie wyróżnia się znacząco na tle szeregu innych generycznych biopików, mimo wszystko ma szansę stać się box-office'owym hitem, a co najważniejsze – rozsławić imię biolożki wśród młodego pokolenia. Simona oraz jej dorobek w pełni na to zasługują.
Idź do oryginalnego materiału