Dziwny album, dziwny jak gust ludzi, którzy słuchają Behemotha po Satamonice, tylko, iż tu jest odwrotnie, niż w muzyce czołowego polskiego metalowca, bo zaczyna się chujowo, a kończy ciekawie. Taki kucometal, porównują to w opisie do wczesnego Deicide np., a tymczasem ja tam słyszę Angelcorpse, przestaje z czasem być takim skomasowanym dźwiękowym kuku i podróżuje bardziej w blackowo / thrashowe rejony. Raz podszedłem i wyłączyłem po paru minutach, ale dziś naszła mnie chęć na coś mocniejszego, więc wróciłem i dochodzę do wniosku, iż nie jest to takie złe.
Statystyki: autor: TITELITURY — 25 min. temu














