Ponoć "raz w dupę, to nie pedał", jak twierdzą fani
In Flames oraz ostatnich dwóch płyt
Horrendous, więc stwierdziłem, iż nic mi się nie stanie, jeżeli posłucham sobie melodyjnego life metalu spod znaku Innersphere. W zasadzie, to zakładałem, iż wyłączę tę muzykę w połowie pierwszego utworu, jednak z zaskoczenieniem odkryłem, iż daje to radę, ta melodyjność nie przywodzi na myśl zakupów w Cepelii, a solówki nie brzmią jak podjebane Rhapsody, czy innemu Hammerfall. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, iż nowy album tej nieznanej mi do dzisiaj kapeli jest jakimś wydarzeniem muzycznym, które Was może pozamiatać, sądzę jednak, iż jest to dość solidne , a w swojej klasie choćby bardzo dobre, granie w sam raz skrojone do tego, aby sobie przy nim wypocząć z kawką lub zimnym browarem w ręku.
iframe
Statystyki: autor: TITELITURY — 21 min. temu