Dwuznaczny tytuł wystawy Running out of history sugeruje, iż stoimy w obliczu braku lub w pozycji ucieczki. Niedosyt wobec ubytków i luk w historii wprowadza nas w stan poszukiwania nowych form narracji. Uchronia, czyli termin, który stanowi temporalny odpowiednik utopii, dosłownie oznacza nie-czas. To przestrzeń alternatywnej historii oraz miejsce do wprowadzania stopniowych mikrozmian w odczytywaniu rzeczywistości. Pojęcie to z powodzeniem może stanowić narzędzie do dekonstrukcji domyślnych historiografii.
Obiekty dialogują ze sobą, ponieważ część z nich wyrasta ze wspólnych systemów filozoficznych czy kodów kulturowych.
Gorzowska wystawa jest opowieścią o spekulatywnych wizjach przyszłości i przepisywaniu na nowo przeszłości. Stawia przy tym pytanie o obiektywność historii powszechnej. Zaproszone osoby artystyczne bawią się więc symbolami, wyznaczają nowe pola walki, wyrównują rachunki z zamierzchłych czasów i powołują do życia upiorne fantazje. To wywracanie i przedefiniowywanie na wszelkie sposoby przeszłości, teraźniejszości i przyszłości ma zbudować w widzu przede wszystkim refleksję na temat sposobu, w jaki doświadczamy historii i tego, jakie mechanizmy mają na to wpływ. Teoretycznie, wystawie nie towarzyszy jasno określony kierunek narracji. Obiekty dialogują ze sobą, niekoniecznie jednak ze względu na aranżacyjną bliskość, ale znacznie częściej – poprzez bliskość filozoficzną; część z nich wyrasta ze wspólnych systemów filozoficznych czy kodów kulturowych. Z uwagi na pozostawiony margines swobody, który pozostawił publiczności kurator wystawy, Jakub Kosecki, wyznaczona przeze mnie trasa jest tylko jedną z wielu. Wszak samym celem tej wystawy jest przetasowanie ciągów przyczynowo-skutkowych.
„Z naszych kości powstaną satelity” Irminy Rusickiej i Kaspra Lecnima w Goyki 3 Art Inkubator
Jedną z pierwszych prac, jakie możemy napotkać w przestrzeni galeryjnej jest instalacja Maryny Sakowskiej Po mieczu i po kądzieli. Na zrecyklingowanych deskach do prasowania artystka umieszcza malarskie wizerunki mieczy. Pokrowce desek są zatem podobraziami dla popularnych symboli władzy, męstwa i wielkich czynów. Taki kontrast pomiędzy medium a tematem jest zarazem o nierównościach patriarchalnej hegemonii, ale również o pracy domowej, niewidzialnej pracy kobiet i ich wpływie na ekonomię. Rozwieszone gęsto na linach obiekty Sakowskiej uwidaczniają skalę i ciągłość męskiej dominacji. Jednak nie wszystkie miecze Sakowskiej wyglądają jak wyciągnięte z lokalnego muzeum wojskowości. Te, które wyglądają niczym broń elfickiej księżniczki, przypominają także o tym, iż oprócz strażników patriarchatu, istnieją także jego strażniczki.
Przeseksualizowane kobiece ciała u Sakowskiej poddawane różnorodnym metodom opresji: są podglądane, związywane i narażone na przemoc, podobną do innych, nie-ludzkich organizmów.
Najwyraźniej temat wyzysku kobiecych ciał stoi w centrum zainteresowania Sakowskiej, o czym świadczy także jej druga praca – Lactosystem (Virgo Lactans). W przypadku tej instalacji artystka porzuca domyślną koncepcję odwiecznej walki płci na rzecz połączenia sytuacji kobiet z filozofią i praktykami kontroli najstarszej korporacji na świecie – Kościoła. Lactosystem to drapak dla kotów wzbogacony wizualnością gotyckich katedr, a konstrukcja przez wielość swoich poziomów, przestrzeni, planów i zakamarków przypomina logikę gier platformowych. W tym architektonicznym labiryncie artystka umieszcza kobiece wizerunki, wzorowane na postaciach z hentai – pornograficznego gatunku mangi i anime. Przeseksualizowane w ten sposób ciała i ich posiadaczki są u Sakowskiej poddawane różnorodnym metodom opresji: są podglądane, związywane i podłączone do systemów, które umożliwiają odciąganie ich mleka w ten sam sposób, w jaki dzieje się to ze zwierzętami hodowlanymi. Celowe porównanie do przemysłu mleczarskiego ujawnia międzygatunkową przemoc względem organizmów reprodukujących. W ten sposób artystka ujawnia mechanizmy opresji i zaznacza pola dyskryminacji, jednocześnie nie proponując banalnych przepisów na szybką i bezbolesną emancypację.
Nad naszą wsią przeleciał meteoryt. „Statek kosmiczny wielki na pół wsi” Bartosza i Tomasza Zaskórskich w Miejscu Projektów Zachęty
Rafał Żarski, twórca kojarzony przede wszystkim ze sztuką multimedialną, od dłuższego czasu kieruje swoje zainteresowania w stronę rysunku. Dlatego też w Gorzowie oglądać można jego wielkoformatowy tryptyk rysunkowo-malarski Szereg Czasowy, oparty na monumentalnym Sądzie Ostatecznym autorstwa Hansa Memlinga. Historyczna wizja apokalipsy i końca świata w pracy Żarskiego sprowadzona jest do prostych, wektorowych schematów, przez co nieunikniony koniec jest zaskakująco podobny do współczesnych instrukcji ewakuacji budynków biurowych. Jednak choćby te uśmiechnięte twarze, które wzywają do zachowania spokoju zostaną pochłonięte przez piekielne płomienie. W tym połączeniu korporacyjno-urzędowej stylistyki z eschatologiczną wizualnością religijną, powraca kwestia podporządkowania życia doczesnego narracjom Końca. Tym bardziej znaczący wydaje się w tym przypadku tytuł pracy, bowiem Szereg czasowy to pojęcie, z którego korzysta m.in. Główny Urząd Statystyczny, monitorując tendencje w konkretnych okresach.
Co w przypadku, gdy przed ponownym przyjściem Zbawiciela nastąpi planetarny koniec świata?
W nawiązaniu do przygotowań do Apokalipsy Wiktoria Kucharczak proponuje nieco inne spojrzenie. Co w przypadku, gdy przed ponownym przyjściem Zbawiciela nastąpi planetarny koniec świata? W praktyce artystycznej Kucharczak od dłuższego czasu widać motyw kultu świętych chrześcijańskich w nieco rozszerzonym polu. Praca Cananenus w celofanie powstała w oparciu o badania naukowe dra Piotra Karockiego, który podjął próbę stworzenia kalendarza liturgicznego dla przyszłych kolonizatorów Marsa. Prezentowany na wystawie intergalaktyczny pielgrzym-kolonizator jest natomiast spekulatywną wizją tego, jak mogłaby ewoluować duchowość poza orbitą ziemską. Z tekstu, który towarzyszy tej pracy dowiadujemy się, iż wbrew oczekiwaniom Ziemian, misja kolonizacji i międzyplanetarnego tryumfu chrześcijaństwa wcale się nie powiodła. Nie wiemy, czy na fotelu znajdującym się w galerii widzimy szczątki pielgrzyma czy też fragmenty jego kostiumu. Nad trashową instalacją wisi zawinięta w celofan figurka św. Krzysztofa, która – w przeciwieństwie do pielgrzyma – wygląda na nienaruszoną. Jednak ten wizerunek niewzruszonego patrona kierowców nie jest podobny do typowej katolickiej galanterii. Święty Krzysztof wisi tutaj w swojej pierwotnej, nieco już zapomnianej grecko-bułgarskiej wersji, w której zamiast ludzkiej głowy ma psi pysk. Kucharczak bawiąc się w ten sposób ikonografią, wskazuje na intrygujące elementy fantastyczne w chrześcijańskiej ikonogafii. Praktykę artystyczną tej artystki można opisać jako wyjątkowy przykład chrześcijańskiego science fiction. A to z powodzeniem mogłoby stać się polskim towarem eksportowym.
Julia Woronowicz, kolejna z zaproszonych do wystawy artystek, jest rozpoznaną specjalistką na temat spekulacji na temat alternatywnych historii przyszłości i przeszłości. Jednak w przypadku gorzowskiej wystawy, tematem stają się muzealia i ich kłopotliwy status. W kolejnym odcinku autorskich badań nad zaginioną historią kobiecej hegemonii na ziemiach polskich, Woronowicz eksponuje Buraculum Reginae, insygnium władzy matriarchalnej – kamienne berło w formie buraczanej bulwy. Jak referuje opis pracy, buraczane berło jest artefaktem na wpół żywym, a przy tym niechętnym do statycznych narracji historycznych, którym ma zaświadczać. Jest w stanie rozbić swoją gablotę, a dowodem jego żywotności mogą być odłamki szkła, które wciąż leżą wokół niego. Berło nie pozwala się zamknąć w muzealnej witrynie, podważając status muzealiów. W ten sposób Woronowicz w mockumentalny sposób buduje kobiecą wersję historii, a także – jako jedyna na wystawie – bierze na warsztat tematykę muzealnictwa i jego politycznego znaczenia.
W kontekście innych feminizujących prac, Słodka gorycz egzystencji wygląda nieco jak relikt teorii feministycznej.
Melanie Wróblewska podobną problematykę buduje dzięki historycznych postaci, których istnienia nie można sprowadzić do wytworu fantazji. Słodka gorycz egzystencji to lightboksowa instalacja, na której znajdziemy grafiki cyfrowe z fragmentami zapomnianych utworów lirycznych kobiecego autorstwa. Wróblewska zestawia utwory autorek takich jak Ho Xuan Huong (XIX w., Wietnam), Gwerful Mechain (XV w., Walia) czy Sor Juana Ines de la Cruz (XVII w., Meksyk) ze sztuką uliczną i kapitalistyczną estetyką ulotek reklamowych. prawdopodobnie praca artystki miała mówić głosem herstorycznym, ale współcześnie koncepcja kobiecego empowermentu, opartego na wyłuskiwaniu wybitnych kobiecych jednostek, nie wydaje się rewolucyjna. Zwłaszcza w kontekście słynnego eseju Lindy Nochlin, który liczy już ponad 50 laty, a także w zestawieniu jej z pracami Sakowskiej czy Woronowicz. Dlatego też Słodka gorycz egzystencji wygląda nieco jak relikt teorii feministycznej.
Gra kartami historii. „Polska 2410″ w lokalu_30 i „Grunwald. Rekonstrukcja” w Teatrze Współczesnym w Szczecinie
Natomiast Jakub Kosecki, który w Gorzowie występuje w podwójnej roli artysty i kuratora, prezentuje Człowiekodron. To postać-upiór; człekokształtny byt, zrośnięty z elementami dronów bojowych, który zwiesza się z przymocowanej do sufitu galerii siatki maskującej. Jednak ta specyficzna hybryda człowieka i drona nie wydaje się być żołnierzem przyszłości, a raczej fantazją na temat protetycznego tworzenia super-zabójców. Jego lichy, plastikowy wygląd przywodzi na myśl postaci z gier lub prowizoryczne kostiumy kosmitów lub astronautów, przez co jego antyużytkowy i ahistoryczny charakter czyni z Człowiekodrona zaledwie powidok fantazji o wojnie i przemocy.
Pseudoludzkie i przy tym hybrydyczne maszyny wzięli na warsztat także Ula Lucińska i Michał Knychaus z duetu artystycznego Inside Job. Choć ich praca dzieli przestrzeń z berłem Woronowicz, a choćby – nieoczywisty status na wpół żywych przedmioto-podmiotów – tak pod względem treści bliżej jej do protetycznego wajbu upiora Koseckiego. Minimalistyczne Too far gone nie jest typową dla poznańskiego duetu realizacją – jako, iż Inside Job przyzwyczaiło już widzów do spektakularnych instalacji, czy choćby scenograficznych środowisk. Niewielki obiekt na gorzowskiej wystawie to zdalnie sterowany samochodziko-ludzik, który lewituje nad usypaną rampą. Na szeroko rozstawionych kołach pojazdu osadzono trójgłową, człekokształtną postać z drewna. A zaznaczony w piaskowej rampie ślad jazdy, nie daje nam odpowiedzi na to, gdzie (i czy w ogóle gdzieś) kończy się jego ,,lokomocyjna przygoda”. W kontekście prac katastroficzno-apokaliptycznych lekka i humorystyczna instalacja Inside Job zdecydowanie służy wystawie, równoważąc wydźwięk całości.
Nowy świat zrodzi się z błota. Rozmowa z duetem Inside Job, czyli Ulą Lucińską i Michałem Knychausem
U Adama Nehringa treściowo jest naprawdę gęsto: Paul Klee i Walter Benjamin, Karol Marks i Marshall Berman.
W przypadku wystaw zbiorowych – jaką jest Running out of history – niejednokrotnie można odnieść wrażenie, iż koncepcje, które za nimi stoją, powstały w oparciu o konkretne prace pojedynczego artysty. Nie wiem, czy było tak i w tym przypadku, jednak dla gorzowskiej wystawy takim artystą wydaje się właśnie Adam Nehring. W MOS-ie obiekty malarskie Nehringa, które zaaranżowano na niewysokich ściankach co rusz puszczają oko do osób zainteresowanych XX-sto i XXI-wieczną teorią historiozofii, a prace z serii Blue Screen Mauzoleum odnoszą się do dziedzictwa zachodniej filozofii. Treściowo jest tu naprawdę gęsto i erudycyjnie. W malarsko-rzeźbiarskiej reinterpretacji Angelusa Novusa Paula Klee Nehring tym razem umieszcza hołd dla Waltera Benjamina; w poprzedniej wersji ta sama praca okraszona była prześmiewczym memoriałem dla Francisa Fukuyamy. Obok niej wisi Wszystko co stałe, rozpływa się w powietrzu, czyli styropianowy tympanon z cytatem z Marksa, kluczowym dla Rzeczy o doświadczeniu nowoczesności Marshalla Bermana. Te intelektualne kalambury zapewnią odwiedzającym wystawę rozrywkę na dobre paręnaście minut. Dla mnie najciekawsza okazała się seria nagrobków z serii Niebieski Ekran Śmierci (Blue Screen of Death). Zestawienie nagrobków z komputerowym błędem systemu zahaczają o kwestię teraźniejszości w kontekście indywidualnym czy choćby – intymnym. Z ,,wyświetlanych” w miejscu epitafiów urywków rozmów bije samotność i lęk. U Nehringa niebieski ekran pojawia się niespodziewanie w wyniku błędu, zaburzając wizję nieśmiertelności danych i ujawniając kruchość systemów odpowiedzialnych za nasze funkcjonowanie w świecie wirtualnym i, co gorsza, coraz częściej także w rzeczywistym.
Pracom Adama Nehringa towarzyszą granatowe sztandary duetu ∅leg&Kaśka, które zawieszono na rzeźbionych palach. Artystyczny duet swobodnie korzysta z alchemiczno-magicznej symboliki i pierwotno-mitologicznych wierzeń na temat cyklu życia, umieszczając na tkaninach przedstawienia axis mundi, jedności przeciwieństw czy symbolizującego chwałę motywu byczych głowy. Sam tytuł pracy Banner of Rebirth nawiązuje wprost do cyrkularnego modelu czasu, w którym powtarzalność dziejów i upadek poprzedzony jest zwykle wzrostem. W odróżnieniu od strategii Woronowicz, sztandary nie są stylizowane na odnaleziony artefakt. Są wytworami współczesnego zwrotu ku zjawiskom nadprzyrodzonym, a kojarzący się militarnie sztandar zwisa więc jako złowroga wróżba, która zwiastuje przyszłe konflikty. Te najprawodpodobniej mogą doprowadzić do kolejnego resetu cyklu historycznego. Pomimo swojego ezoterycznego, onirycznego charakteru, obiekt ma także coś do powiedzenia na temat współczesności i jej przyziemnych lęków.
„Odpoczywać będziesz w biegu” Katarzyny Wyszkowskiej, Adama Kozickiego i Adama Nehringa w Galerii ASP w Krakowie
Running out of history jest wystawą zbudowaną wokół pewnej tezy, jednak prezentowane prace nie zostały potraktowane instrumentalnie. Postulowane przez Koseckiego w tekście kuratorskim ,,wyjście z wagonika historiozofii” znajduje odzwierciedlenie w twórczości osób młodego pokolenia, tworzących w Polsce. Ci nie boją się podważać, przepisywać i wymazywać historycznego status quo za pomocą swojej sztuki. Mimo wszystko, chciałabym pokusić się o zwrócenie uwagi na wielkich nieobecnych gorzowskiej wystawy: tych na niej pominiętych i w niej nieuwzględnionych. Dlatego też, idąc tropem postulatów przyświecających pokazowi, należałoby spekulatywne zdekonstruować sam kuratorski wybór i zaznaczyć pewien wyraźny brak. I mam tutaj na myśli brak niepolskiej perspektywy na przyszłe i przeszłe losy świata.