Właśnie wyemitowano w Polsce ostatni odcinek serialu "Dzień szakala", którego gwiazdami są Eddie Redmayne i Lashana Lynch. Czy serial dorównuje filmowemu pierwowzorowi, którym jest "Dzień szakala" z 1973 roku? Pierwszy sezon nowego "Dnia szakala" recenzuje Jakub Majmurek.
"Dzień szakala" Freda Zinnemanna przypominał precyzyjnie skonstruowany mechanizm. Każdy element – każda scena, ujęcie, montażowa sklejka – były w nim na swoim miejscu, widowisko nigdy nie gubiło tempa, przez prawie dwie i pół godziny potrafiło utrzymać maksymalne napięcie oraz uwagę widza. Decyzja, by przerobić tę historię na serial, podzielić na odcinki i rozciągnąć do blisko dziesięciu godzin, mogła więc budzić zrozumiały sceptycyzm fanów filmu z 1973 roku. I choćby jeżeli twórcom serialowej wersji "Dnia szakala" nie udało się przekonać wszystkich fanów tamtej produkcji, to z zadaniem poradzili sobie lepiej niż dobrze.
Akcja została przeniesiona 60 lat później, z 1963 roku do trzeciej dekady XXI wieku. W serialu celem tytułowego płatnego zabójcy (Eddie Redmayne) nie jest generał de Gaulle ani żaden inny polityczny przywódca, ale wizjonerski miliarder z branży IT, Ulle Dag Charles (Khalid Abdalla). Po tym, jak wspiął się na sam szczyt rankingów najbogatszych ludzi na świecie, Charles postanowił zostać "zdrajcą własnej klasy". Napisał aplikację, która – śledząc i pokazując to, jak realnie wygląda przepływ pieniądza w światowej gospodarce – ma ujawnić prawdę na temat tego, jak wiele ze wspólnego tortu biorą najbogatsi, szkodząc przy okazji ich lubiącym ciszę interesom. Zamach ma powstrzymać uruchomienie aplikacji.
Polityczno-społeczne tło akcji nie jest tu tak starannie zbudowane jak – za powieścią Fredericka Forsytha – było w filmie z lat 70. Czasem trzeba zawiesić niewiarę i przymknąć oko na pewne uproszczenia i naiwności. W najmniejszym stopniu nie przeszkadza to jednak w odbiorze serialu. Bo w budowaniu napięcia, w angażowaniu emocji i ciekawości widza, w wykorzystywaniu gatunkowych konwencji brytyjska produkcja radzi sobie naprawdę znakomicie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem w telewizji tak dobrze zrobione i angażujące sensacyjno-szpiegowskie widowisko. Może czasami za bardzo skręca ono w stronę Jamesa Bonda, może wątki rodzinnego życia bohatera dałoby się skrócić z zyskiem dla całości, ale mimo różnych uwag trudno nie podziwiać rzemiosła twórców.
Tak jak w filmie, fabuła zbudowana jest jak partia szachów, pojedynek między zabójcą, a ścigającym go przedstawicielem prawa – w tym wypadku agentką MI5 Biancą Pullman (Lashana Lynch). Serialowy format pozwala nam zbliżyć się do obu tych postaci. A jednocześnie tytułowy zabójca – choć widzimy go w otoczeniu rodziny i poznajemy coś w rodzaju jego "genezy" – pozostaje dla nas cały czas enigmą. Nie wiemy, co go ostatecznie motywuje. Choć obserwujemy moment, gdy wybiera zawodową drogę i w brutalny sposób grzebie swoje dawne życie, nie potrafimy powiedzieć, co adekwatnie pchnęło go do takich a nie winnych wyborów. Nie sposób też powiedzieć, jak naprawdę rozumie on swoją relację żoną i synkiem.
Całą recenzję autorstwa Jakuba Majmurka przeczytacie TUTAJ.
Tytułowy Szakal (Eddie Redmayne) to bezkonkurencyjny, nieuchwytny i działający w pojedynkę zabójca, który podejmuje się zleceń tylko za najwyższe stawki. W końcu znajduje jednak godną siebie rywalkę. Nieustępliwa agentka brytyjskiego wywiadu (Lashana Lynch) zaczyna ścigać go po całej Europie. Tak rozpoczyna się krwawe polowanie, podczas którego żadna za stron nie cofnie się przed niczym.
Czas szakali (recenzja serialu "Dzień szakala")
"Dzień szakala" Freda Zinnemanna przypominał precyzyjnie skonstruowany mechanizm. Każdy element – każda scena, ujęcie, montażowa sklejka – były w nim na swoim miejscu, widowisko nigdy nie gubiło tempa, przez prawie dwie i pół godziny potrafiło utrzymać maksymalne napięcie oraz uwagę widza. Decyzja, by przerobić tę historię na serial, podzielić na odcinki i rozciągnąć do blisko dziesięciu godzin, mogła więc budzić zrozumiały sceptycyzm fanów filmu z 1973 roku. I choćby jeżeli twórcom serialowej wersji "Dnia szakala" nie udało się przekonać wszystkich fanów tamtej produkcji, to z zadaniem poradzili sobie lepiej niż dobrze.
Akcja została przeniesiona 60 lat później, z 1963 roku do trzeciej dekady XXI wieku. W serialu celem tytułowego płatnego zabójcy (Eddie Redmayne) nie jest generał de Gaulle ani żaden inny polityczny przywódca, ale wizjonerski miliarder z branży IT, Ulle Dag Charles (Khalid Abdalla). Po tym, jak wspiął się na sam szczyt rankingów najbogatszych ludzi na świecie, Charles postanowił zostać "zdrajcą własnej klasy". Napisał aplikację, która – śledząc i pokazując to, jak realnie wygląda przepływ pieniądza w światowej gospodarce – ma ujawnić prawdę na temat tego, jak wiele ze wspólnego tortu biorą najbogatsi, szkodząc przy okazji ich lubiącym ciszę interesom. Zamach ma powstrzymać uruchomienie aplikacji.
Polityczno-społeczne tło akcji nie jest tu tak starannie zbudowane jak – za powieścią Fredericka Forsytha – było w filmie z lat 70. Czasem trzeba zawiesić niewiarę i przymknąć oko na pewne uproszczenia i naiwności. W najmniejszym stopniu nie przeszkadza to jednak w odbiorze serialu. Bo w budowaniu napięcia, w angażowaniu emocji i ciekawości widza, w wykorzystywaniu gatunkowych konwencji brytyjska produkcja radzi sobie naprawdę znakomicie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem w telewizji tak dobrze zrobione i angażujące sensacyjno-szpiegowskie widowisko. Może czasami za bardzo skręca ono w stronę Jamesa Bonda, może wątki rodzinnego życia bohatera dałoby się skrócić z zyskiem dla całości, ale mimo różnych uwag trudno nie podziwiać rzemiosła twórców.
Tak jak w filmie, fabuła zbudowana jest jak partia szachów, pojedynek między zabójcą, a ścigającym go przedstawicielem prawa – w tym wypadku agentką MI5 Biancą Pullman (Lashana Lynch). Serialowy format pozwala nam zbliżyć się do obu tych postaci. A jednocześnie tytułowy zabójca – choć widzimy go w otoczeniu rodziny i poznajemy coś w rodzaju jego "genezy" – pozostaje dla nas cały czas enigmą. Nie wiemy, co go ostatecznie motywuje. Choć obserwujemy moment, gdy wybiera zawodową drogę i w brutalny sposób grzebie swoje dawne życie, nie potrafimy powiedzieć, co adekwatnie pchnęło go do takich a nie winnych wyborów. Nie sposób też powiedzieć, jak naprawdę rozumie on swoją relację żoną i synkiem.
Całą recenzję autorstwa Jakuba Majmurka przeczytacie TUTAJ.
"Dzień szakala" – zwiastun
O czym opowiada "Dzień szakala"?
Tytułowy Szakal (Eddie Redmayne) to bezkonkurencyjny, nieuchwytny i działający w pojedynkę zabójca, który podejmuje się zleceń tylko za najwyższe stawki. W końcu znajduje jednak godną siebie rywalkę. Nieustępliwa agentka brytyjskiego wywiadu (Lashana Lynch) zaczyna ścigać go po całej Europie. Tak rozpoczyna się krwawe polowanie, podczas którego żadna za stron nie cofnie się przed niczym.